Komuś trzeba zabrać, aby komuś dołożyć – z Krzysztofem Filipkiem, przewodniczącym Sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, rozmawia Wojciech Dutka
Czym w najbliższym czasie zajmować się będzie Sejmowa Komisja?
Plan pracy został przyjęty przez Komisję i według tego planu będziemy pracować w pierwszym półroczu. Niewątpliwie ważną sprawą, którą teraz się zajmujemy, jest transport żywych koni eksportowanych za granicę, któremu towarzyszy medialna „nagonka” w prasie i telewizji. 15 stycznia* odbędzie się posiedzenie Komisji, poświęcone temu problemowi, na które zaproszone zostały organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt, jak również prezes Związku Hodowców Koni oraz osoby odpowiedzialne za organizację transportu. Nie wiem jaką decyzję, oczywiście po wysłuchaniu wszystkich stron, podejmie Komisja. Został postawiony wniosek, aby zmienić prawo, wprowadzając zakaz eksportu żywych koni. Obawiam się tego i się z tym nie zgadzam. Jestem jak najbardziej za prawidłowym, humanitarnym transportem, natomiast nie możemy zamykać drogi polskim hodowcom. Przed kilku laty była podobna sprawa dotycząca tuczu gęsi. Podjęta wówczas decyzja, zakazująca tuczu na stłuszczone wątroby, nie uratowała ani jednej gęsi. Poprzez taką decyzję zmieniliśmy tylko miejsce tuczu tych gęsi. Teraz robią to inni, dobrze na tym zarabiając, nie ma wśród nich natomiast hodowców z Polski. Straciło na tym także państwo, bo przecież była to legalna, opodatkowana działalność. Nic nie uratowaliśmy, a wręcz ponieśliśmy straty, także jeśli chodzi o liczbę miejsc pracy. A przecież zależy nam na rozwoju polskiego rolnictwa, przetwórstwa rolnego, przemysłu spożywczego. Obawiam się, że w sprawie transportu koni, jeśli Komisja pozytywnie zaopiniuje zakaz eksportu, będzie podobnie i kolejni hodowcy, tym razem koni, zostaną wyeliminowani z rynku. Pozbawimy ich środków do życia, a chyba nie o to chodzi. Jest prawo, które jasno mówi o warunkach transportu, należy tylko tego prawa przestrzegać. Nie trzeba go zmieniać, lecz egzekwować, zwrócić się do instytucji i urzędów odpowiedzialnych za nadzór nad przestrzeganiem prawa. Jeśli są luki w prawie to wtedy można wnieść poprawki. Chciałbym abyśmy wyciągali wnioski z tego co stało się w sprawie gęsi. Jest to niewątpliwie trudny temat dla Komisji, bo prawdopodobnie każda decyzja wywoła niezadowolenie którejś z zainteresowanych stron. Mam nadzieję, że zwycięży zdrowy rozsądek. Chcę wierzyć, że organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt, mają na względzie tylko dobro zwierząt a nie inne sprawy. Znane są liczne przypadki niekonsekwencji, np. kiedy na protest przeciwko budowie autostrady „ekolodzy” przyjeżdżają swoimi samochodami. Dlaczego nie rowerem? Komisja jest zdecydowana nawiązać prawdziwy dialog z organizacjami proekologicznymi. Potrzebujemy współpracy z wieloma organizacjami, ale z takimi, które naprawdę działają na rzecz ochrony środowiska, a nie tylko dla własnych, czy może nawet obcych interesów. Niestety zdarzają się, nieliczne na szczęście, przypadki działania grup dla osiągnięcia własnych korzyści, także finansowych, wymuszanych na inwestorach. Przy wszystkich naszych działaniach musimy się kierować zdrowym rozsądkiem. Jeśli stoi gdzieś drzewo, to z punktu widzenia przewodniczącego Komisji Ochrony Środowiska, jestem za jego ochroną, ale są także sprawy ważniejsze, strategiczne dla potrzeb państwa, gdzie czasami nie da się pogodzić jednego z drugim i trzeba dokonywać wyboru.
