Więcej konkretów, mniej słów
Ponad 12,5 tys. uczestników obradowało w dniach 3-15 grudnia ub.r. na indonezyjskiej wyspie Bali na 13. sesji Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu. Najważniejszym dokumentem przyjętym podczas tego międzynarodowego spotkania był Bali Action Plan (BAP). Poprosiliśmy o krótką ocenę tych obrad.
prof. dr hab. inż. Maciej Nowicki,
minister środowiska
Chyba nikt nie został usatysfakcjonowany wynikami tej konferencji, tyle że ona kończyła pierwszy ważny etap wysiłku społeczności światowej, aby ograniczyć zmiany klimatyczne.
Najważniejszym dokumentem, który został uchwalony po bardzo długich negocjacjach, był BAP. Niestety, żadnych liczb w tym dokumencie nie ma. Za to jest zgoda światowej społeczności na rozpoczęcie negocjacji, które powinny się zakończyć w 2009 r.
Przedmiotem negocjacji są cztery bloki: metoda ograniczenia emisji dwutlenku węgla i innych gazów (z podaniem konkretnych kwot redukcji), transfer technologii, adaptacja do zmian klimatycznych i mechanizmy finansowania tych bloków. Metody i wielkość redukcji powinny być określone dla państw rozwiniętych, tak jak dobrowolne zobowiązania krajów rozwijających się. W dokumencie jest mowa o konieczności przyspieszenia rozpowszechniania technologii prośrodowiskowych i współpracy w badaniach naukowych, prowadzonych w celu tworzenia innowacyjnych technologii. Jeśli chodzi o adaptację do zmian klimatycznych, to przede wszystkim konieczne jest rozpowszechnianie dobrych praktyk adaptacyjnych i zmniejszanie ryzyka wystąpienia katastrof. Potrzebne jest też poprawienie dostępu do różnorodnych źródeł finansowania dla krajów rozwijających się, wskazanie innowacyjnych metod finansowania i mobilizacja sektorów publicznego i prywatnego w finansowaniu tych zadań.
Na Bali sygnalizowałem też nieco inne poprowadzenie tej konferencji w Poznaniu – bardziej techniczne. Dziś potrzebujemy więcej konkretów, a mniej słów.
prof. dr hab. Zbigniew Kundzewicz,
Zakład Badań Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN
Stanowisko Unii Europejskiej w sprawie przyszłości polityki klimatycznej różni się od stanowiska Stanów Zjednoczonych i na Bali tych różnic nie dało się znacząco zmniejszyć. Konferencja była dla negocjatorów bardzo pracowitym okresem, bowiem trudno było znaleźć precyzyjny zapis możliwy do przyjęcia przez wszystkich. Walka toczyła się niekiedy o każde słowo, a ostateczne podsumowanie jest stosunkowo mało konkretne. Jednak z drugiej strony tylko takie sformułowanie było możliwe do przyjęcia. Były już konferencje Konwencji Klimatycznej, których uczestnicy rozjeżdżali się bez jakiegokolwiek porozumienia. Ocena wyniku konferencji na Bali zależy od punktu widzenia – niektórzy uważają, że mimo wszystko szczyt był sukcesem, bo uzgodniono potrzebę ograniczania emisji. Problem w tym, że choć w końcu wszyscy byli gotowi zgodzić się na określenie potrzebnej redukcji emisji gazów cieplarnianych w perspektywie 2050 r., to konkrety w krótszym horyzoncie, czyli 2020 r., były niemożliwe do uzgodnienia. Znaczące ograniczenie emisji do roku 2020 (np. o 20%) wymagałoby wielkich nakładów już w bliskiej przyszłości. Gdyby USA przyjęły takie zobowiązania, to kosztowałoby to amerykańską gospodarkę bardzo dużo. I dlatego na Bali nie było rewolucji, ale wszyscy nastawiają się, że najdalej w 2009 r. na konferencji stron Konwencji Klimatycznej w Kopenhadze zostanie przyjęte konkretne zobowiązanie dotyczące redukcji emisji w krótszym horyzoncie czasowym, uwzględniające nie tylko sygnatariuszy Protokołu z Kioto, ale również Stany Zjednoczone i kraje rozwijające się, a w szczególności Chiny i Indie,
W grudniu 2008 r. planowana jest podobna konferencja w Poznaniu. Jest to dla Polski wielkie wyzwanie i szansa promocji. Byłoby pięknie, gdyby to właśnie z Poznania poszedł w świat sygnał, że sygnatariusze Konwencji uzgodnili warunki polityki klimatycznej na przyszłość, a Protokół z Kioto został zastąpiony przez nowy Protokół z Poznania. Na to jednak mamy niewielki wpływ, a polityka światowa nie układa się korzystnie. Konferencja poznańska odbędzie się krótko po wyborach amerykańskich i jeśli nawet nastąpi zmiana linii przyjętej przez prezydenta Busha, to i tak w czasie poznańskiej konferencji nowy prezydent będzie dopiero prezydentem elektem, więc trudno oczekiwać, że Stany Zjednoczone w takiej sytuacji będą należały do orędowników porozumienia. Myślę, że raczej będą stawiały na przeczekanie. Optymiści oczekują, że Protokół z Kioto zastąpiony zostanie dopiero rok po konferencji poznańskiej przez Protokół z Kopenhagi.
