Często jadąc do pracy, spotykam chłopca, spacerującego z psem. Zawsze mówimy sobie „dzień dobry” i uśmiechamy się do siebie. Zdarza się, że na migi gratulujemy sobie różnych rzeczy, np. nowej czapki, którą dzisiaj rano po raz pierwszy u niego ujrzałem. Nawet nie wiem, jak ma na imię. Jest pogodny, życzliwy i obowiązkowy. Zawsze czysto ubrany. Właśnie uzmysłowiłem sobie, że ten chłopiec jest jakby uosobieniem świąt Bożego Narodzenia. Tak czuję, ale dlaczego?
Na co dzień jest nam potrzebna odrobina pozytywnego odniesienia do naszego „ja”. Takiego właśnie „dzień dobry” powiedzianego z uśmiechem na twarzy. Za parę dni będziemy składać życzenia osobom w naszym otoczeniu. Czy naprawdę chcemy to zrobić, czy tylko czynimy to dlatego, że tak wypada? Co pomyślą ci, którym te życzenia będziemy składać? Czy nie chcieliby przypadkiem od nas uciec? Czy potrafimy być bezinteresownie życzliwi? I jeszcze jedno ważne pytanie: czy jesteśmy w stanie kogoś obiektywnie ocenić i powiedzieć mu o tym? Czy mamy moralne prawo składać życzenia komuś, kogo nie mieliśmy odwagi poinformować o tym, jak go oceniamy?
Dylematy moralne
Zadaję sobie te wszystkie pytania po to, by być w te święta, i nie tylko w święta, lepszym. By dążyć do tego, by wokół postrzegali mnie tak, jak ja oceniam tego chłopca. To ważne dla samego siebie i dla otoczenia. Bo przecież chcemy świat czynić lepszym. Należy tylko przestać się bać. Trzeba być jednocześnie życzliwym, a zarazem mówić otwarcie o swoich przekonaniach i ocenach. Jest to szczególnie istotne wśród kadry kierowniczej. Wiem dobrze, że im wyżej się człowiek znajduje, tym więcej ma do stracenia. Ale każdy musi też zadać sobie inne pytanie: po co ja to robię? Czy tylko dlatego, żeby zarabiać pieniądze, czy też pragnę osiągnąć inny cel? Bezwzględnie należy wykazywać się odpowiedzialnością.
W naszej branży szczególnie za tych, którzy przyjdą po nas. To oni – za sto czy dwieście lat – zamieszkają w tym samym mieście i albo będą nas podziwiać, albo przeklinać. Jednak odpowiedzialność musi iść w parze z odwagą. Z odwagą mówienia częstokroć niepopularnych rzeczy. Czasami nawet niemiłych. Zarówno podwładnym, jak i niejednokrotnie przełożonym. Nie można przecież udawać, że czegoś nie dostrzegamy. I wówczas trzeba postawić sobie pytanie: co jest dla nas ważniejsze – stanowisko i doraźne korzyści czy raczej własne nazwisko i twarz, którą można codziennie spokojnie oglądać w lustrze? Wiem, że nie zawsze odpowiedź jest jednoznaczna. Jednak nie zwalnia to nas z ciągłego mierzenia się z tym dylematem.
Pamiętam czasy, gdy na ulotkach z Lechem Wałęsą, które były drukowane w podziemiu, widniało hasło: „nawet jeśli pozostałbyś sam, twoje veto ma tym większe znaczenie”. Wcale nie straciło ono na aktualności. Tylko okoliczności się zmieniły. Rzadko dzisiaj zdarza się usłyszeć, że „król jest nagi”. Odnosi się to również do naszego stosunku do podwładnych, bo czasami wygodniej i prościej jest czegoś nie zauważyć.
Na co dzień i od święta
Chłopiec, którego zdarza mi się spotkać, często się uśmiecha. Robi to, a przecież tak naprawdę nie znamy się. Czy stać nas na uśmiech i dobre słowo na co dzień, czy może tylko w święta? A może już jesteśmy tak ważni, że nie potrafimy być weseli, nie mówiąc już w ogóle o zdolności do śmiania się z samego siebie? A przecież znacznie przyjemniej jest żyć w przyjaznym i wesołym świecie. Trzeba tylko spróbować zejść z cokołu i nie słuchać tych, którzy mówią, że tego czy tamtego nie wypada robić prezesowi. Bo co ludzie powiedzą? Był kiedyś serial telewizyjny pod zbliżonym tytułem i myślę, że dobrze oddawał poziom śmieszności, jaki można bez problemu osiągnąć, próbując być bardzo ważnym i poważnym. Oczywiście zdecydowanie łatwiej jest skryć się za skorupą powagi i niedostępności. Jest to prostsze i bardziej uzasadnione, zwłaszcza gdy brakuje kompetencji i koniecznie trzeba to jakoś ukryć.
Patent na nieomylność?
Ostatnią kwestią, którą chciałbym poruszyć, jest zdolność do przyjmowania krytyki i przyznawania racji komuś, kto ma odmienne zdanie niż my. Nie oznacza to jednak, że musimy zmieniać sądy co pięć minut. To jest jeszcze gorsze niż ośli upór, bo wówczas w ogóle nie ma się swojego własnego zdania. Ale publiczne przyznanie się do tego, że nie miało się racji, ma zbawienny wpływ na odwagę podwładnych w zakresie przedstawiania ich własnych opinii. Nikt z nas nie dysponuje przecież patentem na nieomylność, a przynajmniej nic o tym nie słyszałem. Jeśli jednak tak jest, to stwarzanie pozorów nieomylności naraża nas na śmieszność. Ale to już temat na osobne rozważania.
Idą święta, więc jak co roku pozwolę sobie złożyć Państwu życzenia. Najpierw trochę podmaślania. Redakcji życzę dużo odporności i wytrwałości przy współpracy ze mną w nowym roku. Państwu zaś, tym najważniejszym, czyli tym, którzy byli w stanie dotrwać do końca tekstu, życzę dystansu do siebie samego oraz do otaczającego świata. Życzę, żebyście Państwo byli zawsze trochę gorsi niż chcielibyście być. A to dlatego, żeby było do czego dążyć i by móc stawiać sobie kolejne cele. Wszystkim nam życzę zaś takiej mądrości, aby w każdym napotykanym człowieku widzieć człowieczeństwo. Starajmy się spotykać życzliwych ludzi, takich jak ten chłopiec z pieskiem, bo to właśnie oni są dobrym drogowskazem na co dzień.
Paweł Chudziński, prezes Aquanet, Poznań
Artykuł opublikowany w miesięczniku "Wodociągi-Kanalizacja" nr 12/2008, str. 14
Komentarze (0)