Widok starszej pani rozrzucającej okruchy chleba ku radości wiecznie głodnych gołębi, mew czy kaczek nikogo nie dziwi. Obrazek ten znakomicie wpisuje się w klimat miast – i to nie tylko w Polsce. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego dokarmiamy dzikie zwierzęta i kim jest ta „starsza pani”?
Częściowej odpowiedzi na te pytania dostarczają wyniki badań przeprowadzonych w kilku miastach północnej Polski przez dra Tomasza Hetmańskiego i Karolinę Misiec (2008 r.) z Akademii Pomorskiej. Otóż najczęściej ptaki korzystają z pomocy osób samotnych, które stanowią od 57% (latem) do 73% (jesienią) dokarmiających. Wbrew powszechnym opiniom nieprawdą jest, że zdecydowaną większość spośród tych osób stanowią emeryci i renciści. Tworzą oni niemal tak samo liczną grupę (32%) jak osoby pracujące (31%). Natomiast rzadziej ptaki dokarmiają uczniowie i studenci (26%) i osoby, które utraciły pracę (11%). Gołębie równie licznie dokarmiają osoby młode, starsze i w podeszłym wieku. Interesujący jest fakt, że najczęściej są to ludzie z wykształceniem podstawowym i zawodowym, nieco mniej – ze średnim, a najrzadziej – z wyższym1.
Warto zastanowić się teraz, dlaczego to robimy? Otóż można wyróżnić co najmniej dwa istotne powody dokarmiania ptaków. Pierwszy z nich związany jest z tym, że od dziecka uczono nas, iż powinniśmy pomagać cierpiącym. Doskonałym sposobem kształtowania i utrwalania tej wrażliwości było przypominanie o „niedoli” ptaków zimą i namawianie do pomagania im. Drugim źródłem jest z pewnością niezwykły szacunek Polaków do każdej kromki chleba i przez to głęboko zakorzeniony w nas opór przed wyrzuceniem najmniejszego nawet kawałka. Tezę tę potwierdzają wyniki ww. badań. Otóż najczęściej dokarmiamy ptaki, ponieważ uważamy to za najlepszy sposób pozbycia się niepotrzebnych resztek pokarmu z kuchni – tak odpowiadało 32% ankietowanych. Zaledwie co czwarty respondent (28%) kierował się chęcią pomocy ptakom. Z kolei 18% osób robiło to ze względu na dzieci, które uwielbiają kontakt ze zwierzętami. Następne 13% dokarmiało ptaki dla samej tylko przyjemności obcowania z nimi, a pozostałymi osobami kierowały inne powody1.
Mimo tak silnie utrwalonego i niemal zakodowanego w nas sposobu postępowania wielu ornitologów i większość stowarzyszeń przyrodniczych, w tym Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków i Polska Grupa Badania Łabędzi przy Stacji Ornitologicznej Polskiej Akademii Nauk, każdego roku apelują o to, by nie dokarmiać ptaków (z wyjątkiem okresów długo utrzymujących się bardzo niskich temperatur i obfitych opadów śniegu. Dlaczego? Otóż dlatego, że tak postępując, bardzo często wyrządzamy im ogromną krzywdę. Posłużmy się tutaj przykładem dwóch gatunków ptaków, tj. pospolitym w miastach gołębiem i łabędziem niemym.
Niedźwiedzia przysługa
Regularnie dokarmiając gołębie, doprowadziliśmy do tego, że ich liczebność niezwykle dynamicznie się zwiększała. W konsekwencji w większości miast obserwujemy dzisiaj, że wiele z tych ptaków zatraciło instynkt ucieczki – nie tylko przed człowiekiem. Część z nich ginie pod kołami samochodów, a inne zostają ciężko ranne. W przegęszczonej populacji tych ptaków dochodzi do łatwego rozprzestrzeniania się chorób. Dlatego u tak wielu z nich obserwujemy deformację kończyn i nienaturalne zachowanie. Należy również pamiętać, że nawet pośredni kontakt z osłabionymi bądź chorymi gołębiami, a w szczególności z ich wydzielinami, odchodami i pasożytami (np. obrzeżkiem gołębim Argas reflexus, ptaszyńcem Dermanyssus gallinae, pchłami Ceratophyllus sp.) może prowadzić do powstania u ludzi wielu alergii, chorób, a w skrajnych przypadkach nawet do śmierci2, 3. Nikogo też nie trzeba przekonywać, że zbyt duża liczba tych wszędobylskich ptaków to również poważne straty ekonomiczne, będące następstwem konieczności czyszczenia/odnawiania elewacji zarówno budynków użyteczności publicznej, jak i zabytków czy obiektów sakralnych.
