Nie jesteśmy ostatnimi pokoleniami
Z coraz większym smutkiem spoglądam na radykalne akcje grup Ostatniego Pokolenia, które ostatnio zablokowały ruchliwe arterie Warszawy. Parę miesięcy temu naśmiewałem się z nich, potem byłem na nich zły, a teraz został mi tylko smutek.
Nie wiem, kto im doradza lub kto kieruje ich działalnością, ale to, co robią, jest coraz mniej sensowne, coraz mniej skuteczne – jeśli kiedykolwiek to było sensowne czy skuteczne. Zamierzeniem Ostatniego Pokolenia (OP) jest zwrócenie uwagi na „katastrofę klimatyczną” i wywarcie presji na rządzących, by strumień pieniędzy przeznaczonych na autostrady przekierować na wzmocnienie transportu publicznego.
Zawodna retoryka
Jakkolwiek postulaty wzmacniania transportu publicznego czy zwrócenie uwagi na problem zmian klimatu uważam za mądre, to jednak retoryka i aktywność OP zawodzi; pomijam już oczywisty fakt, że blokując ruchliwe ulice w stolicy, działacze OP potęgują zanieczyszczenie powietrza w mieście. Agresywna postawa OP nie tylko odwraca uwagę od głównego problemu, jakim są zmiany klimatu, ale też tworzy wrażenie, że wcale nie o problem chodzi, a o zwykłe awanturnictwo, potęgowane poczuciem „młodzieżowego focha” na wszystko dookoła.
Nigdy nie rozumiałem i nie zrozumiem sensu rzucania zupą pomidorową (czymkolwiek!) w „Słoneczniki” Van Gogha, zalewania (czymkolwiek!) warszawskiej Syrenki czy przery...