Z Andrzejem Wojdyłą, prezesem zarządu Sanikom Sp. z o.o. w Lubawce na Dolnym Śląsku, rozmawia Jarosław Buzarewicz.

Czy w momencie komercjalizacji Sanikomu spodziewał się Pan aż takiego rozmachu inwestycji, które przez lata zrealizowała spółka?

Muszę przyznać, że w tamtym czasie w najśmielszych oczekiwaniach nie miałem pojęcia, że pójdziemy aż tak daleko, że w firmie nastąpi taki rozwój technologiczny i organizacyjny.

Co było największym wyzwaniem?

Nie wszyscy już pamiętamy. Był rok 1997, kiedy w Polsce wszystko się zmieniało. Głęboko jeszcze tkwiliśmy w systemie socjalistycznym i błyskawicznie musieliśmy odnaleźć się w kapitalizmie. Nikt nie używał wcześniej pojęcia ?komercjalizacja?. Obecny Sanikom był zakładem budżetowym i wszystkie decyzje trzeba było uzgadniać z burmistrzem, zarządem Lubawki. Ustawa, która w 1997 roku zaczęła obowiązywać w gospodarce komunalnej, dała tak naprawdę możliwość rozwoju. Dziś mamy 21 udziałowców, zatrudniamy 250 osób (wcześniej pracowało niewiele ponad 20 ? przyp. red.).

Komercjalizacja, możliwość pozyskiwania pieniędzy? Sanikom na przestrzeni ostatnich lat zainwestował w gospodarkę odpadami 60 mln zł?

20 lat temu była to niewyobrażalna kwota. Mieliśmy przychody w granicach 800 tys. zł rocznie. W zestawieniu z dzisiejszymi ponad 30 mln zł rocznie jest to przepaść. Dziś Sanikom jest jedną z lepszych firm komunalny...