Przeglądając szpalty miesięcznika „Świat Energii”, łatwo można się zorientować, że sympatyzuje on z energetyką konwencjonalną. A czemuż by nie? Wszak mamy wolność prasy, a energetyka konwencjonalna to temat ważny i ciekawy, obszerny i złożony.
Okazuje się jednak, że czasopismo zajmujące się tak poważnymi sprawami znajduje miejsce, aby napomknąć o energetyce alternatywnej. Mało tego – nad wykorzystaniem roślin energetycznych pochylił się ze swej wysokości sam redaktor naczelny. Wobec takiego kontekstu i kontrastu (bo gdzie wierzbie do węgla?!) nie może dziwić, że zagadnienie zostało potraktowane felietonistycznie i humorystycznie.
Redaktor naczelny naigrawa się z tego, że w Warszawie trudno kupić sadzonki wierzby przeznaczonej do współspalania. I jest to uwaga słuszna, bo w kioskach z gazetami i sklepach spożywczych faktycznie ich nie sprzedają. Ale najucieszniej kpi sobie z wyolbrzymionego w nieuczciwych reklamach tempa wzrostu wierzby, którą niby odkrywczo zastosował jako żywopłot. Nie, nie docieka, jakie są realia, nie cytuje ekspertów, nie tłumaczy, że oszuści zrobili wierzbie antyreklamę. Po prostu „jedzie równo” i po wierzbie, i po jej propagatorach. Oto fragment: Zieloni dużo mówią o energetycznych zaletach wierzby. Jednak patrząc na żałosne, 22-centymetrowe badyle, nie mogłem sobie wyobrazić, że mogą być współspalane z węglem. Chyba jestem człowiekiem małej wiary… ekologicznej.
Oj, tu ośmielę się polemizować. Bo jest to kwestia „małości” nie tyle wiary, ile wiedzy albo… publicystycznych intencji. Wiedzę propagujemy na naszych łamach i podczas licznych, współorganizowanych przez nas konferencji (na najbliższą, poświęconą produkcji pelet – m.in. z wierzby, zapraszam w połowie czerwca do Bydgoszczy).
I nie chodzi tylko o energetyczne walory inkryminowanej rośliny, ale również o szansę, jaką jej uprawa stanowi dla polskiego rolnictwa, o unijne zobowiązania dotyczące udziału OZE (w tym biomasy) w potencjale energii pierwotnej, o fakt, że wielu liczących się producentów energii podpisało umowy z plantatorami, o rosnącą popularność wierzby w krajach bardziej rozwiniętych ekonomicznie i dojrzalszych ekologicznie… Albo autor cytowanego tekstu naprawdę o tym wszystkim nie wie, albo jest to dziwna próba dyskredytacji uprawy roślin energetycznych. Gdyby prawdziwe było to pierwsze, radziłabym zmienić tytuł czasopisma na „Trzeci Świat Energii”. Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak to drugie.
A świadczy o tym dosadny i jakby nerwowy tytuł omawianego tekstu: „Żałosne badyle energetyczne”. Czyżby „węgiel” aż tak bardzo obawiał się „wierzby”?

Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelny