Lato minęło. Choć jeszcze nie w kalendarzu, ale już na termometrach. Stopniowo ochładza się również w polityce, w której koniec sierpnia – ze względu na wiadomą rocznicę – był nawet całkiem upalny. Niestety, najbardziej rozpalone były głowy niektórych polityków i publicystów. Oj, miałabym ochotę trochę tu powspominać i z niektórymi mocno polemizować, ale ponieważ jest to materia bardzo niebezpieczna i niezwiązana z pismem tematycznie, więc… niech się kłócą między sobą. Tym bardziej że większości Polaków – o, już zmierzam do naszej dziedziny – szkoda energii na obserwowanie tych polityczno-medialnych przepychanek.
„Niech na całym świecie wojna, […] byle polska wieś spokojna” – mówił Dziennikarz do Czepca w bardzo upolitycznionym „Weselu”. Co prawda przez ponad sto lat postęp globalizacji i „atomizacji” był tak duży, że ten postulat jest mało realny, ale odnosząc go do naszej tematyki, chciałoby się go poprzeć. Bo niezależnie od światowej zawieruchy politycznej, ekonomicznej i technologicznej na polskiej wsi są świetne warunki do rozwoju energetyki odnawialnej w jej różnych postaciach. A najbardziej brakuje właśnie spokoju, który pozwoliłby perspektywicznie planować i sensownie inwestować.
 
Rozwój branży OZE wymuszają przede wszystkim unijne dyrektywy. Nad ich wdrożeniem całe nasze środowisko debatuje już bardzo długo i coraz częściej… gorąco. Efekt tego jest wszakże prawie żaden, bo rząd nie dotrzymuje kolejnych terminów określanych w dyrektywach (opozycja ujęłaby to dosadniej i ogólniej, ale – dość politykowania!). Wciąż nie ma porozumienia i krajowego planu działania, który miał być gotowy i przesłany do Komisji Europejskiej najpierw do końca czerwca, a potem do końca sierpnia. Póki co jest tylko przez wiele środowisk krytykowany projekt. Czyli – pozostając w sielskich realiach – lipa!
Powoli przygotowujemy się do objęcia prezydencji w UE. Gdy to nastąpi, sytuacja będzie… hmm… niezręczna. Bo jak promować i egzekwować wykorzystanie OZE, kiedy samemu wciąż faworyzuje się energetykę węglową, a czołowi przedstawiciele naszej… „polityki energetycznej” zapowiadają, że będzie tak przez wiele lat. Pod względem redukcji CO2 Polska też nie jest prymusem, a przecież w tej konkurencji Unia chce być mistrzem świata. A może jednak ta unijna prezydencja przełoży się na jakieś „konkretne korzyści” dla naszej sponiewieranej branży? Na razie wiadomo, że w planach rozwoju sieci przesyłowych uwzględniono możliwości przyłączenia 5,6 GW mocy z OZE. Oczywiście wszystkich problemów to nie rozwiąże, ale… oby się ziściło! Wszak energetyczny spokój polskich miast i wsi zależy od inwestycyjnych faktów, a nie od politycznych deklaracji.
 
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna