Od lat pomiędzy przedsiębiorcami prowadzącymi działalność w zakresie odbioru i transportu odpadów a władzami samorządowymi toczy się spór o to, kto powinien być właścicielem strumienia odpadów wytwarzanych na terenie gminy. Jak podkreślają samorządowcy, ustawowy zapis o referendum jest tylko pozornym kompromisem między interesami obu grup.

Powód? W ciągu ostatniej dekady przeprowadzono kilkadziesiąt takich głosowań, z czego tylko część udanych. Dowodzi to, że jeśli referendum wynikające z ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach ma spełniać pokładane w nim nadzieje, konieczna jest determinacja zainteresowanych.
 
Korzyści dla gminy i środowiska
Zdaniem samorządowców i wielu ekspertów, aby gminy mogły sprawować pełną kontrolę nad odpadami z gospodarstw domowych i prowadzić kompleksową gospodarkę odpadami na swoim obszarze, muszą przejąć własność odpadów od właścicieli nieruchomości. Dzięki temu możliwe stanie się objęcie wszystkich mieszkańców gminy tym systemem, sprawne dysponowanie środkami na gospodarkę odpadami, a nawet obniżenie kosztów odbioru odpadów od samych zainteresowanych.
Takie założenia przyświecały m.in. władzom Karpacza, kiedy w październiku 2002 r. powzięły decyzję o przeprowadzeniu referendum. Zgoda mieszkańców na przejęcie przez gminę obowiązków gospodarowania odpadami przyniosła szereg korzyści. – Objęcie naszym systemem wszystkich mieszkańców gminy spowodowało, że mamy czyste miasto. Pomogło to nam też we wprowadzeniu selektywnej zbiórki odpadów, choć, niestety, efektywność tych działań jest niska – mówi Bogdan Malinowski, wójt Karpacza.
W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele Gietrzwałdu. Do zalet nowego systemu (po referendum w październiku 2007 r.) należy możliwość dysponowania pieniędzmi na kompleksowe działania w zakresie gospodarki odpadami. W przekonaniu Doroty Grzeszczuk z tamtejszego Zakładu Gospodarki Komunalnej pozwala to na objęcie zryczałtowaną opłatą wszystkich mieszkańców, zorganizowanie optymalnego odbioru odpadów i zapewnienie jak najniższych kosztów wywozu.
 – Dzięki przeprowadzonemu w 2007 r. referendum gmina może stworzyć takie warunki, w których każdy mieszkaniec w cywilizowany sposób będzie odprowadzał śmieci – nikt dzisiaj nie może powiedzieć, że nie produkuje odpadów – przekonuje Krzysztof Obratański, burmistrz Końskich. – Teraz nie będzie się opłacało spalać, zakopywać ani podrzucać śmieci, ponieważ opłata zostanie pobrana niezależnie od ilości wytworzonych odpadów.
Kolejną korzyścią, jaka płynie z przejęcia w gminie władztwa nad odpadami, jest wprowadzenie selektywnej zbiórki odpadów – wspominają o tym przedstawiciele Karpacza, Komornik, Końskich, Pobiedzisk, Pszczyny czy Roźwienicy. – W ramach obowiązującej opłaty dwa razy w roku odbierane są odpady wielkogabarytowe i niebezpieczne oraz zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny, w formie tzw. wystawki – mówi Dorota Gozdowska, kierownik Referatu Infrastruktury i Ochrony Środowiska UMiG w Pobiedziskach, jednej z gmin, w której najszybciej przejęto obowiązki pozbywania się odpadów od właścicieli nieruchomości (referendum przeprowadzono w listopadzie 1995 r.). – Dodatkowo do pojemników ustawionych na terenie miasta można wrzucać surowce wtórne – szkło białe i kolorowe, makulaturę i tworzywa sztuczne. W Pszczynie selektywną zbiórkę wprowadzono po referendum przeprowadzonym w listopadzie 2006 r. (obowiązki przejęto 1 maja 2008 r.). Ilość zbieranych surowców przeszła najśmielsze oczekiwania: – Biorąc pod uwagę, iż w 2007 r. mieszkańcy wysegregowali 82 tony odpadów, nikt nie przypuszczał, że rok później ilość ta wzrośnie do 1270 ton. To 15 razy więcej! – przekonuje Sabina Jaromin z Wydziału Gospodarki Komunalnej UM w Pszczynie. – Można więc domniemywać, że ponad 1000 ton śmieci nie spaliliśmy w kotłowniach, nie podrzuciliśmy do lasów czy rowów ani nie zdeponowaliśmy na składowiskach. Zebrane odpady opakowaniowe zostały przewiezione do sortowni w Sosnowcu, a stamtąd do hut szkła, papierni, recyklerów tworzyw sztucznych oraz do instalacji produkcji paliw alternatywnych. W Komornikach, aby segregacja przebiegała sprawnie i szybko, gmina dostarczyła nieodpłatnie wszystkim mieszkańcom różnokolorowe worki do zbiórki surowców wtórnych (dodatkowo są one dostępne w UG). – Formą uzupełnienia i rozszerzenia prowadzonej zbiórki jest udostępnienie na terenie gminy 16 zestawów pojemników do selektywnego gromadzenia odpadów. Mogą z niej skorzystać wszyscy, którzy nie chcą przetrzymywać u siebie surowców wtórnych do wyznaczonych terminów odbioru – mówi Krzysztof Studziński, podinspektor ds. Ochrony Środowiska UG Komorniki.
