Dotąd po ulewach mieszkańcy z trudem wypraszali w urzędzie o posprzątanie błota i zabezpieczenie pobocza. Ostatnio jednak do usuwania śliskiej mazi wysłano aż trzy jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej, straż miejską i pracowników Przedsiębiorstwa Komunalnego. Na miejscu byli również przedstawiciele Miejskiego Centrum Reagowania i Ochrony Ludności. Tylko ostatnia akcja kosztowała kilka tysięcy złotych.
Jednak prawdopodobnie na sprzątaniu się nie skończy. – Zastanawiamy się, czy nie obciążyć gospodarzy, którzy lekceważą problem – mówi prezydent Mirosław Lenk w „DZ”. Zdaniem mieszkańców za sytuacje odpowiada także brak rowów melioracyjnych zasypanych w latach 70-tych i zbyt mała liczba studzienek kanalizacyjnych.
źródło: Dziennik Zachodni
Komentarze (0)