Wojciech Sz. Kaczmarek

No, to znowu jesteśmy o rok starsi. Mamy za sobą liczne imprezy opłatkowe i noworoczne, organizowane przez każdego, który uważa, że ma do tego tytuł. Skończyliśmy już składać sobie mniej lub bardziej szczere noworoczne życzenia, okres świąteczny za nami, zmęczeni wracamy do prozy życia.
Niemniej jednak przełom roku jest takim czasem, kiedy mimowolnie myślimy o tym, co minęło, i o tym, co ma nadejść.
W Polsce wielka zmiana: rząd milczący zastąpił rząd obiecujący. Reszta jak zwykle – jedni odchodzą, inni z błyskiem zapału w oku przychodzą, hasła podobne lub takie same. W każdym razie będzie lepiej…
Powoli jednak uświadamiamy sobie, że wybory wyborami, ale oprócz tego coś się zmienia i to zarówno w nas samych, jak i na świecie.
Jeszcze niezbyt wyraźnie, ale już w sposób odczuwalny traci sens pojęcie „pomostu Europy” – pomostu między Wschodem a Zachodem. Zachwyceni położeniem naszego kraju, snujący marzenia o korzyściach, które z tego można osiągnąć, nie zauważyliśmy, że czynnik położenia jako taki mocno stracił ostatnio na wartości. Że kraj czy miasto można po prostu ominąć. Jadąc autostradą, nie zwracamy uwagi, że mijamy np. Poznań – tak dumny ze swego położenia w połowie drogi między Warszawą a Berlinem. Dopóki nie mamy interesu, nie zboczymy z drogi. Możliwość ominięcia stwarza telefon, fax, Internet czy samolot. Lecąc samolotem, nie myślimy o tym, co pod nami. Sprawa oczywista i znana od dawna. Jednak tak naprawdę świadomość stanu rzeczy przychodzi – bo chyba jeszcze nie przyszła – w wyniku informacji o przesyle gazu przez Bałtyk. Nagle uświadamiamy sobie, że w XXI w. powoli stajemy się dla naszych silnych sąsiadów może nie tyle niepotrzebni, co mniej atrakcyjni. I żadne prężenie muskułów, żadne argumenty i pokrzykiwania tu nie pomogą. Potrzebne jest coś, co przyciąga, co zmusza do uwzględnienia w rachubach. W ramach tak ostatnio modnego „bredzenia” o solidaryzmie słyszałem niedawno powalającą z nóg krytykę, iż owa nitka gazociągu budowana jest w interesie Niemiec i Rosji. Niemożliwe? Naprawdę?
Przywykliśmy już do swobody wypowiedzi. Do wielokrotnego nadużywania słowa i braku za nie odpowiedzialności. Coraz częściej jednak czujemy się zmęczeni tym stanem rzeczy oraz różnorodnością prezentowanych w mediach ocen i informacji na te same tematy. Dzisiaj podejrzany, jutro bohater. Rzecz, która oceniana jest dzisiaj jako porażka, nazajutrz staje się sukcesem. Jak to właściwie jest?
Przestajemy się interesować lub ogarnia nas zdenerwowanie. Zaczynamy tęsknić do informacji jasnej, prostej i przede wszystkim jednoznacznej. Żeby ktoś wyraźnie powiedział, jak to jest naprawdę.
Nie mogę się jakoś oprzeć wrażeniu, iż społeczne odczucia wychodzą naprzeciw pomysłom polityków, którzy z natury rzeczy nie są zainteresowani krytyką swej działalności. Wolą oni obiektywne źródło przekazu, które w sposób wyważony, nawet z odrobiną krytyki, byle „konstruktywnej”, pochwali osiągnięcia w danej dziedzinie. Żadnych napaści, żadnej nieodpowiedzialności. Niektórzy, jak się wydaje, znakomicie opanowali lekcję o mechanizmach systemu, powszechnie deklarowanego jako miniony, i doskonale wiedzą, jak powinien działać. Stąd obserwujemy mniej lub bardziej zawoalowane próby bądź opanowania istniejących, bądź stworzenia nowych źródeł „informacji”. Tej obiektywnej, trafiającej do każdego. Stąd tak nieoczekiwana, nagła wśród polityków popularność pewnego ośrodka informacji.
Z okazji Nowego Roku składam wszystkim gorące życzenia, by zmiany, które nieuchronnie nadchodzą, trafiały w indywidualne oczekiwania. Wszystkiego najlepszego!

Tytuł od redakcji