dr Andrzej Kassenberg
prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju
prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju
Jeżeli nie będziemy przeciwdziałać zmianom klimatycznym, straty gospodarki będą sięgać 5-20% światowego PKB, a koszty przeciwdziałania szacuje się tylko na 1% światowego PKB. Głównym oponentem na konferencji na Bali były USA, wspierane przez Japonię i Kanadę. Gdyby te państwa zdecydowały się zapisać 25-40% ograniczenie emisji w krajach rozwiniętych CO2 jako wytyczną, być może państwa rozwijające się też by zadeklarowały dalej idące zobowiązania. Ponieważ Bali słabo się udało, to konferencja w Poznaniu w 2008 r. jest bardzo ważna, bo bez niej nie będzie osiągnięcia sukcesu w 2009 r., tj. nowego porozumienia międzynarodowego jako kontynuacja Protokółu z Kioto. Żeby to się udało, Polska musi być przygotowana nie tylko organizacyjnie, merytorycznie i technicznie, ale również politycznie. Musi być tym krajem, który umie prowadzić negocjacje. W związku z tym niezbędny jest zespół ekspertów. Organizacje ekologicznie zgłosiły propozycję przyjętą z zainteresowaniem przez ministra środowiska i prezydenta Poznania, żeby to spotkanie było zeroemisyjne pod kątem CO2. Oznacza to, że zwiększone zużycie energii w Poznaniu powinno być zrekompensowane dodatkowymi działaniami w zakresie odnawialnych źródeł energii, efektywności energetycznej czy sadzenia lasów. Jeżeli Polska chce być prawdziwym gospodarzem, to musi też dobrze działać w dziedzinie ochrony klimatu, czyli wypełnić swoje zobowiązania zapisane w przyjętej w 2003 r. przez rząd polityce klimatycznej– 40% redukcji do 2020 r.
Wojciech Stępniewski,
kierownik projektu Klimat i Energia, WWF
Świat jest już po 13. Szczycie Klimatycznym ONZ, który odbył się na indonezyjskiej wyspie Bali. Pierwszym mocnym akcentem Szczytu było ogłoszenie ratyfikacji Protokołu z Kioto przez nowego premiera Australii. Ratyfikacja Protokołu przez Australię pozostawiła Stany Zjednoczone w niewygodnej sytuacji jedynej rozwiniętej gospodarki, która nie zaakceptowała tego podstawowego międzynarodowego porozumienia dotyczącego walki z globalnym ociepleniem klimatu.
Obrady Szczytu od samego początku polaryzowane były przez wydarzenia roku 2007, kiedy to ukazał się pamiętny raport IPCC i skrót raportu dla polityków na temat przyczyn, skutków i sposobów zapobiegania zmianom klimatycznym, poprzez oskarowy film Ala Gore’a „Niewygodna prawda” i wreszcie Pokojową Nagrodę Nobla ex aequo dla Ala Gore’a i IPCC.
Zresztą Al Gore pojawił się osobiście podczas Szczytu i wygłosił charyzmatyczne przemówienie, krytykując obecną administrację amerykańską i wzywając do podjęcia bardziej zdecydowanych działań, które powinny doprowadzić do podpisania następnego, po Protokole z Kioto, porozumienia międzynarodowego. Państwa-strony Konwencji Klimatycznej ustaliły termin podpisania takiego dokumentu do roku 2009.
Przewodniczący IPCC, dr Pachauri, również wypowiadał się wielokrotnie podczas obrad Szczytu, zarówno w trakcie obrad plenarnych, jak i tzw. „side eventów”, wydarzeń towarzyszących, seminariów rządowych i pozarządowych, niejednokrotnie ciekawszych od głównego nurtu obrad.