Scedowanie przez mieszkańców na gminę obowiązków w zakresie pozbywania się odpadów z nieruchomości ma – w przypadku Komornik – jeszcze jedną zaletę. Przeprowadzone w 1995 r. referendum i zdobycie w nim zgody mieszkańców miało na celu pozyskanie możliwie największej ilości wytwarzanych na terenie gminy odpadów i ich optymalne zagospodarowanie. Wiązało się to ściśle z oddanym do użytku w 1994 r. nowym składowiskiem odpadów w gminie Dopiewo. Inwestycję tę realizowały wspólnie oba samorządy.
Argumentem, który ma przekonać mieszkańców do przekazania gminie swoich odpadów, jest obniżenie opłat za odbiór śmieci. „Należy mieć na uwadze, że ze względu na wzrost od 1 stycznia 2008 r. opłaty środowiskowej za umieszczanie odpadów na składowisku oraz ze względu na konieczność zamknięcia lokalnych składowisk odpadów (do 2009 r.) i partycypację w kosztach budowy nowych zakładów utylizacji obecne koszty zbiórki odpadów wzrosną, a gminie łatwiej będzie negocjować korzystne warunki umowy z firmą wywozową niż pojedynczemu mieszkańcowi” – przekonywano w ulotkach informujących o referendum gminnym w Gietrzwałdzie. O tym, że mieszkańcy faktycznie płacą mniej za odbiór śmieci po przejęciu przez gminę władztwa nad odpadami, świadczy m.in. przykład Roźwienicy. – Zawieranie umowy z firmą odbierającą odpady na dłuższy czas może uchronić mieszkańców przed nagłym wzrostem cen za tę usługę. Przedsiębiorstwo jest związane umową przetargową, więc nie może od niej odstąpić. Nasi mieszkańcy płacą o połowę mniej za odbiór odpadów niż w sąsiednich gminach – twierdzi Marek Czarniecki, p.o. kierownika Referatu Rozwoju Gospodarczego i Gospodarki Komunalnej UG Roźwienica.
 
Właściwy wybór firmy
Przeciwnicy gminnego władztwa nad odpadami podnoszą, że taki stan rzeczy może oznaczać tylko jedno – koniec konkurencji i upadek wielu przedsiębiorstw wywozowych. Jednak odpowiedzialność gminy za zagospodarowanie odpadów nie musi oznaczać wyeliminowania z rynku wszystkich przewoźników. Po udanym referendum urząd z reguły ogłasza bowiem przetargi na wywóz śmieci, zachowując jednak kontrolę nad tym, dokąd są one wywożone. Jak jest rozwiązywana kwestia funkcjonowania na rynku przedsiębiorstw działających w tym obszarze w sytuacji, gdy to gmina dysponuje strumieniem odpadów? Samorządy, które zdecydowały się na to, by to firma komunalna zajęła się odbiorem i zagospodarowaniem odpadów od mieszkańców (tak jak było to w przypadku m.in. Karpacza, Końskich czy Pobiedzisk), wskazują, że zdecydowanie poprawiło się funkcjonowanie tej jednostki w zakresie zarówno ekonomicznym, jak i wyposażenia parku maszyn. – Jedynym odbiorcą odpadów w naszej gminie jest Zakład Komunalny w Pobiedziskach – mówi D. Gozdowska. – Po przejęciu przez gminę obowiązków dotyczących utrzymania czystości i porządku od właścicieli nieruchomości indywidualni odbiorcy oraz instytucje, placówki handlowe i firmy zakupiły i rozstawiły na swoim terenie pojemniki na śmieci. Opracowano 10 tras w taki sposób, że w cyklu dwutygodniowym są wywożone odpady z każdej posesji. Systemem objęto 100% mieszkańców gminy.
