Takie były polskie miasta: najstarsza i zdegradowana zabudowa w centrum, część lokali komunalnych, część w rękach prywatnych, brak infrastruktury technicznej, mieszkania często pozbawione toalet i niepodłączone do kanalizacji. Na głównym placu zieleń i fontanna, zazwyczaj nieczynna. Reprezentacyjna ulica przejezdna, za to wieczorem przejście przez tę ulicę – ryzykowne. Do tego opustoszałe fabryki i przepełnione pośredniaki.

Tak nie może wyglądać miejski salon, wizytówka miasta – myśleli włodarze wielu miast, patrząc na zdegradowane centra, na zniszczone kamienice w rynkach, na wystających na ulicach i przesiadujących na podwórkach ludzi, którzy stracili pracę. 

Zmiana – ale skąd wziąć środki?

Były więc impulsy do zmiany, dlatego zmiany szły jak fala, ze wschodu na zachód, od ujścia Wisły do Bałtyku, żaden rejon się nie uchronił: na głównych miejskich placach wyrastały handlowe budki i łóżka polowe, by po kilku latach zwolnić przestrzeń dla miejsc parkingowych, zielone skwery równano do gołej ziemi, kamienne fontanny zamieniano na płaskie betonowe płyty, montowano ozdobne latarnie. Tak to wyglądało na początku lat dziewięćdziesiątych w Płocku, w Żyrardowie, w Skierniewicach, Siedlcach, Łomży, Kielcach, Suwałkach i Kutnie. 

– Hist...