Elektroniczny projekt ustawy
Komentarz tych, co muszą i chcą, ale nie tak, jak im każą
Mamy projekt! Po kilku miesiącach prac pojawił się kolejny oficjalny projekt ustawy przygotowany przez Ministerstwo Środowiska. Od razu nasuwa się refleksja o sposób konsultacji. Ostatni raz możliwość oficjalnego wypowiedzenia się mieliśmy kilka miesięcy temu. Od tego czasu, jak mi wiadomo, powstało kilka nowych projektów, na które nie mieliśmy żadnego wpływu.
A teraz do rzeczy: mamy projekt rządowy, który narzuca wiele obowiązków „wprowadzającym”, czyli, ogólnie mówiąc, producentom i importerom. Z tego, co mi wiadomo, producenci nie uchylają się od obowiązków zapisanych w dyrektywie. Sęk w tym, że te obowiązki błędnie się interpretuje i przypisuje się odpowiednim podmiotom według własnego uznania.
Na karę do Brukseli
W dyrektywie jest mowa np., że „Państwo członkowskie zapewnia, że najpóźniej do 31 grudnia 2006 r., osiągnięty zostanie średni wskaźnik zbiórki selektywnej WEEE pochodzących z prywatnych gospodarstw domowych rzędu przynajmniej 4 kg na mieszkańca rocznie”. U nas Ministerstwo przerzuca to bezpośrednio na wprowadzających sprzęt elektryczny i elektroniczny, wyznaczając astronomiczny poziom zbiórki (90% sprzętu wprowadzonego) i nakładając na nich wysokie kary za każdy niezebrany kilogram. Czyżby Ministerstwo już zbierało pieniądze na karę do Brukseli za niezrealizowanie poziomu zbiórki w wysokości 4 kg? Gdzie zasada zrównoważonego rozwoju? Czy osiągnięcie limitu 150 Mg w ciągu dwóch czy trzech lat jest możliwe? Czy przy podejmowaniu odpowiednich decyzji o umieszczaniu absurdalnych zapisów w projekcie ktoś w ogóle badał możliwości ich zrealizowania? Nie można za każdym razem zasłaniać się Unią i dyrektywami. Jeżeli nie przystają one do polskich realiów, to trzeba to w odpowiedni sposób zakomunikować. Podejrzewam, że Bruksela wcale nie chciała zrobić nam na złość, tylko w odpowiednim momencie nie było nikogo z naszej strony, kto na tyle zna odpowiednie statystyki, aby wnioskować o przyznanie nam odpowiednich, realnych celów. Cele mogą być wyśrubowane, ale realne! Wszystkie kraje Europy Zachodniej osiągnęły już poziom zbiórki 4 kg na mieszkańca. W niektórych krajach jest to ok. 4 – 5 kg (Niemcy, Holandia), w innych nawet 12 – 13 kg. Nikt zatem nie będzie miał problemu z osiągnięciem zakładanych na 2006 r. wielkości. My natomiast, zbierając mniej niż 1 kg, zapominamy, że w Polsce:
Nie bać się rozmawiać
Trzeba zacząć pracę od podstaw i zniwelować wieloletnie zaniedbania, zacząć wszystko od nowa. Można to zrobić systematycznie, w ciągu kilku lat, i można to zrobić szybko, przy wielkim nakładzie środków. Oba rozwiązania wymagają zaangażowania i współpracy wszystkich podmiotów: producentów, zakładów komunalnych, detalistów i recyklerów. Nie można przerzucać wszelkich obowiązków na producentów i konsumentów, dowolnie interpretując dyrektywę.
W wielu wypowiedziach i pismach (również w artykułach w „Recyklingu”) podnosiłem sprawę fizycznych możliwości osiągnięcia konkretnych limitów zbiórki, zwracając uwagę na fakt, iż w Polsce rynek ilościowej sprzedaży w ostatnich 10 – 20 latach rósł znacząco i teraz możemy tylko zbierać to, co było wtedy sprzedane. Nie możemy akceptować celów odnoszących się do obecnej sprzedaży. Apeluję po raz kolejny, aby mieć to na uwadze, nie bać się rozmawiać z Unią w tej sprawie i dokonać stosownych obliczeń, od których powinno się zacząć wszelkie przygotowania.
Do pozytywnych rozwiązań ustawy należy niewątpliwie wprowadzenie Krajowego Rejestru. Może on być prowadzony przez GIOŚ lub – na jego zlecenie – przez osobę prawną reprezentującą 75% wprowadzających. Rejestr ma na celu uporządkowanie rynku, walkę z nieuczciwymi przedsiębiorcami i redukcję szarej strefy. Do zarejestrowania się zobligowane są wszystkie podmioty, których dotyczy ustawa (poza użytkownikami sprzętu). Idea jest dobra, jednakże i tu mamy kilka uwag, szczególnie odnośnie kosztów. Zupełnie nieuzasadnione jest także przekazywanie wpływów z tytułu opłaty rejestrowej (wstępnej i rocznej) do NFOŚiGW zamiast na finansowanie działalności Rejestru.
