No i zawrzało! Gdy ustawa o biopaliwach opuściła (wreszcie!) Wiejską, rzucili się na nią różnej maści eksperci, lobbyści, tudzież medialni znawcy spraw wszelkich. I jak to często bywa (zwłaszcza gdy stawka jest duża): zdania uczonych okazały się bardzo podzielone.
Nie brak nawet głosów, że oto szykuje się zamach na naszą wolność wyboru (paliwa bez biokomponentów), już nie mówiąc o zagrożonym „życiu i zdrowiu” samochodowych silników.
Ledwo ustawa dotarła na Krakowskie Przedmieście, a już prezydent zapowiedział, że bez fachowej i wyważonej opinii dalej ani rusz. Tym oto sposobem cała żmudna „zabawa” – niestety coraz mniej zabawna – wróciła niemal do punktu wyjścia. Bo okazało się, że Sejm i Senat, gremia i komisje, promotorzy i opiniodawcy nie byli wystarczająco kompetentni, przewidujący, rozsądni... I bądź tu Kowalski mądry!
Choć na tych łamach byliśmy stanowczo „za” i jasno przedstawialiśmy nasze racje, mam poważne wątpliwości, czy całe biopaliwowe środowisko dobrze tę partię rozegrało. Wszak ani w demokracji, ani w biznesie nie wystarczy racja czy dobra wola – zwłaszcza, gdy ścierają się tak poważne interesy i stojące za nimi duże grupy nacisku. Warto więc pilnie odrobić lekcję pokory i taktyki. Konstruktywne wnioski z nauki na błędach już wkrótce będą bardzo potrzebne. Przed nami bowiem dokładne opracowanie i późniejsze przeforsowanie następnych ustaw wsp...