Ostatnio głośna jest sprawa budowy lotniska w Białej Podlaskiej. Jest to poważny problem, ponieważ z jednej strony chodzi o wycięcie 200 ha lasów, z drugiej rozważana jest budowa dużego kompleksu handlowego z bazą przeładunkową, lotniskiem oraz ośrodka rekreacyjno-sportowego. Planuje się tam zatrudnić 40 tys. osób. Ze względu na wysokie bezrobocie w tym rejonie chciałoby się, żeby to powstało jak najszybciej. Natomiast z drugiej strony, trzeba poświęcić przyrodę i zgodzić się na wycięcie 200 ha lasów. Mówiłem o zdrowym rozsądku. Inwestor zgłosił propozycję, że zalesi trzy razy większy obszar. Ale biorąc pod uwagę realizację dotychczasowych zobowiązań inwestorów zachodnich, którzy często nie wywiązywali się ze swych deklaracji, istnieje obawa, że i tym razem tak będzie. Należy jeszcze sprawdzić jaki skutek będzie miało wycięcie tych 200 ha lasów dla przyrody na tym obszarze. Gdyby udało się zabezpieczyć, że z całą pewnością inwestor zrealizuje swoje zobowiązania, to można byłoby pokusić się o zgodę. Może transakcja – za 200 ha wyciętego lasu – 600 ha nowo zalesionych terenów, miałaby sens. Na szczęście decyzja w tym zakresie należy do ministra, który po zasięgnięciu opinii ekspertów, musi się nad tym głęboko zastanowić. Nie leży to w kompetencjach Komisji i nie musimy wydawać opinii na ten temat, co nie znaczy, że unikamy tego typu problemów i odpowiedzialności. Myślę, że w tej kadencji wykażemy się zdrowym rozsądkiem i wiedzą, pomogą w tym posłowie, którzy już w poprzedniej kadencji zasiadali w tej Komisji. Uważam, że potrafimy działać z pożytkiem dla rozwoju gospodarczego i ochrony środowiska.
Jak ocenia Pan pomoc finansową dla wsi, którą można by przeznaczyć na odrobienie zaległości w ochronie środowiska?
O programie SAPARD słyszę już trzeci rok, a wieś jeszcze nie dostała ani złotówki. Jeśli mamy pozyskać środki z tego funduszu, to oby stało się to jak najszybciej, ale obawiam się, że nieprędko faktycznie je otrzymamy. Już niejednokrotnie przekonaliśmy się o tym, że wina w opóźnieniach leży po naszej stronie. Ciągle słyszymy, że polski rząd czegoś nie dopełnił i dlatego jeszcze nie przekazano pieniędzy. Zawsze można znaleźć furtkę, która pozwoli na przesunięcie w czasie wypłaty obiecanych od wielu lat pieniędzy. Nie wierzę, że sprawa zostanie szybko załatwiona. Tym bardziej uważam, że zapisywanie w budżecie środków do uzupełnienia tych pochodzących z funduszy, co do których nie ma pewności, że będą, jest przesadą.
Nie wierzy Pan, że za pieniądze z Unii Europejskiej szybko zmodernizujemy polską wieś?
Musimy to zrobić przede wszystkim własnymi siłami. Nie wierzę w cuda i obietnice. Kapitał zachodni niczego nie daje za darmo. Czy widział ktoś biznesmena rozdającego pieniądze? Jeśli zainwestuje dwa dolary to musi zarobić sześć. Taka jest logika biznesu. A więc musimy liczyć na siebie. Trzeba do tego stworzyć odpowiednie mechanizmy. Muszą być radykalnie obniżone stopy procentowe i to nie o 1,2%, ale np. o 8%. To może dać szansę na rozwój krajowej gospodarki. Natomiast wiara, że za pieniądze Unii stworzymy na wsi nowe miejsca pracy, podniesiemy standard życia ludzi, a to przecież jest związane także z infrastrukturą komunalną i ochroną środowiska, jest błędem.
Jednak za dwa lata Polska znajdzie się w Unii Europejskiej. Jeśli nie podniesiemy standardów jakościowych i nie zbudujemy także na wsi urządzeń ochrony środowiska to znajdziemy się w bardzo trudnej sytuacji.
