Ruch guerilla gardening (ogrodnictwa partyzanckiego) przybiera współcześnie wiele form. Niektóre grupy lub inicjatywy nastawione są na poprawę estetyki miejsc inne podnoszą kwestie zachowania  dziedzictwa kulturowego, jeszcze inne znajdują w samorzutnym ogrodnictwie miejskim drogę ekspresji artystycznej. Jest też inicjatywa, która karmi, bawi, poucza i przyozdabia za pomocą nasion dyni.

Wysiewanie roślin w mieście dla czystej radości stało się modne kilkanaście lat temu, gdy Richard Reynolds zaczął propagować „Dzień partyzanckiego wysiewania słoneczników”. Idea przyjęła się nie tylko w Wielkiej Brytanii i Belgi, ale i w innych krajach europejskich. Niegroźny słonecznik mimo pokaźnych rozmiarów przez swoją jednoroczność nie robi szkód i mimo obcego pochodzenia nie jest w stanie stać się rośliną inwazyjną. Zaczyna się przez to nadawać wręcz idealnie do zagospodarowywania opuszczonych donic i zapomnianych klombów, gdzie zarząd zieleni miejskiej mówi dobranoc.

Polak potrafi

Ale jak mówi stare hasło – Polak potrafi. Cechy słonecznika okazały się pasujące również do innej rośliny o amerykańskiej proweniencji. Cztery lata temu, właśnie w Polsce, odbyła się pierwsza edycja „Światowego dnia siania dyni w miejscach publicznych”. Choć nie od razu zyskała świa...