Z przeprowadzonej przez władze Końskich analizy rynku śmieciowego (jeszcze przed referendum) wynikało, że odbiór odpadów komunalnych od właścicieli nieruchomości na terenie miasta był prowadzony w 100% przez Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Końskich, powołane przez gminę. Stąd referendalna zgoda mieszkańców na przekazanie gminie strumienia odpadów zaowocowała tym, że władze Końskich nie szukały nowych firm, które w ich imieniu realizowałyby obowiązki odbioru odpadów. Dlatego na rynku nadal funkcjonuje jedno przedsiębiorstwo.
Samorządy, które zdecydowały się „wpuścić” na rynek również inne przedsiębiorstwa, zarówno gminne, jak i prywatne, liczyły, że konkurencja pozwoli uzyskać najkorzystniejszą z możliwych cenę za usługi odbioru i zagospodarowania odpadów. U podstaw tej filozofii legł fakt, że firmy te mają rozliczać się z gminą wg stawek wynikających z umowy poprzetargowej, a nie poprzez narzucanie cen indywidualnym mieszkańcom.
– Ponieważ system funkcjonuje w oparciu o usługi świadczone przez zakłady wyłaniane w drodze przetargu, istnieje realna możliwość zmiany usługodawcy w roku następnym, jednak mieszkańcy sami muszą zaopatrzyć się w standardowe pojemniki – mówi K. Studziński z UG w Komornikach. – Aktualnie na naszym terenie funkcjonuje 11 firm prowadzących działalność w zakresie odbioru i transportu odpadów. W tym roku przetarg na obsługę mieszkańców terenu gminy wygrała firma Remondis. Pozostałe spółki odbierają odpady od przedsiębiorstw działających w Komornikach. Dla M. Czarnieckiego z UG Roźwienicy podpisywanie długoterminowych umów z firmami startującymi w przetargach to podstawa uzyskania optymalnej ceny odbioru odpadów. – Jesienią 2006 r. ogłosiliśmy przetarg na odbiór odpadów od mieszkańców. Tak był on przygotowany, żeby podmiot ten zajmował się również selektywną zbiórką. Umowę podpisaliśmy na rok. Później poszliśmy po rozum do głowy – wspomina M. Czarniecki. – Kolejną umowę z wyłonionym w drodze przetargu przedsiębiorstwem podpisaliśmy na trzy lata. Spowodowało to obniżenie opłaty za wywóz śmieci. Wykonawca został zobowiązany do utrzymania cen takich, jakie były w umowie przetargowej. Próbował nawet zrezygnować, jednak w myśl przepisów Prawa zamówień publicznych groziło to wykluczeniem go z kolejnego przetargu. Aktualnie musi za niewielką kwotę wywozić odpady na składowisko do końca 2010 r. Ale władze gminy umożliwiły też firmie zredukowanie kosztów jej funkcjonowania. Wpływ na to miało m.in. zoptymalizowanie tras przejazdu. Przedsiębiorstwo ma również zapewniony przez trzy lata dochód z prowadzonej działalności, co przekłada się na możliwość inwestowania np. w nowy sprzęt. Na rynku funkcjonuje ponadto drugi podmiot, który aktualnie obsługuje przedsiębiorstwa, choć również startował w przetargu.
W Gietrzwałdzie najpierw zdecydowano się na gminny Zakład Gospodarki Komunalnej, jednak od kwietnia br. teren gminy obsługuje firma wyłoniona w drodze przetargu. Zgodnie z podpisaną umową, do końca br. mieszkańcy będą płacili stawkę zagwarantowaną w referendum – niższą od cen, które proponują inne firmy wywozowe działające na rynku.
