Patrząc na historię wodociągów w Kielcach, ale nie tylko, widać, jak rosła świadomość ekologiczna naszych mieszkańców. Warto z perspektywy niemal 100-lecia przyjrzeć się temu zjawisku. Jest to mój drugi felieton poświęcony jubileuszowi 95-lecia Wodociągów Kieleckich, który obchodzimy w tym roku. Takie obchody są dobrym pretekstem do różnych refleksji.

Przeglądając stare zdjęcia, dokumenty, relacje i opracowania historyczne, nie trudno zauważyć, jak np. zmieniło się podejście do użytkowania wody. Zaszła w nas zmiana wręcz rewolucyjna. A jak to było za dawnych czasów?

Rynsztoki, pomyje i epidemie

Ludzie czerpali wodę ze strumieni, rzek, przydomowych studni, a ścieki, zwane pomyjami, po prostu wylewali na zewnątrz, nawet całkiem blisko swoich domów. I dało się tak żyć przez całe stulecia, dopóki gęstość zabudowy i zaludnienie nie osiągnęły poziomu krytycznego. Takie miasta jak Kielce gnębiły epidemie śmiertelnych chorób zakaźnych, jak tyfus, cholera czy czerwonka. Smród, zwłaszcza latem, był taki, że nie dało się wytrzymać. I czemu tu się dziwić, skoro ścieki domowe wylewało się na ulice i płynęły one rynsztokami wprost do niewielkiej, przepływającej przez miasto rzeki Silnicy albo do jeszcze mniejszych cieków wodnych. Coś z tym trzeba było zrobić.

W 1929 r. zaczę...