Pod koniec lipca w mediach pojawiła się informacja o opublikowanym przez Najwyższą Izbę Kontroli (NIK) raporcie, podsumowującym ogólnopolską kontrolę, przeprowadzoną na przełomie lat 2013 i 2014 i ukierunkowaną na analizę procesów rozwoju energetyki wiatrowej w Polsce. Jak to w sezonie ogórkowym bywa, raport wzbudził chwilowe zainteresowanie dziennikarzy, ale już po kilku dniach ?przykryły? go inne, ciekawsze wydarzenia. Tymczasem tezy zarówno NIK-u zaprezentowane w raporcie, jak i sam sposób prezentacji wyników mogą budzić wiele wątpliwości, a nawet kontrowersji. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Izba przyłączyła się do negatywnej kampanii, od co najmniej dwóch lat prowadzonej w Polsce przeciwko odnawialnym źródłom energii, w czym biorą udział także ważne instytucje publiczne.

Ocena zarzutów NIK-u

W jednym z bardziej wyeksponowanych zarzutów NIK oburza się, że w żadnej z 28 skontrolowanych gmin nie przeprowadzono referendum w sprawie lokalizacji farm wiatrowych, pomimo protestów społecznych i istnienia takiej możliwości prawnej. Na poparcie tej tezy pisze się o kilku lub kilkunastu sprzeciwach, ale brakuje jakiejkolwiek informacji o tym, na ile sprzeciwy te odzwierciedlają opinię całej społeczności danej gminy, czy też ilu było mieszkańców popierających inicjatywę zablokowania budowy wiatraków. 
Można założyć, że rady gmin z reguły orientują się, jakie nastroje panują wśród lokalnych społeczności i zgodnie z tym rozeznaniem uznały, że nie ma potrzeby przeprowadzania referendum, mając przecież demokratyczny mandat od społeczności lokalnej do podejmowania decyzji dotyczących rozwoju na danym terenie. Zatem zarzut, że w sytuacji, gdy ktokolwiek protestuje przeciwko nowej inwestycji, co w Polsce jest raczej zasadą niż wyjątkiem, władze gminne nie odwołują się zawsze do instrumentów demokracji bezpośredniej, nie ma nie tylko podstawy prawnej, ale jest też daleko idącą ingerencją w sposoby sprawowania swoich funkcji przez radnych. 
W kolejnym, wydaje się znacznie poważniejszym zarzucie, NIK wskazał, że w części gmin (11 z 28 skontrolowanych) elektrownie wiatrowe miały być budowane na gruntach osób, które, sprawując różne funkcje we władzach gminnych, uczestniczyły w podejmowaniu decyzji odnośnie lokalizacji. NIK powołał się na treść art. 25a ustawy o samorządzie gminnym, zgodnie z którym radny nie może brać udziału w głosowaniu w radzie ani komisji, jeżeli dotyczy ono jego interesu prawnego. Przepis ten wprowadzony został do prawa w 2001 r. jako próba przeciwdziałania praktykom korupcyjnym, ale trudno dziś, w świetle wielu, często sprzecznych ze sobą, orzeczeń sądowych uznać, że autorzy tej zmiany dobrze rozpoznali jej konsekwencje. 
Większość orzecznictwa formułuje tezę, iż radny powinien wyłączyć się z głosowania w każdej sprawie, która dotyczy jego osoby. Sądy uznają też z reguły, że naruszenie tej zasady powinno powodować nieważność uchwały. Dotyczy to praktycznie wszystkich uchwał ? od wyboru przewodniczącego i wiceprzewodniczących Rady, co jest powszechnie kontestowane przez samorządowców, po stanowienie prawa lokalnego, w tym miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Tym samym należałoby uznać, że wszystkie gminne studia uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego uchwalane lub zmieniane po 2001 r. dotknięte są tą wadą prawną, gdyż wszyscy radni ? właściciele nieruchomości ? mają w tej sytuacji tak pojmowany interes prawny.

Jakie intencje miał NIK?

