„Przegląd Komunalny” kontynuując podjętą w marcu br. inicjatywę w zakresie prowadzenia „Śniadań branżowych” we wrześniu zorganizował drugie takie spotkanie. Ponownie tematyka oscylowała wokół gospodarki odpadami komunalnymi. Tym razem dotyczyła jednak zmian w systemie – po tym, jak kompetencje w zakresie opracowania założeń jego reformy przejął resort środowiska, uznaliśmy za celowe, aby spotkać się i podyskutować o oczekiwaniach, nadziejach, a może także o obawach wiązanych z ewentualnymi zmianami w prawie „odpadowym”.

Nasze zaproszenie przyjęli: Maciej Augustyniak, ze Związku Międzygminnego Centrum Zagospodarowania Odpadów SELEKT; Hanna Grunt, z Departamentu Środowiska Urzędu Marszałkowskiego w Poznaniu; Wojciech Janka, z Krajowego Forum Dyrektorów Zakładów Oczyszczania Miast; Aleksander Kozłowski , reprezentujący Ogólnopolskie Stowarzyszenie Komunalnych Związków Gmin; Krzysztof Krauze z Zakładu Zagospodarowania Odpadów w Poznaniu; Marek Kundegórski z firmy Grontmij Polska; Krzysztof Roszak z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Śremie; Sławomir Rudowicz reprezentujący Związek Pracodawców Gospodarki Odpadami; Tomasz Uciński z Krajowej Izby Gospodarki Odpadami oraz Marian Walny z Urzędu Miasta Luboń. W siedzibie wydawcy miesięcznika, spółki Abrys, gości powitał jej wiceprezes Robert Rosa, a wprowadzenia do dyskusji dokonali Tomasz Szymkowiak, dyrektor – redaktor naczelny Wydawnictw Komunalnych oraz prof. Krzysztof Kasprzak, przewodniczący Rady Programowej tychże wydawnictw.
 
Stabilne i spójne prawo oraz jego egzekucja
Jako pierwszy głos zabrał Wojciech Janka, który skupił się na rozczłonkowaniu kompetencji w zakresie gospodarki odpadami pomiędzy osiem urzędów centralnych. – Tym najważniejszym resortem, który ma aż pięć departamentów zajmujących się gospodarką odpadami jest Ministerstwo Środowiska. W dalszej kolejności można wymienić Ministerstwa: Rozwoju Regionalnego, Infrastruktury, Gospodarki, Zdrowia, Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Finansów. Do tego dochodzi Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów – mówił prezes Janka. – Każdy z tych resortów na problem gospodarki odpadami patrzy z nieco innej perspektywy. Według W. Janki problem ten bywa postrzegany z dwóch skrajnie odmiennych punktów widzenia. Pierwszy z nich, uznaje –– gospodarowanie odpadami, za element ochrony środowiska, gdzie nadrzędną sprawą nie jest zysk, lecz związane z sozologią funkcje reglamentacyjno – ochronne. Natomiast na drugim biegunie znajduje się stanowisko Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który patrzy na tę dziedzinę przez pryzmat gospodarki wolnorynkowej. – Dla mnie jest istotne aby państwo zdecydowało się jak chce traktować gospodarowanie odpadami. Czy funkcją nadrzędną jest ochrona środowiska czy gospodarka rynkowa? – komentował prezes KFDZOM.Tworzenie kompromisów doprowadza do obecnej sytuacji, że zajmuje się tym osiem resortów, ale bez widocznego skutku.
