Czysta matematyka
Jak zakłada Krajowy Plan Gospodarki Odpadami (KPGO) oraz wojewódzkie plany gospodarki odpadami, na terenie kraju ma funkcjonować mniejsza liczba składowisk odpadów. Funkcje dotychczasowych tego typu obiektów gminnych mają przejąć regionalne zakłady unieszkodliwiania odpadów (od dziewięciu do 12 w województwie). Pomysł to piękny, lecz nierealny.
Z założeń wojewódzkich planów gospodarki odpadami wynika, że przyszłe regionalne zakłady unieszkodliwiania odpadów mają powstać na bazie istniejących, uznanych za „wzorowe” składowisk odpadów. Rola taka ma przypaść m.in. obiektom w Machnaczu i Służewie (woj. kujawsko-pomorskie). Oba te składowiska mają przyjmować odpady komunalne z terenu powiatów włocławskiego, aleksandrowskiego i radziejowskiego, a być może również z innych. Nic więc dziwnego, że blady strach padł nie tylko na sąsiadów owych składowisk, ale również na ich właścicieli i zarządców. Szacowane podwojenie masy odpadów kierowanych na składowiska znacznie skróci okres ich funkcjonowania, a tym samym w niedługim czasie zmusi do ich rozbudowy. Wiąże się to z koniecznością zakupu dodatkowych terenów pod składowiska, protestami mieszkańców oraz innymi, dodatkowymi perturbacjami. Strach jest tym bardziej uzasadniony, że wymienione tu obiekty zlokalizowane są w rejonach rolniczych o dobrej jakości gleb.
Machnacz i Służewo nie są ewenementem na „mapie składowiskowej Polski”. W Planie Gospodarki Odpadami dla Województwa Warmińsko-Mazurskiego wskazane są tzw. Rejony Gospodarki Odpadami, oddalone od siebie w maksymalnie o 50 km na obszarach o największym ruchu turystycznym. Które z nich się ostaną, trudno przewidzieć, jako że mają obsługiwać co najmniej 150 tys. mieszkańców. Niezależnie od tego, które składowiska uzyskają status Rejonu, ich los będzie taki sam jak obiektów w Machnaczu i Służewie.
Pesymistyczny obraz rzeczywistości
Realizując nasze zobowiązania w kwestii walki z odpadami, jednym pociągnięciem pióra ograniczyliśmy liczbę składowisk w Polsce. Pomysł jest ciekawy i godny realizacji, szkoda, że to tylko idea.
Z danych zawartych w KPGO wynika, że w 2004 r. w Polsce powstało ok. 11,8 mln Mg odpadów komunalnych, z czego zaledwie 521 tys. Mg poddano odzyskowi (pozostałe unieszkodliwiono na składowiskach). Uwzględniając szybkość dochodzenia do wyznaczonych w planach gospodarki odpadami wskaźników wyłączenia odpadów przeznaczonych do odzysku i recyklingu, na planowane w KPGO w 2014 r. ok. 200 składowisk odpadów trafi blisko 10 mln Mg odpadów komunalnych. Można sobie wyobrazić te składowiska – ogromne, cuchnące góry odpadów i szlochający nad losem polskiego „śmieciarstwa” komunalnicy, ekolodzy i inni, którym marzy się czyste środowisko. Bo chyba nikt nie wierzy, że przy takim jak dziś gospodarowaniu odpadami coś się zmieni?
Dotychczasowe działania w zakresie walki o zmniejszenie ilości odpadów na składowiskach ograniczały się do czynności czysto prawnych. Opracowane zostały plany gospodarki odpadami, wyznaczono wskaźniki wyłączenia odpadów przeznaczonych do odzysku, wydano akty prawne, określono wysokości opłat i kar, wyznaczono normy i wymogi… i na tym koniec. Reszta należy do gminy. To ty, gmino, martw się, jak to wszystko wcielić w życie!
A gminy, pełne zapału i wiary w prawo i świetlaną przyszłość, przystąpiły do działań. Niektórym z nich udało się samodzielnie (lub wspólnie z innymi) wybudować składowisko odpadów, zakupić pojemniki do ich selektywnego zbierania, postawić sortownię i kompostownię. Może nie zawsze nowa inwestycja była zgodna z potrzebami i oczekiwaniami, ale przy braku pomocy dobre i to. Część z gmin zaczynała nawet odnosić pewne sukcesy.
