Farmaceutyczne pozostałości, leki, kosmetyki, chemikalia, znajdują się w kilku starych magazynach. Obok nich znajdują się doły, do których coś wylewano.
W Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska wiadomość o istnieniu niemal w środku miasta takiego magazynu substancji niebezpiecznych wywołała zdziwienie. We wskazane miejsce natychmiast udał się pracownik WIOŚ. Także pomorski wojewódzki inspektor sanitarny zareagował bezzwłocznie. Urząd Miejski znał zaś sprawę od kilku lat. Użytkownik magazynów już wcześniej został zobowiązany do zrobienia tam porządku. Zabrał jednak jedynie stare świetlówki. O chemiczno-medycznym składowisku wie też właściciel działki, który od wielu miesięcy próbuje nakłonić dzierżawcę, by posprzątał chemikalia.
– Nie są to odpady niebezpieczne – zapewnia w „Dzienniku Bałtyckim” Andrzej Maj, przedstawiciel firmy, która odpowiedzialna jest za chemikalia i lekarstwa przy ul. Sztutowskiej. – One są sukcesywnie wywożone do spalarni. Posiadamy wszelką dokumentację, która to potwierdzi. Mieszkańcy mogą być spokojni.
Według pracowników Wydziału Środowiska UM w Gdańsku, odpady są jednak źle chronione przed dostępem osób niepowołanych. Znajduje się tam wiele środków niebezpiecznych. Niektóre z nich przechowywane są w uszkodzonych opakowaniach. Nie jest to jednak bomba ekologiczna, pod warunkiem że nie zdarzy się zaprószenie ognia. Wtedy mógłby nastąpić wybuch. Niestety, istnieje takie ryzyko. Leki i strzykawki mogą dostać się w ręce dzieci. Dlatego zawiadomiono policję. Firma, która użytkuje składowisko przy ul. Sztutowskiej, zobowiązała się do dostarczenia Urzędowi Miejskiemu w Gdańsku dokumentów potwierdzających przekazywanie przez nią odpadów do spalarni.
źródło: Dziennik Bałtycki
Komentarze (0)