Nie są to tylko czcze obawy. Media właśnie doniosły o problemach z osiągnięciem efektu ekologicznego przez Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Wodzisławiu. Jak czytam na Regionalnym Portalu Informacyjnym Nowiny.pl, spółce wodociągowej grozi nakazanie zwrotu części unijnej dotacji. Paradoksalnie lepiej niż w Wodzisławiu sprawa wygląda w okolicznych wioskach, gdzie do sieci chce się przyłączyć ponad 90% mieszkańców. Tymczasem w niektórych miejskich dzielnicach liczba ta wynosi zaledwie 30%. Średnia dla wszystkich kontraktów to tylko 43%. Władze PWiK w Wodzisławiu nie ukrywają, że uzyskanie efektu ekologicznego jest zagrożone, a terminy gonią – plany należy zrealizować do połowy 2015 r. Projekt jest duży, a jego wartość to 200 mln zł.
Nie ma lekko
Piszę o Wodzisławiu nie po to, żeby wytykać kolegom z branży jakieś niedociągnięcia, bo wiem, że nie są jedyni. Wiele spółek realizujących obecnie projekty unijne – w tym i moja – również boryka się z trudnościami. Warto przeanalizować przyczyny takiego stanu i poszukać rozwiązań. Jednym z powodów złej sytuacji jest, niestety, niska świadomość ekologiczna społeczeństwa. Nie łudźmy się, że można ją zmienić w ciągu roku samymi apelami. Przez całe dziesięciolecia ludzie wypuszczali nieczystości do rowów, wywozili je na pola, budowali szamba, które jakimś trafem nawet od nowości nie były zbyt szczelne. A teraz im mówimy: „Skończcie z tym raz na zawsze i płaćcie regularnie rachunki za kanalizację”. Łatwo ich nie przekonamy.
Potrzebna jest aktywność, działania promocyjne, foldery, spotkania z mieszkańcami, punkty informacyjne, infolinie. Ale to nie wszystko – nic nie przemawia do ludzi tak skutecznie jak pieniądze. Faktem jest to, że koszty przyłącza dla wielu rodzin mogą stanowić barierę ekonomiczną trudną do pokonania. W Wodzisławiu osoby powiadomione o możliwości przyłączenia się do kanalizacji mają na to rok, a więc mogą oszczędzać przez ten czas fundusze. Mogą też otrzymać projekt tylko za złotówkę, a za pół ceny inwentaryzację powykonawczą. W końcu dostają ofertę zakupu rur po konkurencyjnych cenach. Na naszym kieleckim podwórku poszliśmy jeszcze dalej. Wspólnie z właścicielami, reprezentowanymi przez Międzygminny Związek Wodociągów i Kanalizacji, udało się pozyskać pożyczkę z NFOŚiGW, dzięki czemu koszt przyłącza w ramach projektu unijnego jest stały i wynosi tylko 1230 zł. Kiedy mieszkańcy dowiedzieli się o tym, od razu zauważyliśmy większe zainteresowanie przyłączaniem.
Trochę ekonomii
Faktem jest, że z ekonomicznego punktu widzenia nie pomaga nam wciąż stosunkowo niski koszt wywozu ścieków beczkowozami. W Wodzisławiu wyliczono, że czteroosobowa rodzina przy średnim zużyciu miesięcznym wody na poziomie 3 m3 na osobę zapłaci rocznie za kanalizację o 1000 zł więcej niż gdyby korzystała z szamba. Sam jestem zaskoczony tą różnicą, bo na naszym terenie nikt nie wątpi, że koszty opróżniania szamba są wyższe od opłat za kanalizację, oczywiście pod warunkiem, że szambo jest szczelne, a rodzina nie prowadzi jakichś drastycznych oszczędności w zużyciu wody.
Nie możemy się obruszać i oglądać na innych, argumentując, że przecież to głównie samorządy powinny być zainteresowane rozbudową infrastruktury, że to ich ustawowy obowiązek, ich wyborcy itd. „Ich” wyborcy to przecież nasi klienci, obecni i potencjalni. Musimy robić swoje, szczególnie tam, gdzie beneficjentem projektu jest spółka wodociągowa, tak jak w Kielcach. Brutalną prawdą jest to, że w grę wchodzi polityka. Nadchodzi rok wyborczy w samorządach i nie ma co ukrywać, że starającym się o reelekcję wójtom i burmistrzom niezbyt łatwo przychodzi nakładanie na swoich potencjalnych wyborców kar oraz obciążeń. Niektórzy od lat przymykali oko na brak rachunków za usuwanie nieczystości w gospodarstwach wiejskich, zatem nie łudźmy się, że teraz nagle zaczną egzekwować ten obowiązek. Tym bardziej więc liczmy na siebie.
Jak to się skończy, kiedy nam się nie uda? Opisał to jasno na wspomnianym portalu Wiesław Blutko, prezes PWiK w Wodzisławiu. Z jego wyliczeń wynika, że ok. 50% osób przyłącza się do nowej kanalizacji z własnej woli, 25% robi to po wezwaniu, a 15% decyduje się na taki krok po mandatach od straży miejskiej za zanieczyszczanie środowiska. Pozostaje jednak 10% mieszkańców, którzy nie dają się namówić na kanalizację w żaden sposób. Te 10% opornych może kosztować Wodzisław 7 mln zł kary za nieosiągnięcie efektu ekologicznego. A ile zapłacą inne spółki? Oby nic, ale zegar tyka, a przeliczenie jest proste.
Skok na główkę
Na koniec rada na przyszłość dla nas wszystkich – szefów przedsiębiorstw wodociągowych, samorządowców i polityków odpowiedzialnych za absorpcję funduszy unijnych – należy mierzyć zamiary na siły, a nie odwrotnie. Zbyt ambitne plany, niedostosowanie ich do realnych możliwości regionu i sytuacji społeczności lokalnych może zakończyć się spektakularną klapą i kosztować wiele milionów. Nawet tak oczywistą z cywilizacyjnego punktu widzenia inwestycję, jaką jest doprowadzenie kanalizacji do domów, trzeba planować ostrożnie, rozważnie i mądrze, a nie skakać do basenu na główkę, nie upewniwszy się, czy napełniono go wodą.
Henryk Milcarz, prezes Wodociągów Kieleckich
"Wodociągi-Kanalizacja" 12/2013
Komentarze (0)