I wtedy się zaczęło – przedsiębiorcy odbierający odpady „obrazili się” na obowiązek segregacji odpadów i dostarczania ich do wyznaczonych miejsc, organizacje odzysku zaczęły zmniejszać ceny za przekazane odpady opakowaniowe, wytwarzany kompost z odpadów ulegających biodegradacji zbieranych selektywnie uzyskał status nawozu organicznego, ewentualny „monopol” gminy zyskał miano „wroga ustroju”, a sama gmina stanęła przed przeszkodą w postaci ograniczenia dostępności do środków pomocowych.
Wszystko wróciło więc do normy. Przewoźnicy mogą swobodnie wywozić odpady – jakie chcą i gdzie chcą. Prastare twierdzenie o nieopłacalności selektywnego zbierania odpadów znów nabrało aktualności z racji trudności zbytu opakowań i coraz niższych za nie cen. Niemal idiotyzmem staje się kompostowanie odpadów organicznych z racji niemożliwości zbycia produktu finalnego. Skąd wziąć na to wszystko środki, skoro niemal wszystkie pieniądze z opłat za odbieranie odpadów trafiają do przewoźnika, a na inne fundusze nie ma co liczyć? Pozostaje tylko podziwiać tych, którzy jeszcze podejmują próby usprawnienia gospodarki odpadami na swoim terenie. Czy taki stan rzeczy może wpłynąć na zmniejszenie ilości odpadów i koniecznych do ich unieszkodliwienia składowisk? Może – pod warunkiem, że nie będziemy liczyć „dzikich wysypisk”.
Czy jest jakieś wyjście?
Z analizy aktów prawnych, dokumentów i opracowań wynika, że podstawowym celem gospodarki odpadami jest maksymalny odzysk odpadów oraz unieszkodliwianie wyłącznie tych, których nie udało się poddać odzyskowi. Składowanie jest najgorszą, chociaż przyjętą prawem, metodą unieszkodliwiania odpadów. Należy zatem zrobić wszystko, aby znaleźć wyjście z sytuacji.
Po przeanalizowaniu dostępnych dokumentów planistycznych i przetargowych oraz decyzji sądów administracyjnych oraz decyzje Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wszystko wskazuje na potrzebę budowy wyłącznie składowisk odpadów. Jakikolwiek zakład zagospodarowania odpadów, budowany przez gminy lub ich związki, staje się wyłącznie powodem zaskarżeń decyzji i prawa miejscowego gmin oraz wielkiego krzyku o zwalczaniu wolnej konkurencji. Żadna instytucja w Polsce nie dąży do tego, aby powstający zakład był wykorzystany w pełni zgodnie z jego przeznaczeniem, dzięki czemu przynajmniej część odpadów nie trafiałaby na składowisko. Powstaje więc instalacja, która spełnia jedynie wymóg dbałości gmin o stworzenie sieci niezbędnych instalacji do zagospodarowywania odpadów. W efekcie będziemy mieli instalacje wykorzystywane w niewielkim stopniu, a odpady dalej będą trafiać na ograniczoną ilość składowisk.
Przeważająca część nowo budowanych zakładów składa się z sortowni, kompostowni i składowiska odpadów, przy czym zazwyczaj budowane jest składowisko, zaś pozostałe instalacje stają się wirtualne. Dobrze, gdy kompostownia przetwarza odpady zbierane selektywnie, bo jest przynajmniej nadzieja, że uzyskany kompost nie trafi na składowisko. Gorzej, gdy produkujemy „kompost” pozaklasowy z odpadów zmieszanych. Żadna koncepcja budowanego zakładu nie przewiduje innych form zagospodarowywania odpadów. Efekt jest znany – niewielka ilość wyłączonych odpadów opakowaniowych (daleka od zakładanych wskaźników) i kompostu do wykorzystania, nadmiar odpadów nieprzetworzonych na składowisku oraz dalsze problemy ze składowiskami i ich negatywnym oddziaływaniem na środowisko.
Zakładane w planach gospodarki odpadami zmniejszenie ilości unieszkodliwianych na składowiskach odpadów komunalnych wymaga bardziej radykalnych działań po stronie zarówno technologii, jak i rozwiązań prawnych.