Koszty to zupełnie inny rozdział. Jeżeli pozostaną one na tak nieprawdopodobnym poziomie, przewidzianym w załączniku do ustawy, to staną się pożywką dla ponad setki nowo zatrudnionych osób, ale dadzą też w przyszłości pracę dziennikarzom, chętnie demaskującym tworzenie nowych etatów urzędniczych w roku wyborczym. Zobaczymy, który dziennik będzie pierwszy.
Dla wyjaśnienia dodam, że w projekcie Inspekcji Ochrony Środowiska przypisanych jest 12 etatów w Głównym Inspektoracie (!) i 86 etatów w województwach (!!!) za 4,2 mln zł. Inspekcji Handlowej „przypadło” tylko 18 etatów. Zastanawiające jest, co będzie robiło sześciu pracowników inspekcji w każdym z województw! W dodatku nie ma żadnego zapisu o tym, że wydatki IOŚ i IH będą znacząco niższe w wypadku zlecenia prowadzenia rejestru osobie prawnej.
Nie chcę tu kwestionować systemu przepływów finansowych w branży ochrony środowiska. Jestem zupełnym laikiem w tym względzie. Jestem jednak przekonany, że powołane instytucje w większości dobrze gospodarują wpłacanymi środkami. Taka jest moja wiara. Wiedza pochodzi jednak z doniesień prasowych, a tam wojewódzkie fundusze ochrony środowiska nie mają ostatnio dobrej prasy. Będziemy zatem jako branża wnioskować, abyśmy mieli wpływ na kontrolę i redystrybucję środków. Będziemy domagać się przeznaczania gromadzonych funduszy na poprawę systemu zbiórki i inne projekty ściśle związane z WEEE.
Wojciech Konecki
CECED Polska
Śródtytuły od redakcji
Mamy projekt! Po kilku miesiącach prac pojawił się kolejny oficjalny projekt ustawy przygotowany przez Ministerstwo Środowiska. Od razu nasuwa się refleksja o sposób konsultacji. Ostatni raz możliwość oficjalnego wypowiedzenia się mieliśmy kilka miesięcy temu. Od tego czasu, jak mi wiadomo, powstało kilka nowych projektów, na które nie mieliśmy żadnego wpływu.
A teraz do rzeczy: mamy projekt rządowy, który narzuca wiele obowiązków „wprowadzającym”, czyli, ogólnie mówiąc, producentom i importerom. Z tego, co mi wiadomo, producenci nie uchylają się od obowiązków zapisanych w dyrektywie. Sęk w tym, że te obowiązki błędnie się interpretuje i przypisuje się odpowiednim podmiotom według własnego uznania.
Na karę do Brukseli
W dyrektywie jest mowa np., że „Państwo członkowskie zapewnia, że najpóźniej do 31 grudnia 2006 r., osiągnięty zostanie średni wskaźnik zbiórki selektywnej WEEE pochodzących z prywatnych gospodarstw domowych rzędu przynajmniej 4 kg na mieszkańca rocznie”. U nas Ministerstwo przerzuca to bezpośrednio na wprowadzających sprzęt elektryczny i elektroniczny, wyznaczając astronomiczny poziom zbiórki (90% sprzętu wprowadzonego) i nakładając na nich wysokie kary za każdy niezebrany kilogram. Czyżby Ministerstwo już zbierało pieniądze na karę do Brukseli za niezrealizowanie poziomu zbiórki w wysokości 4 kg? Gdzie zasada zrównoważonego rozwoju? Czy osiągnięcie limitu 150 Mg w ciągu dwóch czy trzech lat jest możliwe? Czy przy podejmowaniu odpowiednich decyzji o umieszczaniu absurdalnych zapisów w projekcie ktoś w ogóle badał możliwości ich zrealizowania? Nie można za każdym razem zasłaniać się Unią i dyrektywami. Jeżeli nie przystają one do polskich realiów, to trzeba to w odpowiedni sposób zakomunikować. Podejrzewam, że Bruksela wcale nie chciała zrobić nam na złość, tylko w odpowiednim momencie nie było nikogo z naszej strony, kto na tyle zna odpowiednie statystyki, aby wnioskować o przyznanie nam odpowiednich, realnych celów. Cele mogą być wyśrubowane, ale realne! Wszystkie kraje Europy Zachodniej osiągnęły już poziom zbiórki 4 kg na mieszkańca. W niektórych krajach jest to ok. 4 – 5 kg (Niemcy, Holandia), w innych nawet 12 – 13 kg. Nikt zatem nie będzie miał problemu z osiągnięciem zakładanych na 2006 r. wielkości. My natomiast, zbierając mniej niż 1 kg, zapominamy, że w Polsce:
- brak jest jakiejkolwiek infrastruktury do zbiórki odpadów elektrycznych,
- brak jest specjalistycznej i nowoczesnej infrastruktury do przetwarzania odpadów niebezpiecznych
- brak jest odpowiedniej świadomości społecznej dotyczącej zbiórki WEEE (waste of electrical & electronic equipment). Daje się zauważyć coraz większa wiedza na temat potrzeby segregacji opakowań czy baterii, ale z segregacją odpadów elektrycznych jest bardzo słabo. Niewiele osób ma świadomość, jak szkodliwy jest wpływ zużytych lodówek lub kineskopów na środowisko,
- większość punktów skupu złomu pełni funkcję „recyklerów”, przechwytując zużyte AGD i wrzucając „wszystko do jednego worka”. Nawet wielkie zagraniczne koncerny nie troszczą się o odsysanie szkodliwych gazów z izolacji w lodówkach, a pozyskują ich rocznie może i kilkaset tysięcy sztuk. Czy wyspecjalizowane służby kontrolują ten proces, czy też mamy martwe prawo w tym względzie?