Do dyskusji włączył się Tomasz Uciński, który skomentował fakt, że w Polsce ochrona środowiska w zakresie gospodarki odpadami utożsamiona została z wolnym rynkiem. – Na taką ścieżkę w Unii zdecydowały się tylko dwa kraje: Polska i Węgry, i praktycznie jesteśmy na szarym końcu jeżeli chodzi o zagospodarowanie odpadów – argumentował prezes Uciński. Podkreślał on, że skoro weszliśmy do Unii Europejskiej, to powinniśmy wprowadzać obowiązujące we Wspólnocie przepisy i egzekwować ich przestrzeganie oraz być przygotowanymi na płacenie kar, jeżeli nie sprostamy unijnym wymaganiom. – W Polsce poradziliśmy sobie dosyć nieźle z transportem odpadów. Niestety niektórzy, łącznie z częścią parlamentarzystów, utożsamiają gospodarkę odpadami właśnie z transportem odpadów – podkreślał. – Gospodarka odpadami to jest to, co dopiero jest przed nami czyli postępowanie z odpadami zgodne z normami unijnymi, które mówią jak i ile odpadów zagospodarowywać. Stąd też stwierdził on, że za gospodarkę odpadami powinien być odpowiedzialny jeden resort – Ministerstwo Środowiska. – Po konsultacji z Polską Izbą Gospodarki Odpadami uważamy, że resort środowiska powinien stworzyć system, gdzie gmina będzie zarządzała strumieniem odpadów i w którym uszanowany zostanie ukształtowany już rynek transportu odpadów. Tłumaczył, że gminom powinna też zostać przypisana odpowiedzialność za całość gospodarki odpadami komunalnymi, gdyż samorząd lepiej to zrealizuje niż rząd czy ministerstwo. Za najważniejszą rzecz uznał on jednak stworzenie systemu finansowania zintegrowanej gospodarki odpadami. – Bo jeżeli nie będzie jasno powiedziane jak ten system jest finansowany, to będziemy mieć sytuacje takie, jak ta jaka zdarzyła się na początku bieżącego roku, że część przedsiębiorstw, która nastawiła się na selektywna zbiórkę i przetwarzanie odpadów zadrżała w posadach, gdyż rynek nie spinał się finansowo. Jeżeli nie określimy kto ma finansować system, to zawsze będzie przepychanka pomiędzy firmami transportowymi, a producentami opakowań czy mieszkańcami, którzy przez wolny rynek zostali obdarzeni bardzo niskimi cenami za gospodarkę odpadami.
 – Uważam, że w koncepcji MRR-u, która już raczej schodzi ze sceny, sporo było takich błędów, których można było uniknąć, gdyby w prace nad nią zaangażowany był zespół prawników, którzy znają się na problematyce odpadowej – włączył się do dyskusji Marek Kundegórski. – W tej chwili działa pewien system i trzeba by zdefiniować, co działa a co nie i z jakiego powodu. Zdaniem M. Kundegórskiego oparcie się w tych założeniach na tym, że wprowadzony wcześniej system opłat zakładający wzrost kosztów składowania ukształtuje gospodarkę odpadami znaczyło, że ktoś kto przygotowywał te założenia kompletnie nie miał pojęcia o tym jak działa ten rynek. – Chyba każdy praktyk wiedział, że wprowadzenie opłat i różnic między odpadami zmieszanymi a frakcją wysortowaną zdemoluje rynek – komentował. – W tej chwili doprowadziliśmy do tego, że premiowane są działania pozorne, a nie rzeczywiste. Trzeba zmienić ustawę o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, tak by można było przerzucić opłaty na mieszkańców.
Ponownie głos zabrał Wojciech Janka, który stwierdził, iż niezbędna jest zmiana procesu tworzenia prawa. – Jeżeli będziemy pytać każdej zainteresowanej grupy, o to co chce w tym systemie zmienić to nie zachowamy jego spójności. W związku z tym jeżeli mówimy o stworzeniu systemu to musielibyśmy powołać ograniczony liczebnie zespół ludzi i im powierzyć to zadanie. Budowa systemu w oparciu o konsultowanie jego założeń w rożnych środowiskach jest ułomnością naszego prawa. Jeżeli prawo jest projektowane w jakimś resorcie i jest skierowane do dyskusji w parlamencie, gdzie każdy parlamentarzysta może coś zmienić, to ze spójności jaką cechował się dany projekt tworzy się chaos prawny. Uważam, że Ministerstwo Środowiska powinno powołać kilka zespołów, które opracowałyby propozycje spójnego systemu, a następnie wybrać jedną z nich. Natomiast taki projekt powinien być w całości przyjęty lub odrzucony przez parlament. Nie powinno być możliwości kombinowania w tym prawie i słuchania różnych lobbystów.
