Uszkodzenie kolektorów ściekowych w Warszawie to temat numer jeden ubiegłych miesięcy. Zdarzenie wywołało wiele dyskusji o tym, jak dalece środowisko naturalne ucierpiało z powodu wypływu ścieków do Wisły. Awaria nazywana przez niektórych ?katastrofą ekologiczną? stała się pretekstem do politycznych utarczek zwolenników partii rządzącej z władzami stolicy i opozycją. O faktach i mitach związanych z awarią z ekohydrologiem, Sebastianem Szklarkiem, rozmawia Martyna Matuszczak.

Czy faktycznie mieliśmy do czynienia z katastrofą ekologiczną? Czy pana zdaniem to określenie jest zbyt daleko idące?
Awaria spowodowała lokalne zanieczyszczenie wód Wisły. Określanie tego mianem katastrofy ekologicznej jest wyolbrzymieniem problemu. Katastrofą mogli byśmy ją nazwać, gdyby miesiącami te ścieki leciały do rzeki. Chociaż przed 2012 r. leciały cały czas i nikt nie mówił o katastrofie. Tym bardziej, że w ściekach tych dominują głównie zanieczyszczenia, które przyroda potrafi zneutralizować. Jedynie zanieczyszczenia stałe, których tak naprawdę nie powinno być w ściekach (patyczki do uszu, pampersy, podpaski i inne) oraz środki chemiczne stosowane do czyszczenia stanowią zagrożenie. Tak naprawdę nasza codzienna działalność zanieczyszcza rzeki w większym stopniu niż warszawska awaria.
W takim razie nie dotknęła nas katastrofa, ale jednak jakieś zachwianie równowagi ekologicznej miało miejsce. Jakie elementy środowiska najbardziej ucierpiały w związku ze zrzutem nieoczyszczonych ścieków do rzeki?
Najbardziej ucierpiało najbliższe otoczenie zrzutu oraz odcinek rzeki na kilku kilometrach poniżej. Przyczyn jest kilka. Po pierwsze materia biologiczna w ściekach potrzebuje tlenu do rozkładu, więc mogły powstać lokalne deficyty. Ale brak doniesień o martwych rybach świadczy o tym, że nie były to duże i rozległe deficyty, które w rzekach powstają bardzo rzadko. Po drugie środki chemiczne, o których już wspomniałem. Ich największe stężenia były w pobliżu zrzutu, więc wszystkie organizmy mogły być narażone na toksyczne dawki. Najtrudniej miały za pewne roślinny wodne oraz organizmy, które nie mogły szybko uciec jak bezkręgowce żyjące przy dnie. I na koniec też wspomniane zanieczyszczenia patyczkami i innymi sztucznymi materiałami, których nie powinno tam w ogóle być. One mogą wędrować z rzeką wiele kilometrów. Prawdopodobnie większość zatrzyma się w zbiorniku Włocławskim. Stanowią one zagrożenie dla ryb, jeśli połkną mniejsze fragmenty, a ich wieloletni rozkład spowoduje, że będą ciągłym zagrożeniem dla miejsca, do którego dotrą.
Mówi pan o niekorzystnym wpływie zanieczyszczeń stałych. W takim razie czy wprowadzone rozwiązania mające minimalizować negatywny wpływ zrzutu ścieków na środowisko, czyli ozonowanie, a następnie czyszczenie mechaniczne, poprawiły sytuację?
Wszystkie zastosowane metody powinny ograniczyć poziom zanieczyszczenia. Ozonowanie neutralizuje bakterie w ściekach, przy okazji wspomagając w pewnym stopniu procesy samooczyszczania. A mechaniczne czyszczenie ogranicza ilość śmieci, które nie powinny znaleźć się w ściekach. Powtarzam to jak mantrę, bo brakuje nam świadomości, że do toalety trafiać powinien tylko papier. Wszystkie pozostałe materiały w normalnych warunkach (bez awarii) przyczyniają się do zapychania kanalizacji i mogą doprowadzić do awarii, a w ostateczności trafiają do oczyszczalni, utrudniając jej efektywną pracę. Swoją nieodpowiedzialnością zwiększamy ryzyko częstszego i ciągłego zanieczyszczania naszych rzek i jezior.
