Prezes Przemysław Daca na konferencji prasowej w Szczecinie w październiku zeszłego roku stwierdził, że w województwie zachodniopomorskim są najwyższe taryfy opłat za wodę i ścieki. Jako jedną z przyczyn podał fakt budowania sieci wodociągowych i kanalizacyjnych na obszarach, gdzie jest bardzo rozproszona zabudowa.
Gigantomania?
Można powiedzieć, że stawki proponowane przez zachodniopomorskie gminy i podmioty wodno-kanalizacyjne są największe w Polsce ? stwierdził prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie. Według prezesa Dacy nie brakuje przykładów ?rozdmuchania kosztów? i ?gigantomanii?, której efektem są wysokie koszty, a co za tym idzie, ceny. ?Gigantomanią? mają być inwestycje w sieci wodociągowe i kanalizacyjne doprowadzane do niewielkiej liczby domów. Zdaniem prezesa w takich sytuacjach sensowniejsze są studnie i przydomowe szamba. 
Nie będę się wypowiadał o tym, gdzie taryfy są najwyższe, a gdzie najniższe. Doskonale wiemy, że samo arytmetyczne porównanie taryf nie jest żadną oceną prawidłowego funkcjonowania wodociągów. Abstrahując od tego, że każda firma ma różne warunki ujmowania, uzdatniania i dostarczania wody, wiemy również, że w jednej taryfie są całkowite koszty produkcji i dostawy wody oraz odbioru i oczyszczania ścieków (zwłaszcza inwestycji), a w innej jedynie koszty bieżącej eksploatacji. 
Chciałbym jednak skupić się na zacytowanych słowach pana prezesa. Trudno się z nimi nie zgodzić. Faktycznie, nieracjonalna jest budowa sieci wodociągowej lub kanalizacji sanitarnej dla przysłowiowych ?dwóch chałup?. Tylko należy pamiętać o tym, że większość firm wodociągowych w naszym kraju to firmy, których właścicielem lub jednym z współwłaścicieli jest gmina. Czym to skutkuje? Ano tym, że musimy się liczyć ze stanowiskiem naszego właściciela, a ten ze stanowiskiem swoich wyborców. Co to oznacza ? zwłaszcza na obszarach wiejskich, na których dotychczasowi mieszkańcy miast szukają swojego nowego miejsca na ziemi? To, że co prawda wybierają oni życie w sielskim otoczeniu przyrody, poza wielkomiejskim zgiełkiem, ale oczekują również, że podstawowe zdobycze cywilizacji ? bieżąca woda i możliwość bezproblemowego pozbywania się ścieków sanitarnych ? będą mieli na takim samym poziomie jak w miastach. 
Żyć na wsi, ale jak w mieście
Nie byłoby być może z tym problemów, gdyby w naszym kraju rozwój przestrzenny odbywał się w oparciu o plany zagospodarowania. Gdyby gmina określała precyzyjnie, na których terenach będzie rozwijało się budownictwo jednorodzinne, a według tych planów my byśmy te tereny uzbrajali. W ciągu ? powiedzmy ? pięciu lat taki obszar objęty planem zostałby zabudowany, a nasze urządzenia byłyby w pełni wykorzystane. 
Niestety nasza umiłowana ojczyzna jak zawsze musi wyróżniać się od innych i u nas w najlepsze funkcjonują tzw. ?warunki zabudowy?. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że można się budować wszędzie, nawet na terenach zalewowych. Tu dochodzimy do wyjaśnienia, dlaczego wodociągi są przysłowiowym chłopcem do bicia. Ludzie z miasta kupują grunty na wsi i oczekują od gminy, że będą mieli bieżącą wodę i możliwość podłączenia się do kanalizacji. Naciskają na burmistrza, wójta oraz radnych, aby te zdobycze cywilizacyjne zostały im zapewnione. Zwłaszcza radni przed wyborami są szczególnie wrażliwi na takie postulaty swoich wyborców (obecnych lub przyszłych). Wysuwają więc żądania pod kierunkiem do wodociągów ? często swojej gminnej spółki ? aby w planach inwestycyjnych uwzględniła budowę sieci wodociągowych i kanalizacyjnych na wskazywanych przez nich obszarach. Nacisk radnych, zwłaszcza tych z rządzącej większości, na burmistrza czy wójta bywa, zwłaszcza przed wyborami, tak duży, że spółka ?nie chce, ale musi? i wprowadza takie inwestycje do planu, a następnie je realizuje. Czyli i mieszkańcy, i radni mają pretensje do wodociągów, że nie dbają o rozwój gminy. 
Bo przecież wybudowanie 2 km sieci wodociągowej dla 40 nieruchomości, których wartość dzięki temu wzrośnie, powinno być szalenie opłacalne dla spółki! Zwłaszcza że początkowo zostaną podłączone cztery nieruchomości, a pozostałe nie wiadomo kiedy. Jednocześnie regulator zarzuca nam, że mamy zbyt wysokie taryfy, bo nasze inwestycje są ekonomicznie nieuzasadnione. Rozwiązanie jest proste ? należy zlikwidować ?warunki zabudowy?.
Jednak, jak się wydaje się, tak naprawdę nikt nie jest takim rozwiązaniem zainteresowany, a my jako wodociągowcy dalej będziemy musieli nadstawiać i jeden, i drugi policzek?