Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne inwestycje w energetyce. Właściwie można by się cieszyć, że odbudowa polskiej energetyki postępuje, gdyby nie poważne obawy…

Po kontraktach na bloki w Opolu i Rybniku podpisano właśnie umowę na blok w Stalowej Woli i otwarto koperty w dużym przetargu (1000 MW) w Kozienicach. W warunkach polskich pomiędzy podpisaniem umowy a rozpoczęciem projektu inwestora czeka swoista droga przez mękę. Dodatkowe problemy z protestami ekologów i pozwoleniami środowiskowymi, końcowe zapinanie finansowania inwestycji i sama mobilizacja dostawców powodują, że do typowego okresu „n” lat budowy samego bloku, należy dodać co najmniej pół, a może nawet rok na zakończenie spraw formalno-prawnych. W polskich realiach optymistyczne terminy 2016-2017 wydają się właściwie niemożliwe do dotrzymania, wobec tego możemy wpaść w poważne tarapaty, spowodowane koniecznością wycofania w 2016 r. starych bloków, niespełniających wymagań ekologicznych (SO2), i nieukończeniem nowych. Trudno raczej liczyć na cud, że wszystko pójdzie szybciej niż zaplanowano.
Walka o cenę
Energetyka w Polsce zaczyna w niepokojący sposób przypominać polskie drogownictwo, gdzie mordercza walka cenowa pomiędzy dostawcami spowodowała podpisanie kontraktów na granicy opłacalności.
 
Energetyka w Polsce zaczyna w niepokojący sposób przypominać polskie drogownictwo, gdzie mordercza walka cenowa pomiędzy dostawcami spowodowała podpisanie kontraktów na granicy opłacalności.
 
Cieszyło to zamawiających, ale wkrótce, wraz z wzrostem cen materiałów i pracy ludzi, przerodziło się to w koszmar dostawców (bankrutujących). Bankrutujące firmy opuściły plac budowy, rozgrzebując kilometry pól i lasów, zostawiając samym sobie porzucone maszyny i niespłaconych poddostawców. Spektakularny przykład autostrady A2, w przypadku której chińska konkurencja przebiła wszystkich niespotykanie niską ceną, dowodzi, jak odmienne jest chińskie i polskie (UE) podejście do ceny kontraktowej. W pierwszym przypadku to tylko „pierwsze otwarcie”, które następnie uzupełnia się zmianami i aneksowaniem, a w drugim – biurokratyczne procedury zamówień publicznych, które w przypadku kłopotów prowadzą do nieukończonych inwestycji.
Teraz w energetyce dzieje się bardzo podobnie. Ostatni przetarg (blok Kozienice), to połączenie atrakcyjnej ceny (na którą wpływ ma niewątpliwie konkurencja z Chin) z niezwykle wyśrubowanymi parametrami technicznymi i krótkim czasem ukończenia inwestycji. Potencjalnie najlepsza oferta to rekordowe sprawności (prawie 46%) i bardzo szybka realizacja przedsięwzięcia (w 58 miesięcy). Jeśli dodać do tego warunki kontraktowe i gwarancyjne, to okaże się, że dostawcy staną przed niesłychanie trudnym zadaniem. Na dodatek wszystko to odbywa się w kraju, który ma do zrealizowania sporo wielkich inwestycji energetycznych, co może przełożyć się na deficyt zasobów inżynierskich i wzrost cen materiałów oraz pracy inżynierów – projektantów, montażystów, elektryków, automatyków czy też kierowników budów. To, co dziś jest na granicy opłacalności, za kilka lat może doprowadzić do dużego deficytu w projekcie. Czym to grozi, wie każdy, kto brał udział w projekcie korporacyjnym. Oszczędności na wszystkich etapach, próby stosowania tańszych materiałów, a nawet skupienie się wyłącznie na wypełnieniu zobowiązań gwarancyjnych bez uwzględnienia polskiej specyfiki (np. pracy bloków przy zmiennym obciążeniu i silnej roli regulacyjnej), to tylko niektóre konsekwencje. Jeśli problemy zaczną się spiętrzać, a terminy będą zagrożone, nadciągną kolejne, ciemne chmury kar umownych i cała inwestycja skręci w stronę utarczek prawnych pomiędzy zamawiającym a dostawcą – następnie między dostawcą a poddostawcami.
 
Huraoptymizm?
Na rynku wciąż dominuje optymizm. Ogłaszane są kolejne przetargi, a elektrownie, zachęcone pierwszymi sukcesami wpisują w SIWZ kolejne warunki zamówienia. Dostawcy wobec braku zamówień na rynkach światowych będą do końca walczyć o każdy kontrakt, godząc się na wszystkie parametry i prześcigając się w oferowaniu jak najbardziej atrakcyjnej ceny. Będą to koszty skalkulowane na dziś i bez żadnej rezerwy na wypadek ewentualnych problemów rynku. A to, niestety, może sprowadzić energetykę na „polskie autostrady”. Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie, choć skóra cierpnie. Podczas budowy autostrady czasem mówi się o „częściowej przejezdności”. W energetyce blok nie może, niestety, działać częściowo…
 
prof. dr hab. inż. Konrad Świrski

Autor od wielu lat jest związany z energetyką, zajmuje się modernizacją i zmianami w tym sektorze, optymalizacją produkcji, a także technologiami informatycznymi dla energetyki, gazownictwa i przemysłu. Jest pracownikiem naukowym Politechniki Warszawskiej, kierownikiem Zakładu Maszyn i Urządzeń Energetycznych w Instytucie Techniki Cieplnej, a także prezesem firmy Transition Technologies.