Niemal dokładnie 27 lat temu moje rodzinne miasto – Wrocław – mierzyło się z powodzią, potocznie nazwaną „tysiąclecia”. Kolejna powódź (dużo mniej intensywna) miała miejsce w 2010 r., a w chwili, gdy piszę te słowa, nadal trwa stan zagrożenia powodziowego, choć poziom wody we wszystkich rzekach w stolicy Dolnego Śląska już opada. Gdy przygotowuję ten artykuł, fala powodziowa przechodzi właśnie przez okolice Ścinawy, Głogów szykuje się na jej kulminację, a w wielu miejscach województw opolskiego i dolnośląskiego trwa walka ze skutkami początkowych etapów powodzi 2024. 

Jak się okazuje, woda daje i odbiera życie (także dosłownie). W tym trudnym czasie warto wspomnieć o postawie cichych bohaterów tych trudnych wydarzeń – o postawie pracowników branży wodociągowo-kanalizacyjnej.

Powódź w 1997 r.

Powódź w lipcu 1997 r. dotknęła południową Polskę, Czechy oraz Austrię, gdzie w ciągu kilku dni spadła miesięczna ilość opadów, a lokalnie opady przekraczały nawet trzykrotnie średnie miesięczne sumy. Powódź najpierw wyrządziła szkody w Kotlinie Kłodzkiej oraz w rejonach Prudnika, Raciborza, Kędzierzyna-Koźla i Opola, nim dotarła do Wrocławia. Wówczas fala powodziowa przekraczała najwyższe notowane dotąd stany...