Rozmowa z Tomaszem Ucińskim, prezesem Krajowej Izby Gospodarki Odpadami

W krajach Unii Europejskiej (we Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Norwegii, Finlandii i Danii) istnieje ponad 500 instalacji termicznego przekształcania odpadów. Odzysk energii zawartej w odpadach, a poprzez to zmniejszanie ich ilości, jest tam normą. Dlaczego Polska nie korzysta z ich doświadczeń?

KIGO od dawna postuluje, aby skorzystać z rozwiązań, które gospodarce kraju przyniosą wiele korzyści. To wymaga jednak konkretnych działań i przede wszystkim zmian – zwłaszcza w świadomości i edukacji mieszkańców. Wielu Polaków, słysząc o spalarni, ma wciąż stereotypowe skojarzenia o wysokiej szkodliwości termicznego unieszkodliwiania odpadów dla środowiska i zdrowia człowieka. Na tych stereotypach trudno zbudować nić porozumienia z mieszkańcami i rozpocząć budowę nowych, tak potrzebnych inwestycji. Ostatnio przebywałem w zakładzie termicznego przekształcania odpadów w Drammen w Norwegii. Mogłem osobiście się przekonać, że współczesne spalarnie odpadów komunalnych, z rozwiniętymi systemami oczyszczania gazów spalinowych oraz prawidłowo rozwiązanym problemem gospodarki odpadami wtórnymi, pozwalają na skierowanie na składowiska jedynie 6-8% pierwotnej masy odpadów. Przy tym spalarnia ta nie jest zakładem dużym, bowiem obsługuje zbiorowość ok. 60-tysięcznego miasta. Wartość opałowa odpadów odpowiada wartości opałowej węgla brunatnego, czyli jednego z podstawowych paliw energetyki! Dlatego w Polsce potrzebna jest społeczna kampania i edukacja, że odpady komunalne są również rodzajem paliwa odnawialnego i do tego ekologicznego, a zakłady ich przetwarzania są bezpieczne i nie zagrażają środowisku.

 

 

Coraz powszechniejsza jest opinia, że bez budowy instalacji termicznego przetwarzania odpadów w Polsce nie ma szans na uzyskanie poziomu odzysku odpadów, który przyjęliśmy w Traktacie Akcesyjnym.

 

Rzeczywiście. Przepisy prawa wspólnotowego nakładają na nas obowiązek ograniczenia ilości składowanych odpadów. Do 2010 r. tylko 75% odpadów komunalnych ulegających biodegradacji może być deponowanych na składowiskach odpadów. Obecnie 97% trafia na składowiska, a jedynie 3% jest poddawane przetwarzaniu. Stąd wydaje się, że termiczne przetwarzanie odpadów może te relacje zmienić. Oczywiście, nie od razu. Dlatego też szczególnie cieszy fakt, że taką świadomość ma nasz rząd i ministerstwa odpowiedzialne za gospodarkę odpadami i środowisko. Co prawda, w Krajowym Planie Gospodarki Odpadami 2010 znalazły się jedynie kierunkowe zapisy, mówiące o potrzebie wspierania wdrażania efektywnych ekonomicznie i ekologicznie technologii odzysku i unieszkodliwiania odpadów, w tym technologii pozwalających na odzyskiwanie energii zawartej w odpadach w procesie termicznego i biochemicznego ich przekształcenia. Jednak ostatnie wypowiedzi przedstawicieli poszczególnych resortów, w tym m.in. Bernarda Błaszczyka, wiceministra środowiska, i sekretarza stanu w tym ministerstwie, Stanisława Gawłowskiego, napawają optymizmem. Chociaż planowana budowa 10 dużych spalarni i 170 instalacji przetwarzania odpadów komunalnych w kraju bez istotnych zmian w całym systemie gospodarowania odpadami na wzór krajów unijnych może okazać się jedynie pobożnym życzeniem…

 

Zdaniem przedstawicieli Ministerstwa Środowiska, budowa zakładów do termicznego przekształcania odpadów z odzyskiem energii powinna być jednym z priorytetów w tworzeniu infrastruktury gospodarowania odpadami, a same spalarnie są zdecydowanie mniej uciążliwe niż np. przeciętne elektrociepłownie.

 

Poszedłbym jeszcze dalej – te instalacje, które miałem okazję zobaczyć w Norwegii, są bezpieczne dla środowiska. Zabezpieczają je przed niekontrolowanym przedostawaniem się do niego wielu toksycznych substancji organicznych, które mogą być wymywane z tradycyjnych składowisk. Termiczne przekształcanie odpadów wydatnie ogranicza ilość odpadów biodegradowalnych, trafiających na składowiska, i istotnie wpływa na zmniejszenie emisji metanu. Przypomnę, że rozkład biologiczny materii organicznej na składowiskach jest źródłem ok. 32% całkowitej emisji metanu (gazu cieplarnianego) do atmosfery. Dlatego kraje Unii Europejskiej już dawno przyjęły dyrektywę, która drastycznie ogranicza ilość odpadów organicznych, kierowanych na składowiska. Z energetycznego punktu widzenia składowanie odpadów – wciąż główny sposób gospodarowania w Polsce – a także ich kompostowanie jest bezpowrotną stratą ich właściwości energetycznych. Stąd poprzez segment odzysku ciepła instalacje termicznego przetwarzania odpadów w krajach unijnych są sprzęgnięte z energetyką i włączone np. do miejskich systemów ciepłowniczych. W Polsce na razie o takich rozwiązaniach dopiero dyskutujemy.

 

Czy zakłady termicznego przetwarzania odpadów nie będą stanowiły konkurencji np. dla selektywnej zbiórki odpadów?

 

Nie obawiałbym się tego. Po pierwsze dlatego, że system selektywnej zbiórki odpadów w Polsce z powodu niejednolitych wytycznych i braku jednolitego modelu jest zbyt skomplikowany, a przez to bywa niezrozumiały dla przeciętnego obywatela. Powoduje to, że system rozwija się bardzo powoli i bez znaczących sukcesów. Dzisiaj jest on nieopłacalny i wiele gmin traktuje go jedynie jako formę edukacji, nie zaś efektywnego źródła surowców. Spalarnie nie będą również nigdy konkurencją dla zbiórki np. szkła czy metali.

 

Czy nie obawia się Pan, że spalarnie wymagające wielomilionowych nakładów nie będą ekonomicznie opłacalne?

 

Od dawna podkreślam, że gospodarka odpadami to nie sprzedaż butów. To dziedzina najnowocześniejszych technologii. Przez lata była traktowana u nas jak przysłowiowe „piąte koło u wozu”. Efekty tego widać. Jeżeli jednak przyjmie się, że nowe zakłady będą pracowały dla zbiorowości od 250 do 400 tys. osób i gminy będą miały ostatecznie – tak jak jest to w całej Europie – władztwo nad strumieniem odpadów, ten projekt ma szansę się powieść.

 

Rozmawiał Robert Lubecki