Gdyby to tego doszło, rynek uprawnień do emisji dwutlenku węgla stałby się jednym z najważniejszych elementów światowego handlu, wpływającym na ceny ropy naftowej, gazu, energii elektrycznej itd. – To byłoby wydarzenie o kolosalnym znaczeniu – mówi Henrik Hasselknippe, dyrektor Point Carbon, spółki zajmującej się analizą rynku CO2.
Wszędzie indziej handel uprawnieniami do emisji CO2 rozwija się systematycznie od 2005 roku, odkąd Unia Europejska wprowadziła własny system obrotu i gdy wszedł w życie Protokół z Kioto. Według Banku Światowego w ubiegłym roku rynek uprawnień osiągnął wartość około 64 mld dol., czyli ponad dwukrotnie więcej niż w 2006 roku. Point Carbon szacuje, że gdyby to rozwiązanie wprowadzono w USA, do 2020 r. wartość tego rynku wzrosłaby do ponad 3 bln dol. rocznie, z czego około 2/3 przypadłoby na ten kraj. Do 2007 roku USA były bowiem największym emitentem gazów cieplarnianych, potem palmę pierwszeństwa odebrały im Chiny.
Gdyby natomiast USA jeszcze przez dłuższy czas uchylały się od wprowadzenia obrotu uprawnieniami do emisji CO2, miałoby to fatalne skutki dla rynku. Zagrożony byłby cały unijny system handlu, bo firmy i politycy zażądaliby takiej zmiany warunków działania, która zwiększyłaby ich konkurencyjność wobec USA. Bez zgody USA prawdopodobnie nie uda się również przyjąć dokumentu, który zastąpiłby Protokół z Kioto (główne uzgodnienia tego aktu tracą moc w 2012 roku).
Obrót uprawnieniami powstał jako mechanizm stwarzający krajom i przedsiębiorstwom impuls do redukcji emisji gazów cieplarnianych. Bogate kraje mogą wypełniać część swoich zobowiązań do redukcji emisji, inwestując w przedsięwzięcia ograniczające emisję w biednych krajach.
Źródło: Gazeta Prawna
Komentarze (0)