Po pierwsze, selektywne zbieranie odpadów opakowaniowych i użytkowych daje możliwość pozyskania jednorodnego i o wysokim stopniu czystości materiału do odzysku i recyklingu. Od tego nie ma odwrotu i obowiązkiem operatorów systemów gospodarki odpadami jest wprowadzenie odrębnego zbierania różnych grup odpadów oraz ciągłe jego doskonalenie. Konieczna jest tu edukacja ekologiczna, o której większość stara się zapomnieć.
Rozmieszczenie istniejących obiektów gospodarki odpadami komunalnymi w Polsce (stan na dzień 31 grudnia 2005 r.)
Po drugie, kompostowanie odpadów ulegających biodegradacji winno być poprzedzone wnikliwą analizą opłacalności tej formy odzysku. Nie można produkować kompostu „na skład”, szczególnie w rejonach rolniczych. Jeżeli jednak nie ma możliwości wykorzystania kompostu, może warto zastanowić się nad fermentacją odpadów zmieszanych. Korzyścią jest uzyskanie biogazu z przeznaczeniem do produkcji energii elektrycznej oraz przetworzenie wszystkich odpadów przed ich ostatecznym składowaniem. Zmniejsza się objętość odpadów, zwiększa się podatność na zagęszczenie i znika problem powstawania gazu wysypiskowego. Jest to również metoda pozwalająca na produkcję kompostu z jednoczesnym pozyskiwaniem biogazu do produkcji energii. Większe zarówno koszty inwestycyjne, jak i korzyści.
Skład odpadów kierowanych do unieszkodliwienia na składowisku jest powszechnie znany. Charakteryzuje się on przede wszystkim dużą zawartością frakcji ulegającej biodegradacji oraz frakcji palnych. Jak ognia unika się u nas tematu produkcji paliwa z odpadów alternatywnego. A szkoda. Wbrew pozorom paliwo, z odpadów nie jest tak szkodliwe, jak się powszechnie twierdzi. Mając pod nosem potencjalnych odbiorców takiego paliwa, może warto pokusić się o jego produkcję? Korzyść z tego płynąca to zmniejszenie masy odpadów na składowisku.
Wykorzystanie efektów odzysku odpadów jest bardzo utrudnione. Kompost przeznaczony do zbycia (przynajmniej za cenę produkcji) musi posiadać całą masę atestów, na które rzadko kogo stać (a przecież to nawóz organiczny!). Pozyskane odpady opakowaniowe i niektóre użytkowe można przekazać recyklerom, chociaż ich chęci dalekie są od oczekiwanych przez dostawców. Paliwo z odpadów posiada nawet swój kod (19 12 10), ale w dalszym ciągu jest ono odpadem, którego wykorzystanie podlega przepisom o termicznym przekształcaniu odpadów. A może warto byłoby dać większe możliwości zbytu kompostu z odpadów (nie musi to być nawóz, a np. polepszacz gleb z obowiązkiem okresowego badania jego składu)? A może paliwo alternatywne z odpadów byłoby możliwe do współspalania w instalacjach jako paliwo, a nie jako odpad (po określeniu jego wartości opałowych)? A może warto byłoby zmienić zasady pobierania opłat od producentów opakowań zwiększających opłacalność selektywnej zbiórki tego rodzaju odpadów? Albo wprowadzić obowiązek realizacji prawa miejscowego przekazywania odpadów do wyznaczonych miejsc odzysku i unieszkodliwiania?
Przedstawione propozycje to tylko urywek całości problemu. Uprzedzając długą listę kontrargumentów, warto zwrócić uwagę na jeden aspekt. Brak środków jest czystą demagogią. Budowane dotychczas zakłady są przykładem na bezstresowe wydawanie dużych pieniędzy na coś, co nie do końca rozwiązuje problem odpadów. Skromna, bez wodotrysków i megalomanii, ale odpowiadająca potrzebom i gwarantująca efekty instalacja nie kosztuje więcej niż aktualnie budowane molochy. I nic dziwnego, że mieszkańcy protestują przeciwko wysokim kosztom odbioru odpadów i że Machnacz boi się problemów ze składowaniem odpadów. Ilość składowisk jest pochodną ilości odpadów kierowanych na składowiska, a ilość tych odpadów pochodną ich odzysku. To czysta matematyka!
