Za chwilę skończy się rok 2009. Spójrzmy wstecz i dokonajmy podsumowania. Swoistego rachunku sumienia. Zacznijmy razem.

Miara sukcesu
Warto zacząć od sukcesów i powodów do chwały. W jakim stopniu miałem w nich udział, a na ile podszywałem się tylko pod pracę innych? To rozgraniczenie jest szczególnie trudne dla każdego szefa. Zarządza on bowiem zespołem, który wspólnie osiąga zamierzony rezultat. Nie może więc on być zawłaszczany przez jedną osobę. Nawet jeśli tą osobą jest prezes firmy. A właściwie zwłaszcza wtedy. Kolejne pytanie brzmi – co uważamy za sukces mijającego roku? Niektórzy mówią, że samo przetrwanie jest już sukcesem w tej „branżowej dżungli”. Ale przecież sami sobie tę „dżunglę” wybraliśmy. Nie mamy więc prawa do narzekań na warunki, w jakich przyszło nam pracować. Czy w tym roku udało się zrobić coś, czego nie mogliśmy dokonać przedtem? Jakie ponieśliśmy przy tym koszty? Czy zdradziliśmy któryś ze swych ideałów? Jakich ludzi straciliśmy? Ilu wyrządziliśmy krzywdę? Nasze sukcesy… Powody do chwały… Ile daliśmy z samych siebie? Naszymi sukcesami nie są nowe oczyszczalnie, stacje uzdatniania wody czy też kolektory i magistrale. To są nasze obowiązki. Nowe taryfy? To raczej porażka. Więc co jest sukcesem? Z drugiej strony, czy wypełniania codziennych obowiązków nie można mierzyć miarą sukcesu? Jak za kilka lat ocenimy to, co działo się w kiedyś z naszymi firmami? A gdy staniemy się już starzy, czy będziemy dumni, a może raczej rozgoryczeni z powodu swoich osiągnięć? Liczba zmarnowanych szans to również istotny miernik sukcesu. Czy wykorzystaliśmy możliwości, jakie dała nam chwila? Trudno to zweryfikować. Pozostaje też pytanie o to, czy dokonaliśmy czegoś, czego nikt przed nami w Polsce, Europie, a może na świecie nie zdołał? Czy pchnęliśmy nasz wspólny wózek choć odrobinę do przodu? Na ile zrobiliśmy to sami, a na ile zrobili to za nas inni? Czy jest w nas jeszcze to coś, co sprawiało, że ludzie szli za nami? A może nigdy tak nie było? Czy istnieje w nas ta siła, która dawała firmie nowy impuls? Czy nadal jesteśmy potrzebni, a może ograniczamy się już tylko do zbierania owoców swojej lub czyjejś pracy, bazując jedynie na zaufaniu, którym nas kiedyś obdarzono? Każdy z nas musi odpowiedzieć sobie na te pytania. W tym na to najważniejsze – czy jestem tu dla firmy, którą zarządzam, czy jest może tak, iż ta firma jest dla mnie?
 
Poniesione koszty
A oto druga strona tego medalu – ile to wszystko kosztowało? I to w dwóch najważniejszych aspektach: ilu ludzi odeszło i jak bardzo my sami straciliśmy na wartości? Z kim zaczęliśmy ten rok, a kogo dzisiaj już z nami nie ma? I dlaczego tak się stało? Czy zrobiliśmy co w naszej mocy, żeby temu zapobiec? Komu nie podajemy dziś ręki, a jeszcze rok temu podawaliśmy? Jak bardzo zawiedliśmy zaufanie tych, którzy są nad nami i tych, którzy pracują z nami na co dzień lub od czasu do czasu? Czy mamy jeszcze wyrzuty sumienia, kiedy ktoś przez nas płacze? Czy nadal jestem przede wszystkim człowiekiem, a może już tylko prezesem? Jak zmieniły się moje ideały? W jakim stopniu zatraciły się pod presją pieniędzy i doświadczeń dnia codziennego? Ile jeszcze zostało we mnie odwagi? Czy nadal potrafię rozmawiać z ludźmi, czy już tylko przemawiam? To są jedne z najistotniejszych pytań o cenę sprawowania swojej funkcji. Jednak są też te pozornie mniej ważne. Liczone w złotówkach. Bo czy potrafimy postrzegać przedsiębiorstwo tak, jakby to była nasza prywatna (w dobrym rozumieniu tego słowa) firma? Czy nie mylą nam się czasem wydatki służbowe z prywatnymi? Czy odbębniamy nasze osiem godzin, a może dajemy z siebie wszystko? I w końcu pewnie to najtrudniejsze pytanie – czy ta firma mnie jeszcze potrzebuje? Czy to ciągle jest to miejsce, na którym powinienem być? Będziemy żegnać ten rok, oglądając się za siebie. Jakiego chcielibyśmy widzieć siebie za kolejne 365 dni? Jak będą postrzegać nas ludzie, którzy są wokół nas? Szefem jest się nie po to, by było miło i wytwornie, lecz po to, by podejmować trudne decyzje. Odnośnie siebie też.
 
Życząc, by…
Ale póki co za chwilę nadejdzie Boże Narodzenie. Święta, które kojarzą się z dziećmi, choinką i prezentami. Z ciepłem kominka. I ze składanymi życzeniami oraz wysyłanymi i otrzymywanymi kartkami. Życzę Państwu, by zawsze był blisko ktoś, kto złoży szczere życzenia. I żeby okazały się to życzenia dobre. Życzę też spokoju. Tego najważniejszego – wewnętrznego. Życzę, również sobie, by starczało nam odwagi przy składaniu życzeń – obyśmy czynili to szczerze. I byśmy wiedzieli, czego sobie życzymy. Ja życzę wszystkim miłości, mądrości i… czasu dla siebie. To wystarczy.
 
 
Paweł Chudziński,
prezes Aquanet,
Poznań