Jeśli nawet założymy, że Polska znajdzie się w Unii Europejskiej w 2004 r. i jeśli założymy, że Unia poważnie chciałaby pomóc w rozwoju infrastruktury wiejskiej, to od trzech lat powinniśmy już korzystać ze środków finansowych SAPARDU. Przecież te pieniądze mają wspomagać polskie rolnictwo w wyrównywaniu różnic w stosunku do pozostałych członków Unii. Skoro tych pieniędzy nadal nie ma to jest to dowód na to, jak poważnie traktuje nas Zachód. Uważam, że Polska traktowana jest przede wszystkim jako rynek zbytu, dlatego im mniej będzie nasze rolnictwo przygotowane do członkostwa w Unii, tym dla nich lepiej, gdyż nie spełniając obowiązujących standardów będziemy mniej konkurencyjni.
Jest jeszcze jeden problem. Większość naszych rolników uważa, że nadchodzące zmiany ich nie dotkną, że jest to „problem sąsiada”. Myślą, że będą gospodarowali tak jak dawniej i nic się nie zmieni. Jest to pogląd niesłuszny. Pozostanie grupa silniejszych gospodarstw, które przygotują się do zmian przede wszystkim za własne pieniądze, nie licząc na pomoc unijną. Wśród pozostałych rolników będzie wielkie rozczarowanie. Co te miliony ludzi, pozbawionych pracy i rynków zbytu, będą robić na wsi, gdzie nie ma żadnej pracy. Pomysły, żeby tworzyć miejsca pracy rozwijając agroturystykę są naprawdę mało poważne i utopijne. Rozumiem, że są wybrane rejony, np. Mazury, gdzie są do tego warunki, tam oczywiście trzeba to robić. Ale większość terenów wiejskich nie ma takich walorów, pozbawiona jest infrastruktury. Kto na przykład będzie chciał pojechać do wsi oddalonej 30 kilometrów od najbliższego miasta, do której prowadzi kiepskiej jakości droga żwirowa? Ci rolnicy nic tam sami nie zrobią. Z wieloma stanie się to samo, co z byłymi pracownikami PGR-ów. Rząd do tego doprowadzi, jeśli nie będzie stawiał na rozwój polskiego rolnictwa. Mądrze wspierane rolnictwo może być kołem zamachowym polskiej gospodarki.
W ubiegłym roku rząd przygotował, a Sejm przyjął, duży pakiet ustaw ekologicznych, dostosowanych do praw unijnych. Czy może Pan wyrazić opinię na temat znajomości tego prawa przez rolników? Jak wygląda rzeczywistość?
Myślę, że ludzie chcieliby żyć w czystym i zadbanym środowisku. Wielokrotnie widzimy, że rolnicy, jeśli tylko wystarcza im pieniędzy, dbają o swoje obejście nie pytając o żadną ustawę, sami dążą do poprawy, nie czekając na zmiany prawa. Ale bez pieniędzy nawet najlepsze prawo nie będzie zrealizowane. Za nowym prawem muszą pojawić się odpowiednie środki. Przy najlepszej woli nie da się nic zrobić bez pieniędzy. Choćby wykorzystanie dużej rezerwy walutowej wynoszącej 24 mld dolarów, ulokowanej na niski procent w bankach zachodnich. Dlaczego tych pieniędzy nie wykorzystamy dla pobudzenia gospodarki? Te pieniądze leżą i nie pracują. Pomysłów na rozwój gospodarki mamy wiele. Niestety nie ma woli zmiany polityki społeczno-gospodarczej. Samymi oszczędnościami i cięciami nie doprowadzimy do wzrostu gospodarczego. Bez wzrostu nie będzie finansów na inwestycje w ochronie środowiska.
Wcale nie zadowala mnie fakt, że są wpływy do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Skąd pochodzą te wpływy? Od firm, które zanieczyszczają, a to nie jest powód do radości. Trzeba nad tym ubolewać, gdyby firma nie niszczyła środowiska, nie musiałaby płacić. Lepsza byłaby sytuacja, że mamy mniejsze wpływy i czystsze środowisko. Czy rzeczywiście środki z NFOŚiGW wykorzystujemy w pełni, aby eliminować zagrożenia? Myślę, że nie do końca.
Czy Sejmowa Komisja Ochrony Środowiska ma wpływ na politykę wydatkowania funduszy proekologicznych?