Andrzej Luboński
Tytuł od redakcji
Z założeń wojewódzkich planów gospodarki odpadami wynika, że przyszłe regionalne zakłady unieszkodliwiania odpadów mają powstać na bazie istniejących, uznanych za „wzorowe” składowisk odpadów. Rola taka ma przypaść m.in. obiektom w Machnaczu i Służewie (woj. kujawsko-pomorskie). Oba te składowiska mają przyjmować odpady komunalne z terenu powiatów włocławskiego, aleksandrowskiego i radziejowskiego, a być może również z innych. Nic więc dziwnego, że blady strach padł nie tylko na sąsiadów owych składowisk, ale również na ich właścicieli i zarządców. Szacowane podwojenie masy odpadów kierowanych na składowiska znacznie skróci okres ich funkcjonowania, a tym samym w niedługim czasie zmusi do ich rozbudowy. Wiąże się to z koniecznością zakupu dodatkowych terenów pod składowiska, protestami mieszkańców oraz innymi, dodatkowymi perturbacjami. Strach jest tym bardziej uzasadniony, że wymienione tu obiekty zlokalizowane są w rejonach rolniczych o dobrej jakości gleb.
Machnacz i Służewo nie są ewenementem na „mapie składowiskowej Polski”. W Planie Gospodarki Odpadami dla Województwa Warmińsko-Mazurskiego wskazane są tzw. Rejony Gospodarki Odpadami, oddalone od siebie w maksymalnie o 50 km na obszarach o największym ruchu turystycznym. Które z nich się ostaną, trudno przewidzieć, jako że mają obsługiwać co najmniej 150 tys. mieszkańców. Niezależnie od tego, które składowiska uzyskają status Rejonu, ich los będzie taki sam jak obiektów w Machnaczu i Służewie.
Pesymistyczny obraz rzeczywistości
Realizując nasze zobowiązania w kwestii walki z odpadami, jednym pociągnięciem pióra ograniczyliśmy liczbę składowisk w Polsce. Pomysł jest ciekawy i godny realizacji, szkoda, że to tylko idea.
Z danych zawartych w KPGO wynika, że w 2004 r. w Polsce powstało ok. 11,8 mln Mg odpadów komunalnych, z czego zaledwie 521 tys. Mg poddano odzyskowi (pozostałe unieszkodliwiono na składowiskach). Uwzględniając szybkość dochodzenia do wyznaczonych w planach gospodarki odpadami wskaźników wyłączenia odpadów przeznaczonych do odzysku i recyklingu, na planowane w KPGO w 2014 r. ok. 200 składowisk odpadów trafi blisko 10 mln Mg odpadów komunalnych. Można sobie wyobrazić te składowiska – ogromne, cuchnące góry odpadów i szlochający nad losem polskiego „śmieciarstwa” komunalnicy, ekolodzy i inni, którym marzy się czyste środowisko. Bo chyba nikt nie wierzy, że przy takim jak dziś gospodarowaniu odpadami coś się zmieni?
Dotychczasowe działania w zakresie walki o zmniejszenie ilości odpadów na składowiskach ograniczały się do czynności czysto prawnych. Opracowane zostały plany gospodarki odpadami, wyznaczono wskaźniki wyłączenia odpadów przeznaczonych do odzysku, wydano akty prawne, określono wysokości opłat i kar, wyznaczono normy i wymogi… i na tym koniec. Reszta należy do gminy. To ty, gmino, martw się, jak to wszystko wcielić w życie!
A gminy, pełne zapału i wiary w prawo i świetlaną przyszłość, przystąpiły do działań. Niektórym z nich udało się samodzielnie (lub wspólnie z innymi) wybudować składowisko odpadów, zakupić pojemniki do ich selektywnego zbierania, postawić sortownię i kompostownię. Może nie zawsze nowa inwestycja była zgodna z potrzebami i oczekiwaniami, ale przy braku pomocy dobre i to. Część z gmin zaczynała nawet odnosić pewne sukcesy.
