O tym, że Polak mądrzeje po szkodzie, przekonuje ludowe przysłowie. Miejmy nadzieje, że tak się stanie i w wypadku problemu odpadów niebezpiecznych. Szkoda już była: najpierw niedawny pożar odpadów niebezpiecznych w Przylepie (woj. lubuskie), potem odnajdowanie kolejnych magazynów wypełnionych substancjami niewiadomego pochodzenia w różnych rejonach Polski. Pora na rozsądną reakcję.

W lipcu br. w Przylepie spłonęła hala, w której zmagazynowane były niebezpieczne odpady (zdjęcie z pożaru prezentujemy na okładce niniejszego wydania „Przeglądu Komunalnego”). Zgodę na zwożenie odpadów spółce Awinion wydał w 2014 r. starosta zielonogórski (przed połączeniem miasta z gminą). Firma zwiozła niebezpieczne odpady, zarobiła i zniknęła. Zostawiła za to Zielonej Górze poważny problem. Hala, w której zalegały toksyczne odpady, miała 62 m długości, 7 m wysokości i 5 m szerokości. 

Co zawierały magazyny pozostawione po firmie? – Pozwolenie na zbieranie odpadów Awinion miał. Mógł zbierać substancje właściwie z całej tablicy Mendelejewa – komentował Roch Waszak z Poznańskiej Prokuratury Okręgowej, prowadzącej śledztwo w sprawie firmy Awinion.

Od 2017 roku urzędnicy zastanawiali się, co z tym fantem zrobić. O to, kto zapłaci, dość długo toczył się spór mię...