Niestety rola Komisji jest niewielka. W poprzednich kadencjach Sejmu tak było, że przedstawiciel Komisji brał udział w posiedzeniach Rady Nadzorczej. Niestety obecnie jest inaczej. Niedawno dokonano zmiany na stanowisku prezesa Narodowego Funduszu. Oczekujemy, że jego kontakty z Komisją ożywią się. Jednak faktycznie Komisja ma niewielki wpływ na kierunki wydatkowania funduszy proekologicznych. Zgodnie z podziałem kompetencji nie my jesteśmy odpowiedzialni za ich przydzielanie, możemy je jedynie opiniować. W istniejących warunkach Komisja nie ma większego wpływu na kształt budżetu 2002 roku. W ramach skromnych, ustalonych kwot, możemy tylko wnioskować do Komisji Finansów Publicznych o przeniesienie środków z jednego miejsca w drugie. Komuś trzeba zabrać, aby drugiemu dołożyć.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa przeprowadzona została 9 stycznia br.
* Na posiedzeniu 15 stycznia 2002 r. Komisja postanowiła skierować wniosek do Najwyższej Izby Kontroli o przeprowadzenie kontroli realizacji Ustawy o ochronie zwierząt z 21 sierpnia 1997 r., ze szczególnym uwzględnieniem transportu zwierząt na eksport
Krzysztof Filipek
Ur. 1 VIII 1961 r. w Węgrowie (woj. mazowieckie), wykształcenie średnie zawodowe (liceum zawodowe o profilu administracyjno-biurowym). Po raz pierwszy w Sejmie. Po szkole zawodowej o kierunku mechanik-tokarz zaczął pracować w firmie budowlanej, potem otworzył własne Przedsiębiorstwo Usługowo-Transportowe. Aktualnie prowadzi gospodarstwo rolne o powierzchni 7 ha, które przejął po ojcu. Żona Wiesława – wykształcenie średnie, pracuje w administracji. Ma trzech synów: Grzegorza (lat 15), Kamila (lat 11) i Cezarego (lat 6). Od maja 1999 r. jest Przewodniczącym Samoobrony Województwa Mazowieckiego, zaś od marca 2000 r. zastępcą Przewodniczącego Samoobrony RP, Andrzeja Leppera. W obecnej kadencji Sejmu został Przewodniczącym Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.
Plan pracy został przyjęty przez Komisję i według tego planu będziemy pracować w pierwszym półroczu. Niewątpliwie ważną sprawą, którą teraz się zajmujemy, jest transport żywych koni eksportowanych za granicę, któremu towarzyszy medialna „nagonka” w prasie i telewizji. 15 stycznia* odbędzie się posiedzenie Komisji, poświęcone temu problemowi, na które zaproszone zostały organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt, jak również prezes Związku Hodowców Koni oraz osoby odpowiedzialne za organizację transportu. Nie wiem jaką decyzję, oczywiście po wysłuchaniu wszystkich stron, podejmie Komisja. Został postawiony wniosek, aby zmienić prawo, wprowadzając zakaz eksportu żywych koni. Obawiam się tego i się z tym nie zgadzam. Jestem jak najbardziej za prawidłowym, humanitarnym transportem, natomiast nie możemy zamykać drogi polskim hodowcom. Przed kilku laty była podobna sprawa dotycząca tuczu gęsi. Podjęta wówczas decyzja, zakazująca tuczu na stłuszczone wątroby, nie uratowała ani jednej gęsi. Poprzez taką decyzję zmieniliśmy tylko miejsce tuczu tych gęsi. Teraz robią to inni, dobrze na tym zarabiając, nie ma wśród nich natomiast hodowców z Polski. Straciło na tym także państwo, bo przecież była to legalna, opodatkowana działalność. Nic nie uratowaliśmy, a wręcz ponieśliśmy straty, także jeśli chodzi o liczbę miejsc pracy. A przecież zależy nam na rozwoju polskiego rolnictwa, przetwórstwa rolnego, przemysłu spożywczego. Obawiam się, że w sprawie transportu koni, jeśli Komisja pozytywnie zaopiniuje