I wtedy się zaczęło – przedsiębiorcy odbierający odpady „obrazili się” na obowiązek segregacji odpadów i dostarczania ich do wyznaczonych miejsc, organizacje odzysku zaczęły zmniejszać ceny za przekazane odpady opakowaniowe, wytwarzany kompost z odpadów ulegających biodegradacji zbieranych selektywnie uzyskał status nawozu organicznego, ewentualny „monopol” gminy zyskał miano „wroga ustroju”, a sama gmina stanęła przed przeszkodą w postaci ograniczenia dostępności do środków pomocowych.
Wszystko wróciło więc do normy. Przewoźnicy mogą swobodnie wywozić odpady – jakie chcą i gdzie chcą. Prastare twierdzenie o nieopłacalności selektywnego zbierania odpadów znów nabrało aktualności z racji trudności zbytu opakowań i coraz niższych za nie cen. Niemal idiotyzmem staje się kompostowanie odpadów organicznych z racji niemożliwości zbycia produktu finalnego. Skąd wziąć na to wszystko środki, skoro niemal wszystkie pieniądze z opłat za odbieranie odpadów trafiają do przewoźnika, a na inne fundusze nie ma co liczyć? Pozostaje tylko podziwiać tych, którzy jeszcze podejmują próby usprawnienia gospodarki odpadami na swoim terenie. Czy taki stan rzeczy może wpłynąć na zmniejszenie ilości odpadów i koniecznych do ich unieszkodliwienia składowisk? Może – pod warunkiem, że nie będziemy liczyć „dzikich wysypisk”.
Czy jest jakieś wyjście?
Z analizy aktów prawnych, dokumentów i opracowań wynika, że podstawowym celem gospodarki odpadami jest maksymalny odzysk odpadów oraz unieszkodliwianie wyłącznie tych, których nie udało się poddać odzyskowi. Składowanie jest najgorszą, chociaż przyjętą prawem, metodą unieszkodliwiania odpadów. Należy zatem zrobić wszystko, aby znaleźć wyjście z sytuacji.
Po przeanalizowaniu dostępnych dokumentów planistycznych i przetargowych oraz decyzji sądów administracyjnych oraz decyzje Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wszystko wskazuje na potrzebę budowy wyłącznie składowisk odpadów. Jakikolwiek zakład zagospodarowania odpadów, budowany przez gminy lub ich związki, staje się wyłącznie powodem zaskarżeń decyzji i prawa miejscowego gmin oraz wielkiego krzyku o zwalczaniu wolnej konkurencji. Żadna instytucja w Polsce nie dąży do tego, aby powstający zakład był wykorzystany w pełni zgodnie z jego przeznaczeniem, dzięki czemu przynajmniej część odpadów nie trafiałaby na składowisko. Powstaje więc instalacja, która spełnia jedynie wymóg dbałości gmin o stworzenie sieci niezbędnych instalacji do zagospodarowywania odpadów. W efekcie będziemy mieli instalacje wykorzystywane w niewielkim stopniu, a odpady dalej będą trafiać na ograniczoną ilość składowisk.
Przeważająca część nowo budowanych zakładów składa się z sortowni, kompostowni i składowiska odpadów, przy czym zazwyczaj budowane jest składowisko, zaś pozostałe instalacje stają się wirtualne. Dobrze, gdy kompostownia przetwarza odpady zbierane selektywnie, bo jest przynajmniej nadzieja, że uzyskany kompost nie trafi na składowisko. Gorzej, gdy produkujemy „kompost” pozaklasowy z odpadów zmieszanych. Żadna koncepcja budowanego zakładu nie przewiduje innych form zagospodarowywania odpadów. Efekt jest znany – niewielka ilość wyłączonych odpadów opakowaniowych (daleka od zakładanych wskaźników) i kompostu do wykorzystania, nadmiar odpadów nieprzetworzonych na składowisku oraz dalsze problemy ze składowiskami i ich negatywnym oddziaływaniem na środowisko.
Zakładane w planach gospodarki odpadami zmniejszenie ilości unieszkodliwianych na składowiskach odpadów komunalnych wymaga bardziej radykalnych działań po stronie zarówno technologii, jak i rozwiązań prawnych.