Zatrzymajmy się przy temacie zdolności rzeki do sammoczyszczania. Czy to, że Wisła na odcinku za zrzutem, czyli między Warszawą a Płockiem, jest w dużej części nieuregulowana, sprzyja naturalnym procesom samooczyszczania?
Tak, naturalny charakter rzeki na tym odcinku sprzyja procesom samooczyszczania. Nieuregulowanym korytem woda płynie wolniej, więc wszystkie procesy oczyszczania fizycznego i biologicznego mają większą efektywność, bo po prostu mają więcej czasu. Ponadto naturalna rzeka ma lepiej rozwinięty ekosystem ? różnorodność mikroorganizmów i roślin jest większa, więc jest więcej różnorodnych organizmów, które przyczyniają się do oczyszczania rzek, bo w ściekach komunalnych dominują związki azotu i fosforu, które naturalnie występują w środowisku.
W mediach pojawiały się informacje, że mieszkańcy Warszawy, Płocka, a nawet Gdańska powinni obawiać się o jakość wody płynącej w ich kranach. Czy awaria mogła mieć wpływ na jakość wody w miastach położonych na północ od stolicy?
To jest niestety efekt zbytniego wyolbrzymienia problemu. Jeżeli te i inne miasta na co dzień nie boją się o jakość swojej wody kranowej przy ciągłym zanieczyszczaniu rzek z innych źródeł, to awaria nie powinna zmienić tej sytuacji. Wszystkie ujęcia wód mają stacje uzdatniania wody, aby jej jakość spełniała ustalone prawnie normy, które są naprawdę wysokie. Nawet jeśli część zanieczyszczeń dotarłaby do Płocka, to wierzę, że tamtejsza stacja uzdatniania by sobie z tym poradziła. Tym bardziej, że przed rokiem 2012 też musiała sprostać temu wyzwaniu.
Medialna nagonka rozwinęła się do tego stopnia, że nawet bakterie Escherichia coli, które pojawiły się w Zatoce Gdańskiej, przypisuje się ściekom z oczyszczalni. Czy jest to możliwe, że ścieki z Warszawy miały wpływ na stan wód Zatoki Gdańskiej i Morza Bałtyckiego?
To jest przykład kolejnej manipulacji faktami i łączenia ze sobą dwóch niezależnych spraw. Bakterie coli były też w lipcu na kąpielisku w Darłówku. A szukając informacji do mapy apeli o oszczędzaniu wody wodociągowej, często trafiałem na informacje, że w różnych regionach kraju woda wodociągowa (także z zasobów podziemnych) była okresowo niezdatna do spożycia właśnie z powodu bakterii coli. W opracowaniu przygotowanym przez Główny Inspektorat Sanitarny jest taki zapis: ?Bakterie grupy coli są grupą mikroorganizmów powszechnie występującą w środowisku naturalnym, w tym w wodach, w glebie, w materiale roślinnym oraz w przewodzie pokarmowym ludzi i zwierząt stałocieplnych. Większość bakterii grupy coli to bakterie heterotroficzne. Bakterie grupy coli wykrywane w wodzie mogą być zarówno pochodzenia kałowego, jak i środowiskowego. Niektóre z nich namnażają się w wodzie (szczególnie ciepłej), glebie i materiale roślinnym. Grupa ta nie może zatem bezpośrednio służyć za specyficzny wskaźnik kałowego zanieczyszczenia wody, może natomiast, podobnie jak ogólna liczba mikroorganizmów, stanowić kryterium oceny czystości i integralności systemów dystrybucji wody?.
Na koniec dwa pytania natury technicznej. Czy awarii można było uniknąć? Czy pana zdaniem system kanalizacyjny Warszawy mógł zostać zaprojektowany inaczej? Okazuje się bowiem, że przesył jest punktem krytycznym całego systemu. Może powinny powstać dwie oczyszczalnie na prawym i lewym brzegu Wisły, a nie jeden ogromny obiekt przyjmujący ścieki z prawie całej stolicy?