Nie bać się rozmawiać
Trzeba zacząć pracę od podstaw i zniwelować wieloletnie zaniedbania, zacząć wszystko od nowa. Można to zrobić systematycznie, w ciągu kilku lat, i można to zrobić szybko, przy wielkim nakładzie środków. Oba rozwiązania wymagają zaangażowania i współpracy wszystkich podmiotów: producentów, zakładów komunalnych, detalistów i recyklerów. Nie można przerzucać wszelkich obowiązków na producentów i konsumentów, dowolnie interpretując dyrektywę.
W wielu wypowiedziach i pismach (również w artykułach w „Recyklingu”) podnosiłem sprawę fizycznych możliwości osiągnięcia konkretnych limitów zbiórki, zwracając uwagę na fakt, iż w Polsce rynek ilościowej sprzedaży w ostatnich 10 – 20 latach rósł znacząco i teraz możemy tylko zbierać to, co było wtedy sprzedane. Nie możemy akceptować celów odnoszących się do obecnej sprzedaży. Apeluję po raz kolejny, aby mieć to na uwadze, nie bać się rozmawiać z Unią w tej sprawie i dokonać stosownych obliczeń, od których powinno się zacząć wszelkie przygotowania.
Do pozytywnych rozwiązań ustawy należy niewątpliwie wprowadzenie Krajowego Rejestru. Może on być prowadzony przez GIOŚ lub – na jego zlecenie – przez osobę prawną reprezentującą 75% wprowadzających. Rejestr ma na celu uporządkowanie rynku, walkę z nieuczciwymi przedsiębiorcami i redukcję szarej strefy. Do zarejestrowania się zobligowane są wszystkie podmioty, których dotyczy ustawa (poza użytkownikami sprzętu). Idea jest dobra, jednakże i tu mamy kilka uwag, szczególnie odnośnie kosztów. Zupełnie nieuzasadnione jest także przekazywanie wpływów z tytułu opłaty rejestrowej (wstępnej i rocznej) do NFOŚiGW zamiast na finansowanie działalności Rejestru.
Koszty to zupełnie inny rozdział. Jeżeli pozostaną one na tak nieprawdopodobnym poziomie, przewidzianym w załączniku do ustawy, to staną się pożywką dla ponad setki nowo zatrudnionych osób, ale dadzą też w przyszłości pracę dziennikarzom, chętnie demaskującym tworzenie nowych etatów urzędniczych w roku wyborczym. Zobaczymy, który dziennik będzie pierwszy.
Dla wyjaśnienia dodam, że w projekcie Inspekcji Ochrony Środowiska przypisanych jest 12 etatów w Głównym Inspektoracie (!) i 86 etatów w województwach (!!!) za 4,2 mln zł. Inspekcji Handlowej „przypadło” tylko 18 etatów. Zastanawiające jest, co będzie robiło sześciu pracowników inspekcji w każdym z województw! W dodatku nie ma żadnego zapisu o tym, że wydatki IOŚ i IH będą znacząco niższe w wypadku zlecenia prowadzenia rejestru osobie prawnej.
Nie chcę tu kwestionować systemu przepływów finansowych w branży ochrony środowiska. Jestem zupełnym laikiem w tym względzie. Jestem jednak przekonany, że powołane instytucje w większości dobrze gospodarują wpłacanymi środkami. Taka jest moja wiara. Wiedza pochodzi jednak z doniesień prasowych, a tam wojewódzkie fundusze ochrony środowiska nie mają ostatnio dobrej prasy. Będziemy zatem jako branża wnioskować, abyśmy mieli wpływ na kontrolę i redystrybucję środków. Będziemy domagać się przeznaczania gromadzonych funduszy na poprawę systemu zbiórki i inne projekty ściśle związane z WEEE.
Wojciech Konecki
CECED Polska
Śródtytuły od redakcji