„Wiem, że nic nie wiem” – to słynne stwierdzenie greckiego filozofa Sokratesa powinno być współcześnie stosowane jako wyznacznik podczas podejmowania decyzji. Niestety, w większości przypadków zasada ta nie znajduje zastosowania, bo wymaga pokory, uniemożliwia chodzenie na skróty i jest generalnie niewygodna. Szkoda, że takie racjonalne podejście, którego zasadność pozostaje niepodważalna, mimo upływu ponad dwóch tysięcy lat, jest dzisiaj odrzucane. Przecież każdy z nas dobrze wie z własnego doświadczenia, że im bardziej poznamy i zgłębimy dane zagadnienie, tym więcej mamy nowych wątpliwości, które pragniemy rozwiać.
Oczywiście moją intencją nie jest namawianie do odwlekania podejmowania każdej decyzji z uwagi na konieczność wykonania dodatkowych badań czy analiz. Takie podejście prowadziłoby do paraliżu funkcjonowania danej firmy, kraju czy organizacji międzynarodowej, np. Unii Europejska. Natomiast właściwe uwzględnienie zasady „wiem, że nic nie wiem”, powinno przejawiać się w samej istocie tj. treści danego rozstrzygnięcia. Należy unikać takich decyzji, z których będziemy musieli się wycofać, jeżeli istniejące w momencie ich podejmowania wątpliwości zostaną wyjaśnione, skutkując czymś innym niż przewidywaliśmy. Oczywiście takie zmiany niejednokrotnie wywołują poważne negatywne skutki gospodarcze i społeczne, generujące znaczne koszty, których moglibyśmy uniknąć.
Cele wyższe
Szczególną uwagę należy zwrócić na podejmowanie decyzji, których efektem są tzw. cele wyższe, np. ochrona środowiska czy zdrowia. Z reguły realizacja takich celów wymaga poniesienia wysokich kosztów, a często wpływa negatywnie na rozwój gospodarczy, i to nawet wtedy, jeżeli uwzględnimy wszystkie pozytywne dla gospodarki aspekty działań na rzecz środowiska i zdrowia. W takim przypadku mamy często do czynienia z sytuacją, w której zamierzona poprawa stanu środowiska lub zdrowia nie następuje, a wręcz dochodzi do pogorszenia. Klasycznym przykładem takiego złego rozwiązania jest ograniczanie emisji gazów cieplarnianych z danego terytorium, skutkujące wzrostem globalnej emisji w wyniku tzw. zjawiska carbon leakage. Generalnie jest ono dobrze znane, ale, niestety, w działaniach instytucji Unii Europejskiej i krajów członkowskich, poza ogólnymi deklaracjami i mało skutecznymi regulacjami prawnymi, zjawisko to praktycznie nie jest brane pod uwagę. Tylko w przygotowywanym polskim Narodowym Programie Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej jest przewidziany mechanizm, który będzie eliminował z programu działania, mogące wywoływać zjawisko „carbon leakage”. Żadna strategia niskoemisyjna z pozostałych krajów członkowskich nie uwzględnia tego zagadnienia. Obok zjawiska „carbon leakage” istnieje prawdopodobieństwo wystąpienia szeregu innych sytuacji, kiedy spodziewane cele środowiskowe i zdrowotne nie zostaną osiągnięte. Dotyczy to np. negatywnych skutków środowiskowych, związanych z niezrównoważonym rozwojem wykorzystania odnawialnych źródeł energii. Podejmowanie decyzji w takich obszarach wymaga szczególnej ostrożności i rozwagi. W żadnym wypadku nie powinniśmy na fali populistycznych idei i szczytnych celów wybierać błędnych rozwiązań, niekorzystnych zarówno dla środowiska oraz zdrowia, jak i dla gospodarki. W Komisji Europejskiej i Parlamencie Europejskim ten aspekt polityki klimatycznej to płachta na byka. Tak reagują osoby, które wiedzą, że nie mają racji, ale nie chcą zmienić swojego postępowania.
Kierując się słuszną filozofią zrównoważonego rozwoju, należy zawsze mieć na uwadze fakt, że działania w zakresie ochrony środowiska i ochrony zdrowia to również ograniczenie tzw. kosztów zewnętrznych, związanych ze skutkami środowiskowymi i zdrowotnymi działalności gospodarczej.
Przemyślana transformacja
Można zatem zaryzykować twierdzenie, że mądrze prowadzona polityka klimatyczna nie musi być kulą u nogi gospodarki, lecz szansą na dynamiczny rozwój gospodarczy. Jednak cel winna stanowić dogłębnie przemyślana transformacja niskoemisyjna, a nie najwyższa redukcja emisji gazów cieplarnianych, i to za wszelką cenę.
Z tym wciąż w pełni aktualnym stwierdzeniem Sokratesa ma także związek system podejmowania decyzji w Unii Europejskiej. Każdy uczestnik tego procesu dobrze wie, że dyskusja merytoryczna na temat danego projektu przedłożonego przez Komisję Europejską trwa stosunkowo krótko. Bardzo rzadko kraje członkowskie są zainteresowane rozmową o konkretnym dokumencie towarzyszącym projektowi (Impact Assessment). Nawet już na posiedzeniach grup roboczych Rady, w których uczestniczą jeszcze eksperci, dyskusja szybko zmienia charakter z merytorycznej na polityczną.
Warto podkreślić, że jeżeli na etapie merytorycznej wymiany poglądów pojawiają się wątpliwości, co czasami skutkuje potrzebą ich wyjaśnienia, to w ramach debaty politycznej zasada „wiem, że nic nie wiem” zupełnie już nie obowiązuje. Wszyscy uczestnicy tej fazy procesu podejmowania decyzji, w tym oczywiście politycy, są przekonani, że rozstrzygnięcia są jasne i trzeba tylko wynegocjować najlepsze rozwiązanie dla swojego kraju.
Zasady Sokratesa nie stosuje również sama Komisja Europejska, która w toku negocjacji, nie zwracając większej uwagi na propozycje krajów członkowskich, stara się obronić własny projekt. W efekcie taki tok postępowania nie może prowadzić do wypracowania optymalnych i charakteryzujących się zrównoważonym podejściem decyzji.
Zbigniew Kamieński,
zastępca dyrektora, Departament Innowacji i Przemysłu, Ministerstwo Gospodarki
"Czysta Energia" 9/2013
Tytuł i śródtytuły od redakcji
Komentarze (0)