W 2016 roku ma się odbyć pierwsza w Polsce aukcja dla wytwórców energii z odnawialnych źródeł. Po kilku latach debat nad kształtem ustawy o OZE powinniśmy się więc cieszyć.

Teoretycznie ma być teraz efektywniej, taniej i bardziej stabilnie. Patrząc jednak na to, jak przebiegały aukcje w Holandii, Włoszech czy Wielkiej Brytanii, trzeba się liczyć z tym, że naszym licytacjom będą towarzyszyły spore problemy.

Czyhające pułapki

Wydaje się, że autorzy polskiego systemu aukcyjnego nie ustrzegli się pułapek, w które wpadli Włosi czy Holendrzy. We Włoszech w 2012 r. system zielonych certyfikatów zastąpiono aukcyjnym. W pierwszych aukcjach wygrały projekty farm wiatrowych o łącznej mocy 1300 MW. Do końca kolejnego roku powstało jednak tylko 400 MW nowych mocy, a w 2014 r. jeszcze mniej, bo niewiele ponad 100 MW. Poziom realizacji nie sięgnął więc nawet 40%.

Podobne efekty przyniosły też aukcje w Holandii. Chcąc zwiększać produkcję czystej energii, zmniejszając jednocześnie koszty wsparcia, licytacje wprowadzono tam już w 2008 r. Rok później aukcję wygrały projekty z zakresu energetyki wiatrowej o łącznej mocy ponad 460 MW, ale powstały z nich instalacje o mocy zaledwie 90 MW, czyli niewiele ponad jedna piąta. Natomiast kilka lat później, w 2013 r., aukcję wygrały projekty wiatrowe o mocy prawie 400 MW, w ramach których ostatecznie wybudowano niecałe 150 MW. Łącznie w latach 2008-2014 aukcje zorganizowane w...