Jak wiadomo, IPCC to międzynarodowa organizacja naukowa, skupiająca ponad 2,5 tys. naukowców ze 130 krajów, badająca stan wiedzy na temat zmian klimatu i sposób przekazywania tej wiedzy władzom różnych krajów lub instytucjom zainteresowanym tą tematyką. Analizy naukowców należących dzis do IPCC stanowiły już w przeszłości podstawę do negocjacji międzynarodowych porozumień klimatycznych, m.in. Ramowej Konwencji ONZ w sprawie Zmian Klimatu i Protokołu z Kioto. IPCC opublikował trzyczęściowy raport, w którym obarczył ludzkość i działalność człowieka odpowiedzialnością za zmieniający się klimat, a w konsekwencji powodzie, fale upałów i topniejące lody Arktyki. Zeszłoroczny raport ocenił prawdopodobieństwo odpowiedzialności człowieka za pogłębiający się proces globalnego ocieplenia aż na 90%, czyli wskaźnik bliski jedności. Poprzedni raport IPCC z 2001 r. oceniał owe prawdopodobieństwo na 66%. Wnioski nasuwają się same. Globalne ocieplenie przyspiesza, zaś naukowcy są pewni naszego udziału w tym globalnym procesie poprzez masowe spalanie paliw kopalnych.
Niestety, końcowy efekt obrad Szczytu nie nastraja optymistycznie. Podczas bardzo emocjonalnych ostatnich godzin 15-dniowego spotkania delegacja USA, pod wyjątkowo silną presją mediów międzynarodowych, zdecydowała się nie blokować końcowego porozumienia i przyłączyć do rozmów . Jednak ceną za tę decyzję było znaczne osłabienie samego porozumienia i tzw. Mandatu Balijskiego. Jednak przyjęty mandat pozostawia miejsce przy stole negocjacyjnym dla przyszłego prezydenta USA. Gdyby był nim demokrata, to według słów obecnego na szczycie Johna Kerry’ego, sprawy mogą się bardzo uprościć.
Dlaczego Polska powinna się w ogóle przejmować globalnym ociepleniem klimatu? Przecież leżymy na północy Europy i większość z nas nie miałaby nic przeciwko temu, aby lata nad Bałtykiem były podobne do tych na Bałkanach. Problem jest jednak nieco głębszy – ocieplenie nie oznacza tylko dwóch kresek więcej na termometrze – oznacza susze na Podlasiu i w Małopolsce, a zaraz po nich powodzie i podtopienia, plagi szkodników podobnych do tych, które niszczą kasztanowce, sztormowe wiatry zimą (vide pierwszy „niemiecko-polski” huragan Cyryl w styczniu 2007) oraz brak śniegu w górach. Czy sądzicie że pragmatyczni górale inwestowaliby w armatki śnieżne, gdyby był nadmiar śniegu? Stopniowe podnoszenie się poziomu Bałtyku i zagrożenie erozją brzegu dopełnia tylko ten mało optymistyczny obraz przyszłości (zobacz http://dobryklimat.onet.pl). Nie mamy żadnej narodowej strategii przeciwdziałania zagrożeniom tego typu. A przecież Polska ma dwukrotnie bardziej energochłonną gospodarkę niż kraje zachodnie i czerpie 95% energii z paliw kopalnych. Właściwie pod tym względem jesteśmy podobni do Chin – największego obecnie emitenta CO2 na świecie. W sprawie efektywności energetycznej produkcji i wykorzystania energii jesteśmy w ogonie Europy. Z drugiej strony, były minister środowiska utrzymywał, że jesteśmy liderem światowym w zakresie ochrony klimatu. Dlatego też zaproponował organizację następnego, 14. Szczytu klimatycznego Narodów Zjednoczonych w Polsce w grudniu 2008 r. Czy Polska będzie miała za 11 miesięcy coś ciekawego do zaproponowania Narodom Zjednoczonym jako gospodarz Szczytu? Czy zwiększy wykorzystanie odnawialnych źródeł energii, biomasy, wiatru, ziemi i słońca, czy tylko do znudzenia będzie powtarzać marzenia kilkunastu osób o elektrowni jądrowej jako remedium na zmieniający się klimat? Czy zniesie przywileje fiskalne dla nabywców samochodów typu SUV i wprowadzi ulgi dla aut hybrydowych i elektrycznych? Czy wprowadzi innowacyjny system „białych certyfikatów”, wspomagający inwestycje w energooszczędność? Czy będzie wypełniać postanowienia „pakietu energetycznego” Unii Europejskiej, czy raczej udawać, że ich nie było? Czy będzie rozwijać rozproszoną energetykę opartą na biogazie rolniczym i w ten sposób rekompensować rosnące ceny nośników energii oraz poprawiać upragnione bezpieczeństwo energetyczne?
Mam dużą nadzieję na przyszłość, związaną z nowym ministrem środowiska, prof. Maciejem Nowickim, byłym szefem EkoFunduszu, od lat wspierającego działania na rzecz obniżenia emisji w Polsce.
Przygotowała Katarzyna Terek