zakaz eksportu, będzie podobnie i kolejni hodowcy, tym razem koni, zostaną wyeliminowani z rynku. Pozbawimy ich środków do życia, a chyba nie o to chodzi. Jest prawo, które jasno mówi o warunkach transportu, należy tylko tego prawa przestrzegać. Nie trzeba go zmieniać, lecz egzekwować, zwrócić się do instytucji i urzędów odpowiedzialnych za nadzór nad przestrzeganiem prawa. Jeśli są luki w prawie to wtedy można wnieść poprawki. Chciałbym abyśmy wyciągali wnioski z tego co stało się w sprawie gęsi. Jest to niewątpliwie trudny temat dla Komisji, bo prawdopodobnie każda decyzja wywoła niezadowolenie którejś z zainteresowanych stron. Mam nadzieję, że zwycięży zdrowy rozsądek. Chcę wierzyć, że organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt, mają na względzie tylko dobro zwierząt a nie inne sprawy. Znane są liczne przypadki niekonsekwencji, np. kiedy na protest przeciwko budowie autostrady „ekolodzy” przyjeżdżają swoimi samochodami. Dlaczego nie rowerem? Komisja jest zdecydowana nawiązać prawdziwy dialog z organizacjami proekologicznymi. Potrzebujemy współpracy z wieloma organizacjami, ale z takimi, które naprawdę działają na rzecz ochrony środowiska, a nie tylko dla własnych, czy może nawet obcych interesów. Niestety zdarzają się, nieliczne na szczęście, przypadki działania grup dla osiągnięcia własnych korzyści, także finansowych, wymuszanych na inwestorach. Przy wszystkich naszych działaniach musimy się kierować zdrowym rozsądkiem. Jeśli stoi gdzieś drzewo, to z punktu widzenia przewodniczącego Komisji Ochrony Środowiska, jestem za jego ochroną, ale są także sprawy ważniejsze, strategiczne dla potrzeb państwa, gdzie czasami nie da się pogodzić jednego z drugim i trzeba dokonywać wyboru.
Ostatnio głośna jest sprawa budowy lotniska w Białej Podlaskiej. Jest to poważny problem, ponieważ z jednej strony chodzi o wycięcie 200 ha lasów, z drugiej rozważana jest budowa dużego kompleksu handlowego z bazą przeładunkową, lotniskiem oraz ośrodka rekreacyjno-sportowego. Planuje się tam zatrudnić 40 tys. osób. Ze względu na wysokie bezrobocie w tym rejonie chciałoby się, żeby to powstało jak najszybciej. Natomiast z drugiej strony, trzeba poświęcić przyrodę i zgodzić się na wycięcie 200 ha lasów. Mówiłem o zdrowym rozsądku. Inwestor zgłosił propozycję, że zalesi trzy razy większy obszar. Ale biorąc pod uwagę realizację dotychczasowych zobowiązań inwestorów zachodnich, którzy często nie wywiązywali się ze swych deklaracji, istnieje obawa, że i tym razem tak będzie. Należy jeszcze sprawdzić jaki skutek będzie miało wycięcie tych 200 ha lasów dla przyrody na tym obszarze. Gdyby udało się zabezpieczyć, że z całą pewnością inwestor zrealizuje swoje zobowiązania, to można byłoby pokusić się o zgodę. Może transakcja – za 200 ha wyciętego lasu – 600 ha nowo zalesionych terenów, miałaby sens. Na szczęście decyzja w tym zakresie należy do ministra, który po zasięgnięciu opinii ekspertów, musi się nad tym głęboko zastanowić. Nie leży to w kompetencjach Komisji i nie musimy wydawać opinii na ten temat, co nie znaczy, że unikamy tego typu problemów i odpowiedzialności. Myślę, że w tej kadencji wykażemy się zdrowym rozsądkiem i wiedzą, pomogą w tym posłowie, którzy już w poprzedniej kadencji zasiadali w tej Komisji. Uważam, że potrafimy działać z pożytkiem dla rozwoju gospodarczego i ochrony środowiska.
Jak ocenia Pan pomoc finansową dla wsi, którą można by przeznaczyć na odrobienie zaległości w ochronie środowiska?