Prezes KFDZOM podkreślał także, że prawo powinno być stabilne i powinien funkcjonować system kontroli jego egzekwowania. Ani jednego ani drugiego elementu nie ma w Polsce. – Dla mnie jako dla szefa firmy wtórną rzeczą jest jakie prawo będzie funkcjonować. Ja muszę natomiast wiedzieć, że to prawo będzie stabilne i będzie obowiązywało długo i że przepisy nie będą wykluczały się wzajemnie.
 – W Krajowym i wojewódzkim planach gospodarki odpadami jest napisane, że należy najpierw wysegregować opakowania szklane, plastiki, papier, odpady biodegradowalne, drobne remontowe, niebezpieczne, elektryczne i elektroniczne, a pozostałe odpady albo spalić albo poddać obróbce mechaniczno-biologicznej – wyliczał Krzysztof Krauze. – A jak to zrobić? Jak to sfinansować? Musi być bezwzględne realizowanie prawa! Wszystkiego nie załatwi wolna ręka rynku! Dyrektor Krauze skrytykował też myślenie zakładające, że będziemy inwestować w instalacje po to by wykorzystać fundusze unijne, a nie po to by uporządkować gospodarkę odpadami w Polsce i osiągnąć standardy unijne. – Bezwzględnie należy wykorzystać pieniądze unijne, ale nie można mówić, że robimy to po to żeby je wykorzystać. Przecież robimy to dla siebie, dla przyszłych pokoleń i dla środowiska.
 
Rewolucjonizować i to od zaraz!
Do dyskusji odniósł się Aleksander Kozłowski, który stwierdził, że dla uzdrowienia sytuacji potrzebna jest determinacja rządu oraz że niezbędna jest rewolucja w tym obszarze rynku. – Jeżeli ma być system, o którym w tej chwili nie można mówić, że go mamy, to ktoś go musi narzucić. Dopiero potem możemy to poprawiać i modernizować. Odniósł się on także do środków unijnych i zgodził się, że nie jest celem samym w sobie ich wykorzystanie. – To jest pomocna dłoń, chcąca dołożyć do naszego środowiska, ale unia nie dofinansuje inwestycji jeżeli nie będzie do nich wsadu. Pozostaje pytanie co wybrać – gospodarkę wolnorynkową, czyli „wolną amerykankę”, czy jednak gospodarkę mającą za determinantę ochronę środowiska? Jeśli nie zrealizujemy naszych zobowiązań akcesyjnych, to obudzimy się z ręką w nocniku, i nie tylko nie wykorzystamy środków unijnych, ale jeszcze będziemy płacić kary do unijnej kasy. Wniosek jest zatem jeden – rewolucjonizować! I to od wczoraj, bo już jest za późno.
T. Uciński zabierając ponownie głos stwierdził, że porównując się z krajami starej Unii Europejskiej widzimy jak wiele mamy jeszcze do zrobienia, ale gdybyśmy porównali się z krajami słabiej rozwiniętymi to widoczny byłyby postęp chociażby w zakresie zbiórki i transportu odpadów. Prezes mówił też, iż niezbędna jest wola polityczna rządu i parlamentarzystów, bo bez tego nie ma szans na zmianę systemu. Podkreślił też, że potrzebne jest wypracowanie rozwiązania możliwego do przyjęcia ze względów ekonomicznych. – Jeżeli przenieślibyśmy tutaj system austriacki, niemiecki czy francuski to ile euro trzeba by zapłacić za odpady? – pytał i zaraz odpowiadał. – Na pewno nie tyle, żeby mieszkańcy wyrazili na to zgodę. Dlatego musimy szukać rozwiązań optymalnych, które przy niższych kosztach pozwolą jednak wypełniać dyrektywy unijne.
