Kilkadziesiąt organizacji pozarządowych i wielu naukowców podpisało list otwarty pt. „Co dalej po powodzi?”, którego głównym adresatem jest minister środowiska – nadzorujący gospodarkę wodną w naszym państwie. Poniższy tekst jest oparty na wyżej wymienionym liście. Tym śmielej mogę go zaprezentować, że byłem jedną z osób redagujących ten dokument.
Powodzie z ostatniego 13-lecia podważyły wiarę w regulację rzek, budowę obwałowań oraz zbiorników zaporowych jako panaceum na zagrożenie.
W starych krajach Unii Europejskiej już dawno uznano, że regulacja rzek oraz budowa zbiorników i obwałowań są działaniami zawodnymi i nie zapewniają bezpieczeństwa ludziom, niszczą „dobry stan wód”, a bardzo często powodują wzrost zasięgu powodzi i strat materialnych. Wynika to z faktu, że regulacja i budowa obwałowań powoduje zwiększenie przepływów i stanów wód, stwarzając zagrożenie dla obszarów przez nie chronionych, a także terenów znajdujących się w niższych partiach zlewni.
Ostatnia powódź dotknęła w największym stopniu nie tylko obszary chronione obwałowaniami, ale również te poniżej trzech wielkich zbiorników lub ich zespołów: Goczałkowic na Wiśle, Tresnej-Porąbki na Sole i Dobczyc na Rabie. Tworząc złudne poczucie bezpieczeństwa, przez lata obiekty te zachęcały społeczności lokalne do zabudowy dolin rzek. Powódź potwierdziła nieskuteczność tych zapór. Towarzyszył temu brak systemów ostrzegania ludzi przed nadejściem fali powodziowej, na co wskazały liczne, prezentowane w mediach wypowiedzi członków społeczności lokalnych.
Realizując zadania z zakresu ochrony przeciwpowodziowej, przez lata ignorowano zdolności retencyjne zlewni, pozwalając na ich niekontrolowaną zabudowę. Jednocześnie możliwości retencyjne dolin rzecznych były drastycznie ograniczane poprzez budowę obwałowań. Tereny zalewowe w dolinach rzek nadal – po wielkiej powodzi z 1997 r. – są zabudowywane, niekiedy wbrew Prawu wodnemu i informacjom zawartym na nielicznych, niestety, mapach terenów zalewowych.
Z jednej strony, realizowane są zadania przyspieszające odpływ wód ze zlewni, z drugiej zaś – wydatkowano pieniądze na zwiększanie sztucznej retencji. Ogromna część środków z kredytu Europejskiego Banku Inwestycyjnego, przeznaczona na poprawę bezpieczeństwa powodziowego, została skierowana na szkodliwe dla środowiska i nieefektywne zadania przeciwpowodziowe. Większość pieniędzy przeznaczono na regulacje rzek i potoków oraz budowę i modernizację obwałowań.
Także większość unijnych środków z Sektorowego Programu Operacyjnego (SPO) oraz Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego (ZPORR) skierowanych na „rolnicze gospodarowanie wodami” w latach 2004-2006, a obecnie z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW) i Regionalnych Programów Operacyjnych (RPO) 2007-2013 przeznaczono na regulowanie rzek, czytaj: ich dewastację (prostowanie koryt, utwardzanie brzegów, wycinkę roślinności). W praktyce oznacza to dalsze zubożenie przyrody dolin rzecznych, co stoi w sprzeczności z celem Ramowej Dyrektywy Wodnej, dotyczącym „dobrego stanu wód”, a także wzrost zagrożenia powodziowego.
System ochrony przeciwpowodziowej w Polsce jest przestarzały. Ignorowane są współczesna wiedza i światowe trendy zakładające zwiększanie retencji dolinowej, powierzchniowej, ograniczanie spływu i zatrzymywanie wody w środowisku. Do tej pory nie przygotowano transpozycji unijnej dyrektywy powodziowej ani nie wprowadzono w polskim prawie zapisów obligatoryjnie zakazujących budowy na terenach zalewowych.
Niestety, prośrodowiskowe głosy naukowców i organizacji pozarządowych w sprawie polskich wód są od lat lekceważone.
W ramach programów, które przedstawiane są społeczeństwu jako „przeciwpowodziowe”, realizowane są kosztowne inwestycje służące czemuś zupełnie innemu, np. żegludze lub produkcji energii, a to pogarsza stan wód oraz bezpieczeństwo powodziowe. Przykładem jest realizacja w ramach „Programu dla Odry 2006” stopnia wodnego Malczyce, którego łączny koszt wyniesie ok. 800 mln zł. Za te środki można było sporządzić mapy ryzyka powodzi oraz plany przeciwpowodziowe i przekazać je wszystkim samorządom w dorzeczu Odry. Niestety, takiego działania w ramach tego Programu nie przewidziano.
