W całej niemal Europie intensywnie poszukuje się optymalnego miksu energetycznego. Towarzyszy temu wyraźny wzrost zainteresowania wykorzystaniem własnych zasobów energetycznych poszczególnych państw ? z coraz większym udziałem OZE. Oczywiście w licznym peletonie, choćby tylko unijnych krajów, jest czołówka liderów i grupa maruderów. A gdzie znajduje się Polska? Jak przebiega praca nad naszym miksem?

Na razie nie słychać, że zapowiedziana przez premiera ?reaktywacja węgla? przestała być aktualna (tzn. planowana). Nie może to dziwić, skoro również w Parlamencie Europejskim coraz częściej ? i lepiej ? mówi się o wykorzystaniu paliw kopalnych. Należy jednak pamiętać, że w wielu krajach UE energia odnawialna ma już ponad 20-procentowy udział w tamtejszych miksach, więc nasza sytuacja jest znacząco inna. Tak czy owak, prowęglowe tendencje utrudniają twórcom pakietu klimatycznego proponowanie kolejnych etapów redukcji CO2 do 2030 r. Cieszą się z tego zwolennicy prymatu ekonomii nad ekologią, zwłaszcza ci, którzy argumentują, że dzięki pakietowi korzystają głównie kraje, które go nie przestrzegają. O tym, jak będą wyglądały unijne dyrektywy po ukonstytuowaniu się nowego parlamentu, dowiemy się za kilka miesięcy. Wiemy już jednak, że Polska nie będzie tam reprezentowana przez ?energetyków? znanych z sympatii dla OZE.

Niedawna nadpodaż zielonych certyfikatów i zapowiedź stopniowego ?wygaszania? modelu współspalania biomasy z węglem spowodowały zmniejszenie zainteresowania biomasą. Ta nadpodaż została już jednak opanowana, co w połączeniu z uruchamianiem kotłów wyłącznie na biomasę powinno ustabilizować rynek tego surowca. Pytanie tylko, w jakim stopniu będzie on pochodzić z ?produkcji? krajowej, a w jakim z importu. Okres dużego zainteresowania plantacjami roślin energetycznych to już przeszłość, która chyba prędko nie wróci, bo zbyt wielu inwestorów mocno się na nich zawiodło. Ale może badania jakości biomasy roślin wieloletnich nadających się do uprawy w Polsce przyniosą tu jakiś przełom (artykuł na str. 28). Oczywiście, aby rosły nie tylko rośliny, ale również ich plantacje, potrzebne są stosowne zachęty inwestycyjne. Wcześniej zawiódł chyba lobbing, bo choć klimat i gleba są u nas odpowiednie, to opłacalność produkcji biomasy zależy dziś przecież nie tylko od natury. Według znawców problemu, jest to u nas po prostu zbyt kiepski biznes, aby przyciągnąć inwestorów, którzy angażując się w innych gałęziach energetyki, mogą zarobić więcej.

Do inwestycji w uprawę biomasy nie zachęcają też liczne bankructwa producentów pelet i brykietów. Ale mimo smutnych faktów, wielu pośredników zajmujących się handlem biomasą wciąż jest dobrej myśli. Trzymam kciuki za ich cierpliwość i optymizm, bo podzielam opinię, że krajowa (!) biomasa powinna być naszym strategicznym paliwem i jej rynek będzie się ? pomimo przeszkód ? rozwijał.

Urszula Wojciechowska 
Redaktor naczelna