To przedziwna sytuacja. Wszyscy chcą ustawy o efektywności energetycznej, ale część jej „zwolenników” proponuje, aby usunąć z niej system „białych certyfikatów”.
Oczywiście oponenci systemu przedstawiają swoje argumenty. Niestety, usuwając certyfikaty, nie potrafią zaproponować żadnego innego realnego rozwiązania skutecznie motywującego do ograniczenia konsumpcji energii.
Podkreślić trzeba kwestię ograniczenia konsumpcji, a nie wzrostu efektywności energetycznej, bo o redukcji tej pierwszej o ponad 4,5 mln toe (to umowna jednostka energii – tona oleju (ropy) ekwiwalentnego, ok. 1,43 tony węgla) mówi dyrektywa 2006/32/WE (oznacza to redukcję użycia o 1% rocznie). Podobnie definiuje sprawę pakiet klimatyczny 3x20, w którym trzecie 20% to ograniczenie zużycia energii pierwotnej w 2020 r. w stosunku do scenariusza BAU (Business As Usual). Oznacza to redukcję o 16,5% w odniesieniu do 2006 r.
Samoistna poprawa?
Wymienione informacje powinny zadać kłam twierdzeniu, że żaden system motywacyjny nie jest potrzebny, gdyż efektywność energetyczna wzrasta w Polsce sama, tzn. bez niego. Powodem tego jest rozwój gospodarczy mierzony przyrostem PKB. Rzecz w tym, że nikt nas o to nie pyta! Unia nie dba o naszą efektywność, ale troszczy się o redukcję emisji i zachowanie zasobów. Wszystko to jest jasne jak słońce, więc dlaczego wciąż powta...