Niestety nie da się całkowicie wyeliminować wszystkich awarii, dlatego się zdarzają. Z projektowaniem i rozwiązaniami alternatywami jest zawsze problem kosztów i dostępnej przestrzeni. Można zrobić kilka niezależnych rur przesyłowych, ale to dodatkowe koszty zarówno budowy, jak i utrzymania. Z budową drugiej oczyszczalni jest problem, gdzie by miała powstać. Lokalizacja takich inwestycji zawsze stanowi kłopot, bo nikt nie chce koło nich mieszkać i pracować ze względu na zapachy. Do tego dochodzi jeszcze problem spadków terenu. Oczyszczalnie najlepiej lokuje się w najniżej położonych częściach miast, bo wtedy ścieki spływają do nich grawitacyjnie, bez pomocy dodatkowych pomp. A jak słyszeliśmy wypowiedź przedstawiciela Wód Polskich, jednym z problemów tymczasowego przesyłu ścieków mostem pontonowym są zanieczyszczenia płynące wraz ze ściekami, które zapychają pompy. I znów wróciliśmy do tematu śmieci lądujących w ściekach. Ale nawet jakby ich nie było, to przepompowywanie ścieków do wyżej położonych terenów to dodatkowe koszty i kolejne ogniwa, które mogą ulec awarii. Przecież zeszłoroczna awaria w Gdańsku to była właśnie awaria przepompowni.
Czy pana zdaniem zrzut nieoczyszczonych ścieków do rzeki był jedynym możliwym wyjściem w przypadku awarii kolektora?
To było niestety jedyne racjonalne rozwiązanie w zaistniałej sytuacji. Bo były jeszcze dwa inne wyjścia. Pierwsze to odciąć wodę całej części Warszawy, z której spływały ścieki, bo wtedy ścieki by nie powstawały. Drugie to transportować ścieki szambiarkami, których pewnie i tak by zabrakło, a doszedłby paraliż ulic z powodu korków i emisja spalin.

Awaria układu przesyłowego w Warszawie ? kalendarium wydarzeń
27.08.2019 ? Rozszczelnienie jednego z rurociągów kolektora przesyłowego pod dnem Wisły, przesyłającego ścieki z siedmiu dzielnic lewobrzeżnej Warszawy do oczyszczalni Czajka i przekierowanie ich do drugiej nitki awaryjnej
28.08.2019 ? Uszkodzenie drugiego rurociągu ? awaryjnego i konieczność zrzutu nieoczyszczonych ścieków do Wisły
29.08.2019 ? Decyzja o budowie zastępczego rurociągu poprowadzonego na moście pontonowym (tzw. bypassu) realizowanego pod nadzorem PGW wody Polskie
30.08.2019 ? Rozpoczęcie prac związanych z usuwaniem (rozbiórką) uszkodzonych elementów kolektora przesyłowego
31.08.2019 ? Wdrożenie technologii ozonowania ścieków wpływających do Wisły
4.09.2019 ? Włączenie czyszczenia mechanicznego ścieków
9.09.2019 ? Uruchomienie przesyłu przez most pontonowy i osiągnięcie 60% efektywności bypassu
14.09.2019 ? Osiągnięcie pełnej wydajności rurociągu zapasowego ? 100% ścieków zostało skierowane do oczyszczalni Czajki. Tym samym zakończył się wypływ nieczystości do rzeki.
24.09.2019 ? Podanie informacji o planowanym przebiegu naprawy kolektorów przesyłowych, która ma potrwać ok. dwóch miesięcy. Z założeń stołecznego Ratusza wynika, że uszkodzone odcinki rurociągów w tunelu zostaną zastąpione stalowymi rurami. Zostanie także wybudowana dodatkowa nitka rurociągu pod dnem Wisły, uruchamiana w przypadku dokonywania innych napraw lub dalszej modernizacji układu przesyłowego