Od co najmniej kilkunastu lat w środowiskach naukowych rośnie świadomość, jakimi miejscami były, a być może nadal są, ogrody botaniczne. Wśród wzniosłych celów i takich też osiągnięć naukowych – obok radości poznawania i podziwiania roślinnych kolekcji – czai się ryzyko.

Rośliny obce pozostaną obce, ale czasem mogą stać się również inwazyjne. Wówczas botaniczne zbiory żywych roślin mogą przeobrazić się w ośrodki dyspersji ich diaspor. Pewność, że jesteśmy bezpieczni, nie istnieje. Zwłaszcza w czasie wielopłaszczyznowego kryzysu przyrodniczego, w jakim się znaleźliśmy.

Spłata długu

Pesymista to ktoś, komu łatwo przychodzi myśl, że gorzej już być nie może. Ale gdy spotka optymistę, ten entuzjastycznie wykrzyknie: Ależ owszem, może! Mniej więcej tak wygląda podzielone morale sympatyków konserwacji przyrody i zapaleńców walki z inwazyjnymi gatunkami obcymi (IGO). Część traci nadzieję, widząc wydłużające się listy IGO, część dzięki temu nakręca się do walki z najeźdźcami. Nawet wśród osób niezwiązanych zawodowo z produkcją roślinną czy projektowaniem terenów zieleni rośnie świadomość tego, że główną przyczyną spadku różnorodności biologicznej jest utrata siedlisk. Ta utrata jest powodowana przez tolerowanie IGO. Na szczęście postawa obserwatora o chłodnym oku, uczestni...