Czy „oszołom: może być partnerem”
Pozarządowe organizacje ekologiczne wśród samorządowców mają generalnie kiepską opinię. ?Oszołomy?, ?świry?, ?nawiedzieńcy? to najłagodniejsze określenia, jakie zdarzyło mi słyszeć pod ich adresem. Wątpliwą karierę robi epitet ?ekoterrorystów?, którym samorządowcy i inwestorzy obdarzają organizacje zajmujące się ochroną środowiska. Pojawia się on zazwyczaj wtedy, gdy są podejmowane próby lokalizacji kontrowersyjnych inwestycji z pominięciem procedury konsultacji społecznych albo z prowadzeniem procedury ocen oddziaływania na środowisko ?na skróty?. Organizacje ekologiczne angażując się wówczas w protesty zazwyczaj nagłaśniają na forum publicznym informacje o określonym przedsięwzięciu budząc powszechną konsternację i wywołując zazwyczaj społeczne protesty. Bywa tak, że organizacje posługują się rzeczowymi argumentami, biegle przywołują odpowiednie akty prawne i domagają się prowadzenia inwestycji zgodnie z prawodawstwem środowiskowym i respektowania zasady minimalizowania strat w środowisku. Niestety, bywa też tak, że powstają ?organizacje ekologiczne?, które świadomie biorę tu w cudzysłów, bo z ochroną środowiska mają niewiele wspólnego, a służą do zwykłego wymuszania korzyści finansowych. Nie są to organizacje ekologiczne, a zwykli naciągacze.
Zaczęło się od Rospudy
Zła sławę przyniosła organizacjom, acz niesłusznie, tzw. sprawa Rospudy, kiedy pojawiło się zagrożenie zniszczenia przyrodniczo unikatowej w skali europejskiej doliny r...