W minionych latach w wielu felietonach ?Od redaktora? opisywałam ?tasiemcowy serial?, którego tematem było niechlubnie powolne procedowanie ustawy o OZE. Niestety, przyjęcie ustawy w lutym minionego roku wcale nie oznaczało końca tego ?serialu?, bo zaledwie po tygodniu (!) nudną już fabułę uzupełnił nowy wątek: nowelizacja. Tej zaś starym władzom nie udało się dokończyć, więc od początku roku nie wydarzy się nic, czego mogli się spodziewać? niepoprawni optymiści.

W nowych realiach sejmowo-rządowych akcja nabrała tempa (zwłaszcza ?wieczorową porą?). Uchwalona 22 grudnia Ustawa o zmianie ustawy o odnawialnych źródłach energii już dwa dni później została przyjęta przez senat, który wprowadził cztery dodatkowe poprawki. Sednem ? a raczej: sękiem ? tej ustawy jest jednak odroczenie o pół roku wejścia w życie kluczowej części ustawy o OZE, regulującej m.in. wsparcie dla najmniejszych ?zielonych? źródeł oraz rozpoczęcie systemu aukcji. Autorzy projektu (grupa posłów PiS-u) konieczność tego odroczenia uzasadnili tym, że w systemach wsparcia dla produkcji energii ze źródeł odnawialnych powstałaby luka i po 1 stycznia 2016 r. nie mogłyby funkcjonować ze względu na brak stosownych rozporządzeń. Tak czy owak, zdaniem niektórych analityków, przyjęcie Ustawy o zmianie ustawy? w takim pośpiechu zwiększa niepewność i może zniechęcać do inwestycji w OZE. Z takiego obrotu sprawy cieszą się jednak ci inwestorzy, którzy chcieli pozostać w systemie zielonych certyfikatów i którym ...