Debata nt. przyszłości polskich miast pojawiła się ponownie w momencie, gdy zaczęły powstawać ruchy miejskie. Kwestionowały one rozwój miast jako centrów biznesu i rozrywki, którymi rządzą deweloperzy i prezydenci nastawieni na PR, rozwój miast ?dobrej sprzedaży? siebie i produktu konsumpcyjnego. Wracają teraz pytania, które na początku lat 90. stawiały organizacje ekologiczne, a także niektórzy zieloni politycy. Niestety, stawialiśmy je wtedy zbyt nieśmiało. Choć zapewne ówczesny pęd do bogacenia się, posiadania samochodów, z równoczesną likwidacją ?nierentownego? transportu publicznego i kolei był nie do okiełznania.

Powtórzenie drogi zachodnich krajów i miast w rozwoju motoryzacji indywidualnej sprzed 50 lat oraz chaos w planowaniu przestrzennym doprowadził nas do tych samych problemów, które możemy dostrzec na Zachodzie, tj. żywiołowego rozlewania się zabudowy miast na sąsiednie gminy, a także rosnących problemów komunikacyjnych, społecznych, ekologicznych i budżetowych.

Zieloni, ruchy miejskie i wiele organizacji pozarządowych zarzucają władzom miast, że w ogóle nie zdają sobie sprawy, iż żyjemy w XXI w. ? wieku zmian klimatycznych, zatrutego powietrza, spadku jakości życia. Ludzie uciekają z terenów nieprzyjaznych (hałas, spaliny, upał) na prowincję. I nigdzie w Europie odpowiedzią na te zjawiska nie były nowe mosty i obwodnice dedykowane (postawionej na piedestale społecznym) motoryzacji indywidualnej. Rozwiązaniem może być tylko porządny, szy...