O programie SAPARD słyszę już trzeci rok, a wieś jeszcze nie dostała ani złotówki. Jeśli mamy pozyskać środki z tego funduszu, to oby stało się to jak najszybciej, ale obawiam się, że nieprędko faktycznie je otrzymamy. Już niejednokrotnie przekonaliśmy się o tym, że wina w opóźnieniach leży po naszej stronie. Ciągle słyszymy, że polski rząd czegoś nie dopełnił i dlatego jeszcze nie przekazano pieniędzy. Zawsze można znaleźć furtkę, która pozwoli na przesunięcie w czasie wypłaty obiecanych od wielu lat pieniędzy. Nie wierzę, że sprawa zostanie szybko załatwiona. Tym bardziej uważam, że zapisywanie w budżecie środków do uzupełnienia tych pochodzących z funduszy, co do których nie ma pewności, że będą, jest przesadą.
Nie wierzy Pan, że za pieniądze z Unii Europejskiej szybko zmodernizujemy polską wieś?
Musimy to zrobić przede wszystkim własnymi siłami. Nie wierzę w cuda i obietnice. Kapitał zachodni niczego nie daje za darmo. Czy widział ktoś biznesmena rozdającego pieniądze? Jeśli zainwestuje dwa dolary to musi zarobić sześć. Taka jest logika biznesu. A więc musimy liczyć na siebie. Trzeba do tego stworzyć odpowiednie mechanizmy. Muszą być radykalnie obniżone stopy procentowe i to nie o 1,2%, ale np. o 8%. To może dać szansę na rozwój krajowej gospodarki. Natomiast wiara, że za pieniądze Unii stworzymy na wsi nowe miejsca pracy, podniesiemy standard życia ludzi, a to przecież jest związane także z infrastrukturą komunalną i ochroną środowiska, jest błędem.
Jednak za dwa lata Polska znajdzie się w Unii Europejskiej. Jeśli nie podniesiemy standardów jakościowych i nie zbudujemy także na wsi urządzeń ochrony środowiska to znajdziemy się w bardzo trudnej sytuacji.
Jeśli nawet założymy, że Polska znajdzie się w Unii Europejskiej w 2004 r. i jeśli założymy, że Unia poważnie chciałaby pomóc w rozwoju infrastruktury wiejskiej, to od trzech lat powinniśmy już korzystać ze środków finansowych SAPARDU. Przecież te pieniądze mają wspomagać polskie rolnictwo w wyrównywaniu różnic w stosunku do pozostałych członków Unii. Skoro tych pieniędzy nadal nie ma to jest to dowód na to, jak poważnie traktuje nas Zachód. Uważam, że Polska traktowana jest przede wszystkim jako rynek zbytu, dlatego im mniej będzie nasze rolnictwo przygotowane do członkostwa w Unii, tym dla nich lepiej, gdyż nie spełniając obowiązujących standardów będziemy mniej konkurencyjni.
Jest jeszcze jeden problem. Większość naszych rolników uważa, że nadchodzące zmiany ich nie dotkną, że jest to „problem sąsiada”. Myślą, że będą gospodarowali tak jak dawniej i nic się nie zmieni. Jest to pogląd niesłuszny. Pozostanie grupa silniejszych gospodarstw, które przygotują się do zmian przede wszystkim za własne pieniądze, nie licząc na pomoc unijną. Wśród pozostałych rolników będzie wielkie rozczarowanie. Co te miliony ludzi, pozbawionych pracy i rynków zbytu, będą robić na wsi, gdzie nie ma żadnej pracy. Pomysły, żeby tworzyć miejsca pracy rozwijając agroturystykę są naprawdę mało poważne i utopijne. Rozumiem, że są wybrane rejony, np. Mazury, gdzie są do tego warunki, tam oczywiście trzeba to robić. Ale większość terenów wiejskich nie ma takich walorów, pozbawiona jest infrastruktury. Kto na przykład będzie chciał pojechać do wsi oddalonej 30 kilometrów od najbliższego miasta, do której prowadzi kiepskiej jakości droga żwirowa? Ci rolnicy nic tam sami nie zrobią. Z wieloma stanie się to samo, co z byłymi pracownikami PGR-ów. Rząd do tego doprowadzi, jeśli nie będzie stawiał na rozwój polskiego rolnictwa. Mądrze wspierane rolnictwo może być kołem zamachowym polskiej gospodarki.
