Wreszcie – po trzech latach od przyjęcia dyrektywy UE w tej sprawie – rząd przyjął projekt ustawy o efektywności energetycznej (EE). Mówiąc prostszym językiem, jest to ustawa o oszczędzaniu energii w różnych jej postaciach (ciepła, elektryczności, gazu czy paliw). Jest ona ważna z kilku powodów. Oszczędzanie i efektywniejsze wykorzystanie energii to najlepszy sposób na ochronę środowiska. Szacuje się, że aktualny, właściwy naszej cywilizacji sposób pozyskiwania i zużywania energii ma dochodzący nawet do 90% udział w degradacji środowiska globu. Zatem każda niezużyta jednostka energii, zwana przez ekologów „negawatem”, to redukcja „jednostek” niszczących środowisko, przyrodę i człowieka. Po drugie, mniej zużytej energii to mniejsza potrzeba i chęć budowy nowych źródeł energetycznych oraz mniejszy koszt energii w produktach, usługach, budżetach gospodarstw domowych, samorządowych i państwowych. To konkretne oszczędności finansowe, które możemy przeznaczyć na inne cele. Jest jeszcze inny, pozytywny aspekt gospodarczy poprawy wydajności energetycznej. To zwiększenie konkurencyjności produktów i usług, które zużywają mniej energii.
Efektywność energetyczna, aż trudno uwierzyć, ma same pozytywy. Jednak zrozumienie tego prostego faktu zajęło rządowi sporo czasu. Przed ponad rokiem proces wstrzymał minister finansów (sic!), chyba nie rozumiejąc, że EE nie robi się sama. Wymaga szeregu różnych inwestycji, które – obok miejsc pracy (podatki) – wymagają kupna materiałów i urządzeń (kolejne podatki) zwiększających efekty budżetowe.
Ustawa wprowadza cel i różne instrumenty działania. Cel jest konkretny, bo UE taka bywa. Mamy zmniejszyć zużycie energii o 9% w 2016 r. w stosunku do lat 2001-2005.
Aby te instrumenty weszły w życie, a ustawa nie była tylko formalnym spełnieniem dyrektywy, wiadomo, czego trzeba: odpowiednich, niezbyt biurokratycznych narzędzi administracyjnych oraz bodźców finansowych. Jest szansa, że oba zapisane w ustawie typy tych instrumentów zadziałają, choć do samego końca rząd łagodził co śmielsze propozycje ustawy…
Instrumenty takie jak tzw. białe certyfikaty, czyli świadectwa EE, będą przydzielane przez Urząd Regulacji Energetyki (URE) podmiotom za konkretne, najskuteczniejsze przedsięwzięcia, które poprawią EE. Z kolei na firmy energetyczne sprzedające energię elektryczną, ciepło lub gaz odbiorcom końcowym nałożony zostanie obowiązek pozyskania (w drodze inwestycji bądź kupna) określonej puli „białych certyfikatów” lub wniesienia opłaty zastępczej. Ma to otworzyć rynek na te certyfikaty, zachęcić i poprawić opłacalność inwestycji różnych podmiotów w EE. Widać, jak ważna jest rola regulatora (URE), aby optymalnie ustawić parametry startowe na „giełdzie białych certyfikatów”.
Dla prawidłowego działania regulacji prawnych istotne są dobre akcje promocyjne i dobre przykłady. Przewidziano to w planie działań. Doświadczenie uczy, iż korzystne jest spluralizowanie źródeł informacji i promocji ustawy oraz dopuszczenie, oprócz administracji, podmiotów prywatnych i organizacji pozarządowych.
Oby tak się stało!
Projekt zakłada również włączenie jednostek sektora publicznego w realizację konkretnych zadań z zakresu EE. Instytucje te w założeniu mają zaświecić przykładem oraz informować o osiągniętych efektach oszczędzania energii, m.in. za pośrednictwem stron internetowych. Projekt ustawy nakłada na nie obowiązek zmniejszania energochłonności co rok (do 2015 r.) o przynajmniej 1% do 2015 r. (choć, niestety, na ostatnim etapie przetargów w rządzie ten konkretny 1% prawdopodobnie skasowano!).
Skuteczność działania ustawy do 2016 r. będzie sprawdzana co trzy lata w postaci zaktualizowanego Krajowego Planu Działań.
Wiele osób będzie uważnie śledzić przyjęcie tej ustawy przez Sejm i jej późniejsze wdrażanie. Ten projekt, choć późno (wszak w tym czasie, w ostatnim roku, rząd przyjął kilka projektów ustaw wprowadzających np. energetykę atomową), przestawia nas na właściwe tory. Polska zużywa ponad trzy razy więcej energii na jednostkę produktu w stosunku do krajów „starej” UE. To miara zarówno naszego zapóźnienia, jak i potrzeb oraz szans na sprawniejszą, oszczędniejszą, proekologiczną gospodarkę i… energetykę. Wobec UE zobowiązaliśmy się poprawić EE o 20% do 2020 r. Jeśli tylko ten cel zrealizujemy w połowie w zakresie energii elektrycznej, to oszczędność będzie bliska mocy, którą ma dać pierwsza „polska” elektrownia atomowa w latach 2020-22.
Powtarzam i pytam ten rząd do znudzenia (teraz śmielej, bo w końcu pokazał, że w dziedzinie EE chce należeć do Europy): po co budować drogo i ryzykownie? Aby lać jądrową energię do dziurawego wiadra? Ustawa o EE pozwala nam uszczelnić to wiadro. Dajmy jej szansę, nie topmy środków w rzekomo nowoczesnych elektrowniach atomowych, których nie potrzebujemy.
Radosław Gawlik, Stowarzyszenie Ekologiczne Eko-Unia, Zieloni 2004
Tytuł od redakcji
Komentarze (0)