T. Uciński mówił też, że trzebazdać sobie sprawę, że niektóre środowiska nie zgodzą się na radykalne zmiany i będą wywierać naciski na posłów. Dlatego trzeba przyjąć założenie, które spowoduje że jednak będzie ktoś odpowiedzialny za kary unijne. – Nie może być tak, że będzie to państwo, bo państwo zapłaci kary z podatków i tyle – mówił. – To powinno być na szczeblu samorządu. Gmina najlepiej by sobie poradziła z tym systemem, poprzez wykonywane przez straż miejską czy inspektorów ochrony środowiska kontrole uczestników rynku czyli mieszkańców i firm transportowych.
 – Strażnicy nie chcą kontrolować! – stwierdził Marian Walny. – Problem polega na tym, że oni są z tego samego miasta i sąsiada nie ukarzą. I dopóki władza samorządowa nie uderzy pięścią w stół i nie przestanie się bać najbliższych wyborów to niczego nie osiągnie. Samorządowiec z Lubonia podniósł także kwestię kosztów usług komunalnych i potrzeby wypracowania standardów w tym zakresie.
 – Jeżeli mówimy, że straż miejska nie jest w stanie wyegzekwować podstawowych obowiązków mieszkańców z zakresu ochrony środowiska, to nie możemy szukać rewolucyjnych zmian! – komentował T. Uciński. Podniósł on także rolę edukacji ekologicznej w pokazywaniu, że system gospodarki musi kosztować. – Czeka nas duży proces tworzenia tej świadomości i skorelowania jej z obowiązkami, jakie muszą zostać narzucone na mieszkańców. Istotna będzie też egzekucja prawa, które jest już niezłe – przynajmniej w zakresie odbioru odpadów od mieszkańców. Jeżeli już doprowadziliśmy do sytuacji, że w większości odpady są odbierane, to teraz musimy stworzyć czytelny system ich zagospodarowania. Wzorem może być zdaniem prezesa Ucińskiego gospodarka ściekowa. – Mamy na razie system zbierania odpadów czyli rurę kanalizacyjną i na końcu tej rury muszą powstać obiekty, które w sposób racjonalny i ekonomiczny będą zagospodarowywać odpady, tak jak ze ściekami robią to oczyszczalnie. Natomiast jeśli gmina nie stworzy systemu gospodarki to powinna ponieść karę np. 200 tys. zł.
Hanna Grunt włączyła się do dyskusji na temat opłat sankcyjnych, które do tej pory – choć istnieją – nie były realizowane. Niejasność przepisów w tym zakresie, brak wytycznych, do jakich poziomów i wskaźników należy się odnosić, a także różne orzeczenia sądów i samorządowych kolegiów odwoławczych w tej samej materii powodują, że na tym polu w Polsce jest ogromny zamęt. – Na czym mamy się opierać? Na wytycznych narzuconych przez ustawę czy przez regulaminy utrzymania czystości albo plany gospodarki odpadami, które nie są przecież prawem miejscowym – pytała H. Grunt. – A w takim przypadku to ja do tych dokumentów mogę wpisywać wszystko. I tu jest pies pogrzebany. Na tym tak naprawdę opierają się wszystkie orzeczenia sądowe. A że nasze prawo nie jest precedensowe, w związku z tym ja nie odwołuję się do orzeczeń, tylko – niestety – się nimi posiłkuję.
