I już po wakacjach. Przynajmniej dla większości z nas. Powoli kończy się lato, a wraz z nim czas odpoczynku. Dla mnie jest to okres planowania tego, co chciałbym robić w najbliższym roku szkolnym. Nie mam tu na myśli letniej wersji „postanowień noworocznych”, ale jeszcze z czasów dzieciństwa pozostała mi skłonność do wyznaczania celów na nowy rok edukacji. Jednak po co w ogóle narzucamy sobie jakieś postanowienia i obciążamy naszą psychikę? Pewnie dlatego, że plany pchają nas do przodu. Dają szansę na postęp.
Jak możemy mierzyć postęp w naszej pracy? Przecież nie na podstawie zysku. Nie, proszę się nie martwić, nie będę znowu zamęczał czytelników kolejnym tekstem na temat benchmarkingu. Ważne jest natomiast to, aby sobie i pracownikom uzmysławiać potrzebę spojrzenia na nasze działania z dystansu. Jedną z najprostszych metod jest porównywanie czasochłonności opracowania tych samych dokumentów w każdym roku. Gdy czas realizacji zadania jest coraz krótszy bez uszczerbku dla jakości dokumentu, to znaczy, że zmierzamy w dobrym kierunku. Jeśli ta sama ilość pracowników potrafi obsłużyć większą ilość klientów, to także jest to dobry znak. Ale żeby to wszystko móc ocenić, musimy mieć jakiś punkt odniesienia.
Gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy
Musimy zatem wiedzieć, jak nasza sytuacja wygląda obecnie, żeby za rok móc ocenić postępy lub też zauważyć ich brak. W każdej z naszych firm jednym z głównych kosztów rodzajowych są wynagrodzenia. Dlatego trzeba skupić się na mierzeniu naszych sukcesów w odniesieniu do większej wydajności pracy. Należy więc opracować wskaźniki, które zmierzymy dzisiaj i porównamy za rok. Każdy powinien zaproponować sposób dokonania pomiarów dotyczących bezpośredniego podwładnego i jego bezpośrednich podwładnych. Oczywiście zrodzi się naturalny opór przeciw takim metodom, bo przecież po co mamy coś takiego mierzyć, skoro powszechnie wiadomo, że wszyscy w pracy wydzierają sobie rękawy i nie mają czasu zjeść śniadania. Najmniej argumentów przeciw wdrożeniu takich pomiarów będą mieli ci rzeczywiście najbardziej obłożeni pracą. Takie pomiary tylko to uwypuklą i udowodnią. Jednak cała reszta stadka naszych milusińskich nie będzie specjalnie zachwycona i postara się przy pierwszej okazji wsunąć kij w szprychy naszej właśnie konstruowanej maszyny. Dobre samopoczucie wielu z podwładnych nie pozwala im nawet przypuszczać, że być może jednak nie są idealni. Bo przecież każdy z nas miał wątpliwą przyjemność wysłuchiwania peanów o tym, jak to pracownik poświęcił całe życie dla firmy i jakim to on nie jest autorytetem. Nie przeszkadza mu wówczas świadomość, że za tę swoją „służbę” w firmie otrzymywał wynagrodzenie, na które się zgadzał, a rzesze wyznawców i piewców jego autorytetu ukrywają się w tak cwany sposób, że nijak nie można ich znaleźć. Takich jak ten delikwent trzeba trzymać z dala od jakichkolwiek zmian i propozycji usprawnień, bowiem jeśli ktoś jest doskonały (w swoim mniemaniu), to przecież już dalszych udoskonaleń nie potrzebuje.
Na wynagrodzeniach i wydajności koszty rodzajowe się nie kończą. Ważne jest jednak to, by nie roztrwonić naszego czasu na mierzenie wielkości, na które z reguły i tak nie mamy wpływu. Chodzi o podatek od nieruchomości czy też amortyzację (nie mówię tu o stanowieniu stawek odpisów amortyzacyjnych, bo jest to zabieg wyłącznie administracyjny, a nie osiągnięcie zarządcze). Analizując koszty, winniśmy brać pod uwagę uwarunkowania w danym roku czy też ceny rynkowe materiałów. A przede wszystkim w działaniach tych trzeba zachować zdrowy rozsądek.
Z postępem
Zacznijmy więc razem kolejny już rok szkolny. Bo nauka tak naprawdę nigdy się nie kończy. Jeśli ktoś ma choćby trochę pokory w sobie, to wie, że zawsze może się czegoś nauczyć. Zawsze jest coś do poprawy. Dlatego tak chętnie słucham o tym, co robią moi koledzy z branży, ponieważ często są w czymś ode mnie lepsi, choćby wydawało mi się, że jestem naprawdę dobry. Spoglądanie wstecz okazuje się korzystne tylko wówczas, gdy mamy świadomość popełnianych błędów i gdy pomaga nam to ich unikać. Przecież nikt z uporem maniaka nie uderza się młotkiem w palec, prawda? Zatem przenieśmy zasadę unikania tych samych błędów na płaszczyznę zawodową, a wówczas będzie troszkę lepiej i poczynimy postęp. A o to właśnie nam chodzi, czyż nie?
Paweł Chudziński, prezes Aquanet, Poznań
Komentarze (0)