Funkcje zieleni w tkance miejskiej są dla osób zawodowo z nią związanych na ogół oczywiste. A jednak ten element krajobrazu nadal, jeśli nie coraz boleśniej i częściej, doświadcza naszych czysto ludzkich potknięć. Zwykle błędy wynikają z mylnych przekonań, czym jest przyroda wokół nas oraz jakie są nasze zobowiązania w stosunku do niej.

Obserwując rozwój polskich miast na przestrzeni ostatniej dekady, przychodzi mi na myśl tylko jedno słowo: degradacja. Co tym bardziej zasmucające – większość czynników leżących u jej podstaw ma pochodzenie antropogeniczne. Czynniki związane ze zmianami klimatu czy gradacją szkodników lub chorób tylko dokładają swój kamyczek do ogródka. Oddziaływanie bezpośrednie jest czytelne, szybko zauważalne i łatwo interpretowalne. Usuwanie roślinności, niezaplanowane przycinanie „na dziko”, zbyt intensywne użytkowanie rekreacyjne. O zgrozo, takie działania mogą mieć charakter skoordynowany i w świetle prawa być zgodne z ustawowymi normami. Ostatnie lata to również niezwykle duża presja dla zieleni z powodu przeznaczania jej terenów dla innych celów planistycznych, np. pod zabudowę mieszkaniową czy obszary komunikacyjne. Kolejną odsłoną jest sfera społeczno-kulturowa, w ramach której nad wyraz konsekwentne są: brak fachowej opieki nad zielenią mie...