 
Rewolucyjne brody
Dotychczasowe głosy starał się spiąć T. Uciński, jednak konstatacja nie zabrzmiała optymistycznie: – Myślę, że rewolucja będzie fajna, nam urosną rewolucyjne brody, a do 2015 r. nadal nic nie zrobimy. Ale dziś trzeba wskazać kilka punktów, które by spowodowały pójście do przodu w obszarze zagospodarowania odpadów. Dla mnie jest to zapis, o który walczyliśmy w 2005 r., żeby gminy wskazywały miejsce (miejsca) unieszkodliwiania odpadów, żeby nikt tego nie podważał i żeby plan wojewódzki był aktem prawa miejscowego. Wówczas mamy szansę na zrealizowanie inwestycji. Nie pominął przy tym kwestii opłat marszałkowskich.
 – W przyszłym roku ma być rewolucyjna zmiana w systemie opłat, bo w tym zabrakło na to czasu – zauważył M. Kundegórski. – Czyli po prostu będą cztery poziomy opłat, a przyszłość pokaże, jak to będzie wyglądało.
 – Z tego co Państwo mówicie wynika jasno, że broda brodą, ale niezbędna jest jednak rewolucyjna zmiana – argumentował A. Kozłowski, z którym zgodziła się w końcu część rozmówców, choć pozostały nadal wątpliwości, jaki zakres powinien zostać zrewolucjonizowany.
 – Musimy uwzględniać czynnik polityczny, bo to on potem determinuje przychylność dla poszczególnych zapisów – im większa rewolucja będzie w okresie wyborczym, tym większe prawdopodobieństwo, że nic nie osiągniemy – przekonywał zebranych prezes KIGO. – Mieszkańcy też nie lubią być zaskakiwani rewolucyjnymi zmianami. Tym bardziej, że mają dostarczony pojemnik na odpady, czyli wg nich jest wszystko poukładane. A to, że w firmie odbierającej coś się później nie spina ekonomicznie czy że te odpady nie są we właściwy sposób zagospodarowane, to już jest problem przedsiębiorstwa i samorządu. Ponownie poruszył on wątek dotyczący konieczności budowania świadomości w tym zakresie wśród społeczeństwa.
Temat małego zaangażowania społeczeństwa kontynuował M. Kundegórski. – W większości gmin istnieją możliwości selektywnej zbiorki, więc mimo wszystko należy na tym bazować i nie wolno przerywać tego systemu, nawet, jeśli jest krach surowcowy. Wskazał przy tym na konieczność informowania ludzi, za co płacą i czego mogą oczekiwać w zamian. Takie niedoinformowanie doprowadziło do sytuacji, że tak naprawdę przy okazji zmian stawek związanych z opłatami środowiskowymi najbardziej stracili mieszkańcy. – Musieliby oni się też tym tematem zainteresować – i to już na poziomie spółdzielni, zrobić rzeczywiście rzetelną kalkulacje opłat. Brakuje nam takiej samorządności na szczeblu np. spółdzielni. Wydaje mi się, że to jest nasza pięta Achillesa: zakładanie, że wszyscy za nas coś „na górze” zrobią – dodał ekspert.
Porzuciwszy ten wątek, Krzysztof Krauze poruszył zagadnienie własności odpadów w gminie. Przekonywał on, że model gospodarki, w którym to gmina zawiaduje strumieniem odpadów, sprawdza się m.in. w Niemczech i Austrii, a zatem nie można straszyć mieszkańców, że przy takim systemie w Polsce ich opłaty za pozbywanie się śmieci drastycznie wzrosną. Jednocześnie podał przykład Pobiedzisk jako gminy, gdzie taki model od wielu lat doskonale się sprawdza. – Nie ma tu w ogóle straży miejskiej, nikt też nikogo nie kontroluje. Mieszkańcy sami się dyscyplinują, bo jest powszechna opłata. I jeśli już się wypracuje w gminie jakiś system, to nie potrzeba wielkich mechanizmów kontrolnych. Całość kręci się sama.
