Jesteśmy po Walnym. Aż mnie korci, aby podsumować jego przebieg, ale postanowiłem odpuścić. Dać spokój, choćby na kilka chwil, tym, którzy zostali wybrani. I wcale nie dlatego unikam krytykowania, żeby nikt się mnie nie czepiał. Przyzwyczaiłem się już do faktu, że niektórzy mnie nie lubią, ale jak mówią moi współpracownicy – nie jestem po to, żeby mnie lubiano. I pewnie po części tak mają rację, chociaż w głębi duszy każdy człowiek pragnie być lubianym. Z drugiej strony wszyscy mamy też poczucie własnej wartości, więc nie chodzimy tam, gdzie nas nie proszą i staramy się robić swoje w taki sposób, by móc codziennie rano spokojnie patrzeć w lustro. Dosyć jednak tego mędrkowania. Chcę jeszcze w tym wakacyjnym czasie napisać parę słów o człowieku, którego kiedyś spotkałem i dzięki któremu trochę inaczej spojrzałem na świat. Tą osobą jest Wojciech Szczęsny Kaczmarek (piszę „jest”, bo dopóki zachowujemy pamięć o człowieku, dopóty on nadal żyje), były prezydent Poznania. Napiszę zatem kilka słów o Wojtku, chociaż nie tylko o nim.

 
Etykietki
Wojtek miał kilka cech, które wyróżniały go z tłumu. Myślę, że najistotniejszą z nich było postrzeganie człowieka takim, jakim on był, a nie poprzez pryzmat przypisanej mu etykiety. I to bez względu na to, czy tę etykietkę sam sobie „przyszył”, czy ktoś inny mu ją „przyczepił”. Przyznam się, że przez wiele lat spoglądałem na ludzi, sugerując się właśnie etykietkami. To znacznie łatwiejsze. Dzisiaj jeszcze mi się to zdarza. Postrzeganie kogoś wbrew utartym stereotypom jest trudne i czasami niebezpieczne, bo można się narazić całkiem sporej grupie znajomych, a wówczas staje się czarną owcą, którą najlepiej odsunąć. Nietrudno zwłaszcza dokonać podziału na tych, którzy są „z nami” lub „przeciw nam”. To powoduje, że ktoś z miejsca okazuje się dobry albo zły. Jakie to proste, prawda? Inny przykład stanowi odwoływanie się do historii i wyrokowanie na jej podstawie o tym, czy ktoś jest zacnym człowiekiem, czy po prostu świnią. Ile trzeba mieć odwagi i przywiązania do własnych wartości, by nie pójść na skróty? Jak wielkim należy być idealistą?
 
Upór Koziołka
Upór czy też konsekwencja to kolejne cechy Wojtka na tyle znaczące, że w pewnym momencie ktoś nadał mu ksywkę Koziołek. Było to całkiem sympatyczne, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę poznański kontekst tego symbolu. Konsekwencja w dążeniu do celu w połączeniu z brakiem chęci do ustępstw i zawierania kompromisów nieraz utrudniały mu życie, szczególnie na początku sprawowania urzędu. Ale właśnie to go zahartowało. Czasami jest mi łatwo machnąć ręką i powiedzieć – niech tak będzie. Ile w końcu można się upierać? Skłonność do konformizmu wzrasta wprost proporcjonalnie do wielkości doraźnych korzyści. Mamy przecież całe masy przykładów takiego podejścia, opierającego się na tym, że: „skoro oni nie chcą, to nie będę się kopał z koniem”. I jeśli nie towarzyszy temu refleksja nad tym, czy ja naprawdę mam rację, to jest to zwykły oportunizm. Myślę, że narażeni na to są szczególnie ci, którzy zajmują najwyższe stanowiska w organizacjach. To oni decydują o jej charakterze, o tym, czy jest to organizacja dynamiczna, spójna i walcząca, a może raczej poddająca się bieżącemu biegowi wydarzeń. Czy rządzą nią zasady, czy układy. A w szczególności, czy przypadkiem nie króluje w niej zasada: „tego lubię, więc jest dobry”.
 
Wyrozumiałość
Umiejętność przebaczania (ale nie zapominania) oraz wyrozumiałość były Wojtka jakby naturalnymi zaletami. Wyrozumiałość zwłaszcza dla tych, którzy nie nadążali za jego tokiem myślenia. Człowiek nieprzeciętnie inteligentny, jeśli chce funkcjonować w społeczeństwie, musi być wyrozumiały. A jakże często zdarza się, iż ludzie, którzy wcale nie porażają intelektem, chowają swoje urazy całymi latami, zapominając o dobru, którego uprzednio doznali od tego, który ich teraz uraził. Jakże jest to dalekie od zasad społeczeństwa chrześcijańskiego, którym chcemy się nazywać. Na swój użytek wzorowym chrześcijaninem nazywam mojego znajomego, który jest niewierzący, a na dodatek był w partii. Ale to dobry człowiek, bo każdy ma prawo do błądzenia i do przemiany. I nie jest ważne, kim kiedyś był, a raczej to, kim jest dzisiaj, a szczególnie jak odnosi się do ludzi.
 
Zaraza marzeń
Ostatnie cechy Wojtka, które chcę tu zaprezentować, to wyobraźnia i dalekowzroczność. Czasami wręcz „marzycielskość”, którą zarażał wszystkich wokół. Wyobraźnia nie służyła mu tylko do snucia idei, ale do tworzenia projektów. Czasami tak odważnych, że się ich po prostu bałem. Brakuje mi często tego „daru jasnowidzenia”, który pozwala ujrzeć bardziej odległy horyzont, to, co będzie się działo za dwadzieścia albo pięćdziesiąt lat. Zadaję sobie jednak czasem pytanie, jak chcę, by wyglądała moja organizacja za dwadzieścia lat. Wprawdzie trudno znaleźć odpowiedź, ale i tak jestem wdzięczny Wojtkowi za to, że nauczył mnie o to pytać.
Wielcy ludzie nie rodzą się na kamieniu. Trzeba mieć odwagę, by chcieć kimś takim zostać, oraz refleks i spostrzegawczość, aby nie przegapić tej chwili, w której otwiera się przed nami brama do przyszłości. Parafrazując znany cytat, chcę dzisiaj powiedzieć: „uczmy się od wielkich ludzi, tak szybko odchodzą”.
 
Paweł Chudziński, prezes Aquanet, Poznań