Drugim gatunkiem, któremu – rzucając chleb – wyrządzamy „niedźwiedzią przysługę”, jest lubiany i podziwiany przez wszystkich łabędź niemy. Wiele tych ptaków pojawia się w mieście już w listopadzie i pozostaje w nim do wczesnej wiosny. Tak np. w ostatnich kilkunastu latach w Bydgoszczy zimą notuje się obecność nawet do 530 osobników, podczas gdy latem pozostaje ich w mieście zaledwie kilka4. Ich obecność nie jest, oczywiście, dziełem przypadku, lecz konsekwencją wieloletniego i regularnego ich dokarmiania. Przez naszą „dobroć” część ptaków, niestety, przerywa swoją naturalną wędrówkę do obfitujących w pokarm niezamarzających wybrzeży Danii, Holandii i Niemiec lub na zbiorniki i rzeki Węgier, Chorwacji, Słowenii czy Włoch. Tam znacznie łatwiej niż u nas jest im przetrwać zimę, gdyż lodowa pokrywa nie uniemożliwia im dotarcia do naturalnego pokarmu, jakim jest podwodna roślinność. Zatem nie dokarmiając ich, nie będziemy zmieniali ich zachowań i wpływali na przerwanie naturalnego cyklu migracji tego gatunku.
A co czeka je zimą w Polsce? Otóż zapominając o tym, że jest to ptak odżywiający się roślinnością, podajemy mu nieprzebraną ilość chleba (nierzadko spleśniałego), chipsów i paluszków. Większość tych produktów zawiera dużą ilość soli, która spożywana przez kilka miesięcy jest dla ptaków ogromnie szkodliwa. Niewłaściwy pokarm, w dodatku źle podawany, powoduje poważne schorzenia przewodu pokarmowego (np. chroniczną biegunkę) i niewydolność układu wydalniczego (np. choroby nerek), stając się nierzadko przyczyną poważnego osłabienia ptaka, a w konsekwencji nawet śmierci. U części martwych łabędzi stwierdzono np. zwyrodnienie nerek i liczne ogniska grzyba Aspergillus fumigatus oraz obecność licznych pałeczek E. coli. A to jeszcze nie wszystkie konsekwencje naszego dokarmiania. Otóż część ptaków ginie w wyniku „zjadania” wszechobecnych w wodzie ciał niestrawnych (np. woreczków foliowych czy żyłki wędkarskiej). Duża koncentracja ptaków w jednym miejscu prowadzi także do częstszych kontaktów osobników zdrowych z osłabionymi i chorymi. A zatem dokarmiając jedne, inne narażamy na ryzyko zarażenia się jakąś poważną chorobą (np. wirusem tzw. ptasiej grypy – H5N1). W dużych grupach pomiędzy osobnikami znacznie częściej dochodzi do zachowań agresywnych, co może prowadzić do zranień i okaleczeń. Ponadto część ptaków ulega w mieście kolizji z pojazdami mechanicznymi, często kończącymi się wielokrotnymi złamaniami kończyn lub śmiercią4. Musimy być więc w pełni świadomi tego, że dokarmiając łabędzie, działamy, mimo przyświecających nam dobrych intencji, na szkodę całego gatunku.
Konieczna edukacja
Pamiętajmy więc, że bardzo często nasz gest dobroci może okazać się czynem skierowanym przeciwko tym, których tak lubimy. Ogromną rolę w uświadamianiu tego dwugłosu serca i rozumu odgrywają służby wydziałów komunalnych i ochrony środowiska. Szeroko zakrojone akcje informacyjne i edukacyjne, połączone z konsekwentnym egzekwowaniem postanowień porządkowych, mogą przynieść oczekiwane skutki. Argumentem wspierającym zasadność powyższej tezy jest przykład Bazylei w Szwajcarii. Otóż w tym mieście podejmowano wiele prób ograniczenia liczebności populacji gołębi, włącznie z tak kontrowersyjnymi jak uśmiercenie części populacji, przesiedlanie i farmakologiczna sterylizacja5. Wbrew oczekiwaniom żadna z tych metod nie przyniosła pożądanego efektu. Natomiast najbardziej skuteczny okazał się program polegający na uświadamianiu ludności, że karmienie gołębi jest dla samych ptaków niezwykle okrutne,bowiem prowadzi do przegęszczenia populacji, a w konsekwencji do nadprzeciętnej liczby chorób, cierpienia i bardzo dużej śmiertelność piskląt z powodu plagi pasożytów. W efekcie tego programu w ciągu zaledwie czterech lat populacja gołębi w tym mieście została zredukowana aż o 50%6. Może zatem władze wielu miast i ich odpowiednie służby podjęłyby wreszcie decyzję i skorzystały ze sprawdzonych przykładów, a nie – rozkładały jedynie ręce w geście bezsilności.