 
Nadmiar prawa szkodzi
Zmieniając nieco temat W. Janka stwierdził, że prowadzone kiedyś dyskusje na temat standardów gospodarki odpadami zaowocowały tym, że te standardy faktycznie powstały i to w wielu obszarach – prawnym, organizacyjnym, ekologicznym czy edukacyjnym. – Nie są one jednak uporządkowane, a w pewnych fragmentach nawet się wykluczają – powiedział prezes Janka. – Właściwie dziś mamy nadmiar standardów, czyli inaczej mówiąc – nadmiar prawa. A nadmiar prawa szkodzi, bo robi się bałagan, który skwapliwie wykorzystują różne podmioty. W dalszej części swojej wypowiedzi wskazał on, że w jego opinii unijne wymogi technologiczne mają niewiele wspólnego z ochroną środowiska, bowiem te wymogi stworzyli reprezentanci biznesu. – Ulegliśmy temu lobbingowi produkcyjnemu i to nie naszemu, tylko zachodniemu, który ma nadmiar produkcji. Polska powinna się przed tym bronić, bo ta unijna polityka ona służy przeciwko nam i wcale nie znaczy, że ktoś tam za naszymi granicami chce, by w Polsce było lepsze środowisko. Oczywiście, ja może przerysowuję sytuację, ale – będąc członkiem Unii Europejskiej – musimy też patrzeć na to, czy nam się czasami czegoś nie wmawia, bo być może to wcale nie służy ochronie środowiska.
Może i tak jest – włączył się do dyskusji M. Kundegórski – ale nikt nam nie broni, żebyśmy działali na poziomie europejskiego komitetu normalizacyjnego. Przecież np. z Holandii są specjaliści opłacani przez swój rząd, którzy tam działają, a u nas w ogóle takich inicjatyw się nie podejmuje.
Kolejną istotną kwestię poruszył T. Uciński. Chodzi o oczekiwania branży idące w kierunku rozwiązań, które spowodują, że posortowana, przetworzona i przygotowana góra odpadów zostanie przez kogoś odebrana i zagospodarowana. – Bo system to jest też odbiorca, któremu się opłaca te odpady przetworzyć – kontynuował prezes KIGO. – Nie ma problemu w przypadku spalarni, bo jeśli system opłat marszałkowskich sprawi, że opłata na spalarni będzie niższa niż na składowisku, to wszystko się uda. Natomiast jeżeli chodzi o recykling materiałowy czy odpady biodegradowalne, no to ktoś musi tę górę odebrać. W przeciwnym wypadku będziemy przekształcać i tworzyć kolejne urządzenia, które rozsortują, zmielą i przygotują odpady – tylko nie wyjedzie to z obrębu zakładu zagospodarowania odpadów.
 
Z ręką w odpadach
Marek Kundegórski zwrócił uwagę, że tworząc system, należy patrzeć w perspektywie 2020 r. Ale nie można porywać się z motyką na słońce i wpisywać do studiów wykonalności projektu założeń, których nie można zrealizować. – Jak ktoś sobie wrzuca w efekcie ekologicznym np. 30 czy 40% selektywnej zbiórki, no to sobie praktycznie sznur na szyję wiąże – dorzucił.
Jeżeli chodzi o wykorzystanie środków pomocowych na zadania związane z gospodarką odpadami, to W. Janka ocenił sytuację jako skandaliczną. Jego zdaniem w dużym procencie załatwiono problem wody i ścieków, ale jest wręcz dramatycznie w obszarze gospodarki odpadami. – Konkurs w ramach Programu Operacyjnego „Infrastruktura i Środowisko”, dotyczący przedsięwzięć związanych z gospodarką odpadami, rozpisano dopiero po dwóch latach od wystartowania nowej perspektywy finansowej – przypomniał prezes, przy okazji wyliczając szereg niedoróbek prawnych i zawirowań, które uniemożliwiały sprawne pozyskiwanie funduszy pomocowych. – I teraz pytam, gdzie jest zapewnienie premiera, że będzie pomocna dłoń, czyli m.in. uproszczone procedury? W którym miejscu jest realizacja PO IiŚ, jeżeli wpłynęło tylko osiem wniosków? Do rozdysponowania było 450 mln, a te wnioski opiewają na sumę 350 mln. To jest skandal, że przy naszych potrzebach w gospodarce odpadami stworzono takie bariery! Czyli my sobie sami podkładamy nogi, żeby po prostu tych pieniędzy nie ruszyć.