Organizacje ekologiczne i naukowcy nie tylko źle oceniają stan zabezpieczenia powodziowego, ale także składają propozycje realizacji kompleksowego i nowoczesnego systemu ochrony przed powodzią, obejmującego m.in. środki nietechniczne i techniczne. W pierwszej grupie powinno się znaleźć sporządzenie i powszechne udostępnienie map terenów zalewowych ze wskazaniem stref ryzyka, które umożliwiłyby wprowadzenie zakazów zabudowy terenów zagrożonych powodzią oraz odpowiednią adaptację budownictwa i sposobu gospodarowania na takich terenach. Ważne są też uporządkowanie przepisów związanych z odpowiedzialnym planowaniem przestrzennym, uwzględniającym zasięg zagrożenia powodzią, oraz opracowanie wieloletniego planu wyprowadzania zabudowy poza tereny zalewowe z miejsc największego ryzyka – jako strategii efektywniejszej przeciwpowodziowo, tańszej i bardziej proekologicznej od programu wielokrotnego remontowania domów i płacenia przez podatników za kolejne wielkie straty powodziowe (wzorem jest m.in. wieloletnia strategia stanu Ontario w Kanadzie). Trzeba pomyśleć o wprowadzeniu zasady wykupu terenów zalewowych i domów lub całych osiedli na obszarach, które były lub są regularnie zalewane przez powodzie oraz pomocy w ich odbudowie poza terenem zalewowym.
Istotne będzie wprowadzenie całkowitego zakazu budowy obwałowań oraz regulacji rzek i potoków chroniących pola uprawne, pastwiska, łąki itp. oraz tereny z pojedynczymi zabudowaniami, a także edukowanie służb i mieszkańców terenów zagrożonych powodzią oraz uspołecznione opracowanie i wdrożenie – spójnych w obrębie zlewni – lokalnych planów i działań przeciwpowodziowych w gminach doświadczonych powodzią lub na nie narażonych. Priorytetem winno być wdrożenie powszechnego i niezawodnego systemu ostrzegania dla obszarów zagrożonych zalaniem, ze szczególnym uwzględnieniem tych „chronionych” obwałowaniami i zbiornikami.
Środki techniczne to m.in. rozszerzanie rozstawu obwałowań i likwidacja wałów, które nie chronią ludzi bądź cennej infrastruktury, połączone z rewitalizacją terenów nadrzecznych wespół z wykupami gruntów oraz rekompensatą finansową dla ich użytkowników. Zalicza się też do nich budowę polderów przeciwpowodziowych, suchych zbiorników i kanałów ulgi z uwzględnieniem zagrożeń dla terenów niżej położonych (kanały ulgi bez rozszerzenia obwałowań lub budowy towarzyszącego polderu mogą powodować ochronę jednego miasta kosztem drugiego) oraz renaturyzację koryt rzecznych, zwłaszcza na terenach górskich i podgórskich. Konieczna jest ponadto stopniowa wymiana nieprzepuszczalnych materiałów używanych m.in. do budowy parkingów na pokrycia umożliwiające retencjonowanie wód opadowych.
Sygnatariusze listu postulują przy tym, aby dokonać szczegółowej oceny wszystkich rozpoczętych i planowanych inwestycji hydrotechnicznych pod kątem ich zgodności z obowiązującą polityką wodną UE oraz ich wpływu na wzrost ryzyka powodziowego, a także wstrzymać projekty inwestycyjne pogarszające stan wód i zmniejszające bezpieczeństwo powodziowe, w tym prace regulacyjne prowadzone w ramach „Programu Odra 2006”, PO Infrastruktura i Środowisko, Regionalnych Programów Operacyjnych oraz PROW 2007-2013 na rolnicze gospodarowanie wodami. Zaoszczędzone środki powinny zostać skierowane na działania zgodne z przyjętą przez Wspólnotę Europejską polityką przeciwpowodziową. Apelują też, by realizacja niezbędnych przedsięwzięć inwestycyjnych w poszczególnych zlewniach Wisły i Odry odbywała się w ramach zintegrowanych programów opracowanych dla całych zlewni równocześnie z realizacją ww. elementów nietechnicznych.
Nie wiem, czy uda się skruszyć beton tkwiący w wielu jeszcze głowach. Wiem, że obecny minister środowiska, Andrzej Kraszewski, publicznie deklaruje chęć zmiany archaicznej polityki wodnej i przeciwpowodziowej, która na wszystkich polach przynosi tylko straty. Jeśli on i rząd będą chcieli wprowadzać w życie postulowane wyżej zmiany, będą mieli wsparcie sektora organizacji pozarządowych i wielu naukowców. Jeśli nie, frustracja społeczna, brak efektów i straty gospodarcze będą rosnąć, a ciche i pracowite bobry staną się kozłami ofiarnymi upartych i konsekwentnie błędnych poczynań ludzi.
Radosław Gawlik, Stowarzyszenie Ekologiczne Eko-Unia, Zieloni 2004
Komentarze (0)