W ubiegłym roku rząd przygotował, a Sejm przyjął, duży pakiet ustaw ekologicznych, dostosowanych do praw unijnych. Czy może Pan wyrazić opinię na temat znajomości tego prawa przez rolników? Jak wygląda rzeczywistość?
Myślę, że ludzie chcieliby żyć w czystym i zadbanym środowisku. Wielokrotnie widzimy, że rolnicy, jeśli tylko wystarcza im pieniędzy, dbają o swoje obejście nie pytając o żadną ustawę, sami dążą do poprawy, nie czekając na zmiany prawa. Ale bez pieniędzy nawet najlepsze prawo nie będzie zrealizowane. Za nowym prawem muszą pojawić się odpowiednie środki. Przy najlepszej woli nie da się nic zrobić bez pieniędzy. Choćby wykorzystanie dużej rezerwy walutowej wynoszącej 24 mld dolarów, ulokowanej na niski procent w bankach zachodnich. Dlaczego tych pieniędzy nie wykorzystamy dla pobudzenia gospodarki? Te pieniądze leżą i nie pracują. Pomysłów na rozwój gospodarki mamy wiele. Niestety nie ma woli zmiany polityki społeczno-gospodarczej. Samymi oszczędnościami i cięciami nie doprowadzimy do wzrostu gospodarczego. Bez wzrostu nie będzie finansów na inwestycje w ochronie środowiska.
Wcale nie zadowala mnie fakt, że są wpływy do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Skąd pochodzą te wpływy? Od firm, które zanieczyszczają, a to nie jest powód do radości. Trzeba nad tym ubolewać, gdyby firma nie niszczyła środowiska, nie musiałaby płacić. Lepsza byłaby sytuacja, że mamy mniejsze wpływy i czystsze środowisko. Czy rzeczywiście środki z NFOŚiGW wykorzystujemy w pełni, aby eliminować zagrożenia? Myślę, że nie do końca.
Czy Sejmowa Komisja Ochrony Środowiska ma wpływ na politykę wydatkowania funduszy proekologicznych?
Niestety rola Komisji jest niewielka. W poprzednich kadencjach Sejmu tak było, że przedstawiciel Komisji brał udział w posiedzeniach Rady Nadzorczej. Niestety obecnie jest inaczej. Niedawno dokonano zmiany na stanowisku prezesa Narodowego Funduszu. Oczekujemy, że jego kontakty z Komisją ożywią się. Jednak faktycznie Komisja ma niewielki wpływ na kierunki wydatkowania funduszy proekologicznych. Zgodnie z podziałem kompetencji nie my jesteśmy odpowiedzialni za ich przydzielanie, możemy je jedynie opiniować. W istniejących warunkach Komisja nie ma większego wpływu na kształt budżetu 2002 roku. W ramach skromnych, ustalonych kwot, możemy tylko wnioskować do Komisji Finansów Publicznych o przeniesienie środków z jednego miejsca w drugie. Komuś trzeba zabrać, aby drugiemu dołożyć.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa przeprowadzona została 9 stycznia br.
* Na posiedzeniu 15 stycznia 2002 r. Komisja postanowiła skierować wniosek do Najwyższej Izby Kontroli o przeprowadzenie kontroli realizacji Ustawy o ochronie zwierząt z 21 sierpnia 1997 r., ze szczególnym uwzględnieniem transportu zwierząt na eksport
Krzysztof Filipek
Ur. 1 VIII 1961 r. w Węgrowie (woj. mazowieckie), wykształcenie średnie zawodowe (liceum zawodowe o profilu administracyjno-biurowym). Po raz pierwszy w Sejmie. Po szkole zawodowej o kierunku mechanik-tokarz zaczął pracować w firmie budowlanej, potem otworzył własne Przedsiębiorstwo Usługowo-Transportowe. Aktualnie prowadzi gospodarstwo rolne o powierzchni 7 ha, które przejął po ojcu. Żona Wiesława – wykształcenie średnie, pracuje w administracji. Ma trzech synów: Grzegorza (lat 15), Kamila (lat 11) i Cezarego (lat 6). Od maja 1999 r. jest Przewodniczącym Samoobrony Województwa Mazowieckiego, zaś od marca 2000 r. zastępcą Przewodniczącego Samoobrony RP, Andrzeja Leppera. W obecnej kadencji Sejmu został Przewodniczącym Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.