To też jest potwierdzenie, że, niestety, musi być odpadowa rewolucja – włączył się do dyskusji A. Kozłowski. – Przecież w PO IiŚ w obszarze odpadów 74% nakładów przeznaczono na spalarnie. Założę się, że w perspektywie 2007-2013 w Polsce spalarni nikt nie postawi. W Europie Zachodniej proces trwa minimum siedem lat. Przy naszym przywiązywaniu się do drzew, syndromie NIMBY, dyskusjach, protestach albo „czepianiu się Komisji Europejskiej”, że ktoś źle poprowadził konsultacje społeczne, zabraknie nam czasu na realizację tych zadań. Podkreślona została także bariera braku wsadu do instalacjiotwartym zatem pozostaje pytanie postawione przez przedstawiciela OSKZG, skąd wziąć ten wsad, skoro aktualnie każdy może wywieźć odpady, gdzie chce. Przy okazji potwierdził słowa przedmówcy, że my pieniędzy z PO IiŚ na gospodarkę odpadami nie dotkniemy – raz ze względu na brak wsadu, a dwa – przez wzgląd na goniące nas terminy, którym nie jesteśmy w stanie podołać. – Mam takie przekonanie, że ta wielość gróźb z każdej strony w końcu doprowadzi do tego, że się obudzimy – oby nie z ręką w odpadach – podsumował A. Kozłowski.
Dzisiaj środowisko technologów jest zgodne, że w dużych miastach muszą być spalarnie odpadów, bo nie ma innej alternatywy, ale w mniejszych miastach z „przyklejonymi” do nich gminami (szczególnie wiejskimi) rozwiązaniem są mechaniczno-biologiczne instalacje do unieszkodliwiania odpadów. Stanowisko takie podziela również prezes KFDZOM: – Cieszę się, że w PO IiŚ jest 13 dużych i kilka mniejszych spalarni, ale trzeba zdać sobie sprawę, że – jak powiedziano wcześniej – jest mało prawdopodobne, żeby te obiekty powstały do 2013 czy 2014 r. Przypomniał też, że istnieje część instalacji, które już dzisiaj muszą być zmodernizowane, dostosowane do aktualnych wymogów, bo wszystkie, które nie będą spełniały określonych wytycznych, będą musiały zostać zamknięte.
W dyskusji przewijał się też wątek wniosków z branżowych konferencji i spotkań, które powinny trafiać do przedstawicieli resortów odpowiedzialnych za wykonywanie zadań z zakresu gospodarki odpadami, by mogli oni korzystać z doświadczenia osób pracujących w gospodarce odpadami. Wiele osób uczestniczących w tego typu spotkaniach ma bowiem wrażenie, że „głosu ludu” nikt nie chce słuchać.
Zorganizowane przez redakcję spotkanie pokazało, jak wiele w gospodarce odpadami komunalnymi jest różnych problemów i odmiennych pomysłów na ich rozwiązanie. Pozostaje zatem wiara w to, że zarówno Ministerstwo Środowiska, jak i na późniejszym etapie parlament wybiorą rozwiązania optymalne, które pozwolą osiągnąć wyższe standardy ekologiczne w gospodarce odpadami przy równoczesnym uniknięciu lub zminimalizowaniu kar za niespełnienie wymogów unijnych.
 
Barbara Kostrzewska,
Piotr Strzyżyński,
Katarzyna Terek,
współpraca Agnieszka Szymkowiak