Wnioski NIK-u sugerują zaostrzenie, a nie doprecyzowanie prawa. Jest to o tyle ważne, że na kanwie tego zarzutu można byłoby pokusić się o odpowiedź na pytanie, czy w ogóle konieczne jest wyłączenie właścicieli nieruchomości z procesu podejmowania decyzji lokalizacyjnych, a może, idąc tokiem myślenia NIK-u, należałoby zakazać im kandydowania, żeby uniknąć choćby hipotetycznego konfliktu interesów? 
Wydaje się, że tak jak w wielu innych sprawach, podstawowym i łatwym do zastosowania rozwiązaniem jest transparentność. Radni lub wójt nie mogą ukrywać, że podejmowane uchwały dotyczą lub mogą dotyczyć także ich samych (a taka jest przecież co do zasady idea samorządu lokalnego), a już ich wyborcy niech osądzą, czy działali tylko i wyłącznie dla dobra własnego, czy też podejmowali decyzje korzystne dla całej społeczności. 
Kolejne zagadnienie, to uciążliwości zawiązane z hałasem generowanym przez pracujące wiatraki. Autorzy raportu imputują, że nie ma w Polsce metody pomiaru hałasu pozwalającej na miarodajną ocenę tego problemu. Takie twierdzenia wprowadzają przeciętnego czytelnika w błąd. I w Polsce, i w większości rozwiniętych krajów świata stosuje się uznane międzynarodowe normy ISO, wskazane w Rozporządzeniu Ministra Środowiska z 4 listopada 2008 r. w sprawie wymagań w zakresie prowadzenia pomiarów wielkości emisji oraz pomiarów ilości pobieranej wody. Metody te wykazują dużą zgodność wyników modelowania i rezultatów pomiarów, a więc można uznać je za miarodajne i jak dotąd nie pojawiły się propozycje ich nowelizacji, które stałyby się podstawą do dyskusji na gruncie ISO. 
Zgodnie z tymże rozporządzeniem, pomiar hałasu powinien być przeprowadzony przy średniej prędkości wiatru nieprzekraczającej 5 m/s, określonej na wysokości nie mniejszej niż 3,5 m nad poziomem terenu (n.p.t.). Zapis ten wywołuje wiele nieporozumień i jest jednym z koronnych argumentów przeciwników wiatraków w Polsce, choć opartym na dość przewrotnym pominięciu faktów. Podnosi się, że przecież przy prędkości wiatru 5 m/s wiatraki ledwo się poruszają, a więc nie mogą osiągnąć maksymalnej mocy akustycznej i pomiar taki nie ma sensu. Raport NIK-u powtarza ten zarzut, całkowicie ignorując fakt, że w środowisku występuje zjawisko tzw. gradientu prędkości wiatru, które nie pozwała przyjmować, że jego prędkość na wysokości pomiaru, czyli blisko powierzchni ziemi, jest tożsama z prędkością na poziomie rotora turbiny wiatrowej. W polskiej praktyce gradient ten powoduje, że na wysokości 100 m n.p.t. prędkość wiatru jest co najmniej dwa razy większa niż przy gruncie, co oznacza, że gdy blisko ziemi prędkość wiatru dochodzi do 5 m/s, na wysokości śmigła (ok. 80 – 100 m n.p.t.) wiatr wieje z prędkością 10-12 m/s. Moc akustyczna większości nowoczesnych turbin osiąga wtedy lub zbliża się do swojego maksimum. 
Nie jest zatem prawdą, iż na podstawie obowiązującej w Polsce metodyki nie można rzetelnie wykonać pomiaru hałasu. Z czego zatem wynika tak jednoznaczny komentarz w podsumowaniu wyników kontroli? 
Na łamach nie ma miejsca na bardziej szczegółową analizę całego raportu, zawierającego liczne niedomówienia, a nawet błędy faktograficzne, ale jednak już kilka kwestii poruszonych wcześniej wzbudza wątpliwości, dotyczące wartości merytorycznej kontroli przeprowadzonej przez NIK, a co więcej, jej bezstronności. Dziwi fakt, że tak poważna instytucja, jak Naczelna Izba Kontroli, publikuje tak tendencyjny i jednostronny raport. Czyżby pisano go z myślą o wcześniej ustalonej tezie?

Beata Wiszniewska 
dyrektor generalny PIGEO

Tytuł i śródtytuły od redakcji

Pełna treść komentarza na www.pigeo.pl