Dlaczego selektywna zbiórka odpadów w Polsce jest tak mało opłacalna?
Moim zdaniem, problem należy postawić inaczej: dlaczego selektywna zbiórka w Polsce rozwija się tak wolno? Przez ostatnie 20 lat nie udało nam się wdrożyć spójnego systemu gospodarki odpadami w odniesieniu zarówno do organizacji, jak i do finansowania. Niespójne prawo, brak jego skutecznej egzekucji i finansowania systemu to główne przyczyny naszych problemów. Nasza gospodarka odpadami jest pełna paradoksów i różnego rodzaju nieprawidłowości. Z jednej strony mamy obowiązki dla gmin samorządowych, które nie mają władzy nad odpadami, z drugiej – przepisy normujące postępowanie z odpadami, często jednak nieprzestrzegane. Jest też zasada „zanieczyszczający płaci”, która w praktyce nie funkcjonuje, ponieważ opłaty wnoszone przez zanieczyszczających są często symboliczne i nie odzwierciedlają faktycznych kosztów zagospodarowania odpadów. Mamy wreszcie szereg nieprawidłowości i patologii w systemie, o których wszyscy wiedzą, lecz udają, że ich nie ma. Tymczasem jesteśmy w ogonie Europy i nie potrafimy rozwiązać podstawowych problemów gospodarki odpadami. Na tym tle należy również rozpatrywać selektywną zbiórkę i jej opłacalność dla firm zbierających odpady.
 
Jaka jest recepta na zmianę tej sytuacji?
Recepta jest stara jak świat. Przyjrzyjmy się, jak gospodarkę odpadami zorganizowały kraje „starej” Unii Europejskiej. Gospodarka odpadami to skomplikowany system naczyń połączonych, gdzie obok siebie funkcjonują sortownie, kompostownie, spalarnie i zakłady transportujące odpady. To wszystko musi się opierać na zasadach rachunku ekonomicznego. Odpady muszą kosztować. Nie możemy okłamywać społeczeństwa, że w Polsce tona odpadów może być do pięciu razy tańsza niż w krajach UE, a mimo to osiągniemy wysokie standardy unijne. Zasadne jest pytanie, jak długo to jeszcze potrwa, a także kiedy obudzimy się z tego błogiego snu i zaczniemy liczyć koszty naprawy systemu. Jeśli sami tego nie zrobimy, to dostaniemy bolesną lekcję od urzędników Komisji Europejskiej. Dzisiaj pilnie potrzebny jest zintegrowany i spójny ekonomicznie system gospodarki odpadami, oparty na wolnej konkurencji, ale przy konsekwentnym przestrzeganiu ustalonych zasad funkcjonowania, w tym egzekucji obowiązującego prawa. Jeśli system będzie spójny i wydolny, to prywatni inwestorzy chętnie będą planowali dalsze inwestycje w taki rynek, a selektywna zbiórka odpadów stanie się normalnym biznesem.
W kraju mamy szereg dobrych przykładów i praktyk w tym zakresie, jednak brakuje zdecydowanego wsparcia dla ludzi mających doświadczenie i pomysły.
 
Czy za niski poziom selektywnej zbiórki możemy winić społeczeństwo?
Absolutnie nie. Społeczeństwo dostosowuje się do wymagań komunikowanych przez administrację. Jeśli ludzie widzą, że stanowi się prawo bez jego konsekwentnej egzekucji, to prawo to jest traktowane z przymrużeniem oka. Jeśli odpowiedzialne organy nadal będą traktować rażące naruszenia prawa w gospodarce odpadami jako czyny o niskiej szkodliwości społecznej, to nie będzie szacunku dla takiego prawa. Podobnie rzecz ma się z nieprawidłowościami w ewidencji i obrocie odpadami. Rynek organizacji odzysku jest tu znakomitym przykładem. W ciągu kilku ostatnich lat opłaty dla przedsiębiorców i dopłaty dla firm zbierających surowce wtórne spadły w niektórych przypadkach 20-krotnie. W obiegu pojawiły się dokumenty całkowicie fikcyjne i firmy, które doskonale odnalazły się w takiej rzeczywistości, drenując finansowo rynek. Obowiązek prowadzenia selektywnej zbiórki jest zapisany w ustawach, rozporządzeniach i regulaminach porządkowych, a zbiórka „schodzi do podziemia”. Tymczasem wystarczyłby efektywny ekonomicznie system, pozwalający mieszkańcom segregującym odpady zaoszczędzić do 30 zł miesięcznie na opłatach za śmieci. Tymczasem idziemy w drugą stronę – budujemy za dziesiątki milionów sortownie i zbieramy odpady zmieszane, które następnie próbujemy posortować na liniach sortowniczych zamiast „u źródła”. Proszę wyobrazić sobie, że w wielu takich obiektach tona wysortowanych surowców wtórnych kosztuje od 500 do 1000 zł. Kogo dziś stać na takie drogie i w dodatku kiepskiej jakości surowce wtórne?
 
Czy prowadzona obecnie w kraju edukacja ekologiczna jest na wystarczającym poziomie?
Mamy szereg dokumentów, w których zapisany jest obowiązek edukacyjny, np. „Polityka ekologiczna państwa”, jest sporo inicjatyw lokalnych. To jednak kropla w morzu potrzeb. Tak naprawdę nakłady na edukację ekologiczną dotyczącą gospodarki odpadami w skali kraju nie przekraczają 20 mln zł rocznie. Średnio wypada ok. 35 gr na obywatela rocznie. Co można zrobić za 35 gr? W krajach „starej” UE przyjmowano zasadę, że nakłady na edukację ekologiczną muszą być integralnie związane z nakładami na inwestycje i wynosiły od 5 do 10% ich kosztów. U nas jest to od 0,3 do 0,5% wartości inwestycji.
Tymczasem edukacja ekologiczna jest kluczem do sukcesu w selektywnej zbiórce odpadów. Jest to działanie integralnie związane z systemem gospodarki odpadami i winno być powszechne oraz ciągłe, obejmować zarówno dorosłych, jak i dzieci. Zdecydowanie za mało w edukację angażują się media publiczne i organy administracji.
 
Jakie są efekty prowadzonego przez Polski System Recyklingu programu „W Trosce o Naturę”?
Program jest kompleksowy i wielopłaszczyznowy. Łączy w sobie edukację ekologiczną z praktycznymi działaniami w zakresie selektywnej zbiórki odpadów, a także ze szkoleniami i działaniami informacyjnymi. Poprzez wsparcie działań edukacyjnych i komunikację ich w mediach udało się zaangażować samorządy lokalne, wpłynąć na wzrost świadomości dzieci i ich rodziców, pokazać przedsiębiorcom, że ekologia może przekładać się na wynik finansowy.
Można wymieniać wiele konkretnych przykładów zachowań i działań, które zaobserwowaliśmy w czasie prowadzonych akcji. Na szczególną uwagę i uznanie zasługuje mała dziewczynka, która – uczestnicząc w akcji w Krynicy Zdroju – worki z posegregowanymi odpadami woziła taczką na odległość 2 km. Uczmy się od tego dziecka, a na pewno nam się uda.
 
Rozmawiała Aleksandra Kowalczyk