Włochata ciekawość świata?
Próba prawidłowego rozumienia biologii dzikich zwierząt w miastach odnosi się nie tylko do ptaków, ale również do przedstawicieli wszystkich innych grup zwierząt. Przykładem mogą być tutaj dziki. Otóż ssaki te jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku wzbudzały wśród mieszkańców miast prawdziwą sensację. Dzisiaj ich regularną obecność notuje się aż w 78 miastach Polski. Dlaczego? Podobnie jak w przypadku ptaków, zwierzęta te znajdują w mieście obfite źródła pokarmu. I dotyczy to nie tylko trawników, skwerów, kwietników czy ogródków działkowych, ale również regularnego wykładania pokarmu przez mieszkańców. W konsekwencji w 47 miastach dziki penetrują odpowiednie miejsca wyłącznie w nocy, ale już w 12 miastach czynią to bez obawy w ciągu dnia, a aż w 19 miastach regularnie otrzymują pokarm od ludzi. W rezultacie dzika spacerującego po alejkach miejskiego parku traktujemy dzisiaj nie jak niebezpieczne zwierzę, ale jako włochatą świnkę ciekawą świata. Oczywiście, konsekwencje takiego postrzegania przez nas tego dzikiego ssaka mogą być bardzo dramatyczne – zarówno dla niego, jak i dla nas. Przykładów można przytoczyć wiele. Otóż niemal we wszystkich większych miastach Polski każdego roku notuje się od kilku do kilkudziesięciu wypadków zderzenia dzika z pojazdami. W takich kolizjach najczęściej giną pojedyncze osobniki, a ranne muszą być dobijane. Zdarza się i tak, jak w Olsztynie w 2007 r., gdzie pociąg przejechał aż 21 dzików. Znanych jest również bardzo wiele przypadków, że naszym nieodpowiednim zachowaniem prowokujemy ich agresję. O takich sytuacjach zaatakowania ludzi przez dziki z bardzo poważnymi konsekwencjami donoszono w ostatnich latach m.in. ze Świnoujścia, Krynicy Morskiej, Kołobrzegu i Szczawna Zdroju7.
Na zakończenie warto zadać sobie pytanie – czy widok spacerujących po alejkach parkowych dzików z warchlakami lub zimujących w mieście wielkich stad dzikich ptaków powinien nas cieszyć, czy martwić?
Piotr Indykiewicz, Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy, Bydgoszcz
Śródtytuły od redakcji
W kolejnym numerze zaprezentowany zostanie problem dbałości o zwierzęta, żyjące w naszych domach lub tuż obok nich, w kontekście obowiązującego prawa.
|
Źródła
- Hetmański T., Misiec K.: Wyniki badań ankietowych struktury ludności dokarmiającej gołębie miejskie Columba Livia w miastach Pomorza [w:] Indykiewicz P., Jerzak L., Barczak T. (red.): Fauna miast. Ochronić różnorodność biotyczną w miastach. SAR „Pomorze”. Bydgoszcz 2008.
- Murton R.K., Thearle R.J.P., Thompson J.: Ecological studies of the feral pigeon Columba livia var. I. Population, breeding biology and methods of control. “J. Appl. Ecol.” 9/1972.
- Haag D., Gurdan P.: Über den hygienischen Zustand der Strassentauben in Basel. „Swiss Vet“ 7/1990.
- Indykiewicz P.: Dynamika liczebności, struktura wiekowa i śmiertelność populacji łabędzia niemego Cygnus olor zimującej w Bydgoszczy w latach 1999/2000-2003/2004 [w:] Indykiewicz P., Barczak T., (red.): Fauna miast Europy Środkowej XXI wieku. Wyd. LOGO. Bydgoszcz 2004.
- Giunchi D., Baldaccini N.E., Sbragia G., Soldatini C.: On the use of pharmacological sterilisation to control feral pigeons populations. “Wildlife Research” 34/2007.
- Haag-Wackernagel D.: Street pigeons in Basel. „Nature” 361/1993.
- Jakubiec D., Jakubiec Z.: Synantropizacji dzików Sus scrofa w Polsce w latach 1970-2007 [w:] Indykiewicz P., Jerzak L., Barczak T. (red.): Fauna miast. Ochronić różnorodność biotyczną w miastach. SAR „Pomorze”. Bydgoszcz 2008.