?Hu, hu, ha. Hu, hu, ha. Nasza zima zła?, śpiewały kiedyś dzieci. Dziś nie śpiewają, bo złych zim prawie nie ma, no, chyba że w grze komputerowej. My nie możemy dać się uśpić, bo zima może jednak pokazać pazury, jak to zrobiła na przełomie lat 2011 i 2012.

Pamiętacie Państwo tamtą zimę? Trzydziestostopniowe mrozy i brak śniegu. Nieotulona śnieżną pierzynką ziemia przemarzała ponad metr w głąb. Niezwykłe naprężenia gruntu powodowały liczne awarie rur wodociągowych. Zlokalizowanie wycieku było trudne, bo w tak niskich temperaturach zawodził nawet najlepszy sprzęt. Zmarznięty grunt powodował, że woda wypływała w miejscach bardzo oddalonych od wycieku. Pewnego mroźnego dnia w lutym 2012 r. na jednej z kieleckich ulic woda trysnęła nawet z latarni oświetleniowej, bo tam znalazła ujście po wypłynięciu z pękniętej rury.

Przyłącza ? pięta Achillesa

Nasze awarie, z trudem, bo z trudem, ale jakoś usuwaliśmy, ale w dużo gorszej sytuacji byli ludzie mieszkający w domach, gdzie zamarzło przyłącze. W najgorszych tygodniach spółki wodociągowe w całym kraju otrzymywały po kilkaset zgłoszeń zamarznięcia przyłącza wodociągowego. Brakowało specjalistycznego sprzętu do rozmrażania, a odbiorcy musieli czekać w kolejce i czasami wiele dni żyć bez bieżącej wody w domu. Nie pocieszał ich fakt, że to nie wina wodociągów, ale zbyt płytko położonego przyłącza. Wody nie było i odium tej plagi spadał na nasze barki.

Jeszcze inni potracili wod...