Rząd wyasygnował 20 mln zł na propagandę w zakresie energetyki jądrowej EJ. Celowo piszę „propagandę”, a nie rzeczową dyskusję o energetyce, bo pieniądze trafiły do tych, którzy mają doprowadzić do budowy w Polsce dwóch elektrowni jądrowych w wyznaczonych miejscach. Dzięki tym pieniądzom decydenci chcą przekonać naród, że EJ jest najlepszym rozwiązaniem w obszarze zaopatrzenia kraju w energię elektryczną w okresie najbliższych 50 lat, a miejsca usytuowania elektrowni jądrowych są najlepsze z możliwych. Same decyzje o tym, że tak ma być, zostały już podjęte na szczeblu rządowym. Odbyło się to bez dyskusji i rzeczowego uzasadnienia. Każdy normalnie prowadzony proces inwestycyjny wymaga na samym wstępie spełnienia kilku istotnych warunków, do których, po określeniu potrzeb, należy przeprowadzenie analizy porównawczej różnych wariantów zaspokojenia zidentyfikowanych potrzeb. W takiej analizie należy uwzględnić przede wszystkim oddziaływanie na środowisko, w tym na bezpieczeństwo w trakcie eksploatacji i po jej zakończeniu, a także przeprowadzić pełen rachunek ekonomiczny, uwzględniający koszty inwestycyjne, eksploatacyjne i wszystkie koszty zewnętrzne. Nie wolno też zapomnieć o analizie ryzyka. Taką procedurę wypełnia w Polsce każdy, kto chce wytwarzać energię elektryczną, nawet o mocy 1 kW. Ja nie znalazłem nigdzie analiz, które by wiarygodnie uzasadniały podjęcie decyzji o budowie elektrowni jądrowych.

Bo czy wiarygodne są odpowiedzi na następujące pytania: ile będą wynosiły koszty inwestycji (wg PGE koszt budowy jednej EJ to ok. 35 mld zł, podczas gdy niektórzy eksperci twierdzą, że dwukrotnie więcej)? Ile będzie kosztowała energia elektryczna wytwarzana w elektrowni jądrowej (główny inwestor uważa, że cena tej energii będzie niższa niż ze źródeł konwencjonalnych, jednak niektórzy eksperci są zdania, że jej cena wyniesie aż 700 zł/MWh, czyli trzykrotnie więcej)? Ponadto, czy będzie można elektrownie jądrowe eksploatować przez 40 lat do czasu ich zamortyzowania (większość krajów UE już dzisiaj zamyka swoje obiekty, a w UE mówi się też o możliwości wprowadzenia opłaty od użytkowania EJ, tak jak od emisji CO2)? Czy istnieje stuprocentowa pewność, że nie wydarzy się nic, co zagrozi ludziom lub wykluczy z możliwości zamieszkania teren w odległości np. 20 km od EJ? Jeśli tak, to dlaczego obie EJ zamierza się budować na terenach słabo zaludnionych, na wybrzeżu, czyli tam, gdzie są najmniej potrzebne, ponieważ deficyt mocy w tej części Polski wynosi ok. 1000 MW i będzie pokryty z wiatraków i elektrowni gazowych, a projektowane EJ będą miały moc 6 000 MW.
Jeśli EJ będzie kiedykolwiek potrzebna, to pod Warszawą. Właśnie tam, w centralnej Polsce, mieszka i pracuje najwięcej ludzi. Usytuowanie elektrowni jądrowej blisko Warszawy, najlepiej w takiej odległości, aby było ją widać z Pałacu Kultury i Nauki, miałoby także tę zaletę, że w przypadku jej niedokończenia lub wcześniejszego zakończenia eksploatacji obydwa „pomniki” stałyby blisko siebie, czyli z korzyścią dla zwiedzających. Z „pomnika”, który stworzono w Żarnowcu, nie czerpiemy żadnych profitów.
 
dr inż. Edmund Wach, Bałtycka Agencja Poszanowania Energii