Po pierwsze, selektywne zbieranie odpadów opakowaniowych i użytkowych daje możliwość pozyskania jednorodnego i o wysokim stopniu czystości materiału do odzysku i recyklingu. Od tego nie ma odwrotu i obowiązkiem operatorów systemów gospodarki odpadami jest wprowadzenie odrębnego zbierania różnych grup odpadów oraz ciągłe jego doskonalenie. Konieczna jest tu edukacja ekologiczna, o której większość stara się zapomnieć.
Rozmieszczenie istniejących obiektów gospodarki odpadami komunalnymi w Polsce (stan na dzień 31 grudnia 2005 r.)
Po drugie, kompostowanie odpadów ulegających biodegradacji winno być poprzedzone wnikliwą analizą opłacalności tej formy odzysku. Nie można produkować kompostu „na skład”, szczególnie w rejonach rolniczych. Jeżeli jednak nie ma możliwości wykorzystania kompostu, może warto zastanowić się nad fermentacją odpadów zmieszanych. Korzyścią jest uzyskanie biogazu z przeznaczeniem do produkcji energii elektrycznej oraz przetworzenie wszystkich odpadów przed ich ostatecznym składowaniem. Zmniejsza się objętość odpadów, zwiększa się podatność na zagęszczenie i znika problem powstawania gazu wysypiskowego. Jest to również metoda pozwalająca na produkcję kompostu z jednoczesnym pozyskiwaniem biogazu do produkcji energii. Większe zarówno koszty inwestycyjne, jak i korzyści.
Skład odpadów kierowanych do unieszkodliwienia na składowisku jest powszechnie znany. Charakteryzuje się on przede wszystkim dużą zawartością frakcji ulegającej biodegradacji oraz frakcji palnych. Jak ognia unika się u nas tematu produkcji paliwa z odpadów alternatywnego. A szkoda. Wbrew pozorom paliwo, z odpadów nie jest tak szkodliwe, jak się powszechnie twierdzi. Mając pod nosem potencjalnych odbiorców takiego paliwa, może warto pokusić się o jego produkcję? Korzyść z tego płynąca to zmniejszenie masy odpadów na składowisku.
Wykorzystanie efektów odzysku odpadów jest bardzo utrudnione. Kompost przeznaczony do zbycia (przynajmniej za cenę produkcji) musi posiadać całą masę atestów, na które rzadko kogo stać (a przecież to nawóz organiczny!). Pozyskane odpady opakowaniowe i niektóre użytkowe można przekazać recyklerom, chociaż ich chęci dalekie są od oczekiwanych przez dostawców. Paliwo z odpadów posiada nawet swój kod (19 12 10), ale w dalszym ciągu jest ono odpadem, którego wykorzystanie podlega przepisom o termicznym przekształcaniu odpadów. A może warto byłoby dać większe możliwości zbytu kompostu z odpadów (nie musi to być nawóz, a np. polepszacz gleb z obowiązkiem okresowego badania jego składu)? A może paliwo alternatywne z odpadów byłoby możliwe do współspalania w instalacjach jako paliwo, a nie jako odpad (po określeniu jego wartości opałowych)? A może warto byłoby zmienić zasady pobierania opłat od producentów opakowań zwiększających opłacalność selektywnej zbiórki tego rodzaju odpadów? Albo wprowadzić obowiązek realizacji prawa miejscowego przekazywania odpadów do wyznaczonych miejsc odzysku i unieszkodliwiania?
Przedstawione propozycje to tylko urywek całości problemu. Uprzedzając długą listę kontrargumentów, warto zwrócić uwagę na jeden aspekt. Brak środków jest czystą demagogią. Budowane dotychczas zakłady są przykładem na bezstresowe wydawanie dużych pieniędzy na coś, co nie do końca rozwiązuje problem odpadów. Skromna, bez wodotrysków i megalomanii, ale odpowiadająca potrzebom i gwarantująca efekty instalacja nie kosztuje więcej niż aktualnie budowane molochy. I nic dziwnego, że mieszkańcy protestują przeciwko wysokim kosztom odbioru odpadów i że Machnacz boi się problemów ze składowaniem odpadów. Ilość składowisk jest pochodną ilości odpadów kierowanych na składowiska, a ilość tych odpadów pochodną ich odzysku. To czysta matematyka!
Andrzej Luboński
Tytuł od redakcji