Podobnie jak w Komornikach, w Pszczynie przetarg na odbiór odpadów komunalnych od gminy wygrał Remondis. Pozostałe podmioty tego typu, działające na terenie gminy, obsługują przedsiębiorców. – Pierwszym wyzwaniem, przed którym stanęła firma wywozowa, było wyposażenie wszystkich nieruchomości mieszkalnych w pojemniki i worki na odpady. Teraz odbywa się regularny odbiór odpadów – co dwa tygodnie na terenie osiedli domków jednorodzinnych i dwa razy w tygodniu na osiedlach bloków – opowiada S. Jaromin.
 
Co się opłaca?
System musi również zapewnić nieuchronność ponoszenia opłat w wysokości zapewniającej jego sprawne funkcjonowanie. Jednolita stawka dla wszystkich z czasem zniechęci mieszkańców do szukania możliwości nielegalnego pozbycia się odpadów, zaś określenie jej wysokości w oparciu o wyniki przetargów pozwoli na uzyskanie najniższych z możliwych w danym momencie opłat. Najczęściej rada gminy określa wysokość zryczałtowanej opłaty oraz częstotliwość jej uiszczania na rzecz gminy. Zwykle stanowi ona iloczyn liczby osób zamieszkujących daną nieruchomość i jednostkowej stawki. Przykładowo w Pszczynie jest to 6 zł na miesiąc, a w Gietrzwałdzie – 3,5 zł. W gminie Końskie wysokość opłaty jest uzależniona od tego, czy właściciele posesji zdecydują się oddawać odpady posegregowane, czy też nie. Ta zachęta finansowa, a także możność bezpłatnego dostarczenia przez gminę pojemników do selektywnej zbiórki mają skłonić lokalną społeczność do proekologicznych działań. – Trzeba posegregować co najmniej 30% ogólnej ilości oddawanych śmieci – mówi K. Obratański. – Będzie to można stwierdzić w wyniku odnotowanych przez pracowników ZGM ilości odpadów segregowanych i niesegregowanych zabieranych z danej posesji. Jeśli ktoś nie zada sobie odrobiny trudu, aby podzielić śmieci na plastik, szkło i makulaturę, to zapłaci 3,6 zł od osoby w następnym okresie rozliczeniowym (ci, którzy segregują, płacą 2,7 od osoby za miesiąc). Ciekawym rozwiązaniem jest doliczenie tej opłaty do podatku od nieruchomości, płaconego za cały rok z góry.
Mieszkańcy Pobiedzisk, zgodnie z podejmowaną corocznie uchwałą Rady Gminy, opłaty za wywóz odpadów wnoszą kwartalnie. O ile władze gminy nie miały problemu z indywidualnymi gospodarstwami, o tyle konieczne stało się systematyczne kontrolowanie podmiotów gospodarczych, które powinny mieć zawarte umowy na wywóz, ponieważ nie zostały objęte „opłata śmieciową”. – Zdarzały się przypadki, że przedsiębiorcy wystawiali odpady w miejscu zamieszkania, z którego były one odbierane w ramach opłaty, zamiast płacenia dodatkowo za śmieci pochodzące z prowadzenia działalności gospodarczej – mówi D. Gozdowska. W Pobiedziskach od 1996 r. funkcjonowała opłata pobierana od osoby, bez względu na ilość wytwarzanych odpadów. Jednak od bieżącego roku postanowiono zmienić ten system. – Obecnie opłata jest naliczana od faktycznie wytworzonych i wystawionych śmieci. Sytuacja ta spowodowała, że mieszkańcy, ograniczając ilość odpadów wywożonych w systemie, część z nich podrzucają do rozstawionych na terenie gminy pojemników do segregacji, powodując znaczne zanieczyszczenie surowców wtórnych. Odpady są też podrzucane do zbiorczych kontenerów, które są własnością spółdzielni mieszkaniowych. Widać również, jak okoliczne rowy zaczęły się zapełniać workami ze śmieciami – opowiada D. Gozdowska. – Okazało się więc, że rozwiązanie, gdzie gmina odbierała odpady od mieszkańców na zasadzie opłaty ryczałtowej, było skuteczniejsze.
Włodarze gmin nie mogą również narzekać na ściągalność opłaty śmieciowej. Zadanie to bądź wykonują same, bądź zlecają firmom odbierającym od mieszkańców odpady. Jak zapewnia burmistrz Karpacza, obowiązujący po referendum śmieciowym system gwarantuje gminie stuprocentową ściągalność opłaty. Równie wysoko ocenia ten obszar reprezentant Roźwienicy. – U nas spływ należności od mieszkańców sięga 85-90%, bez wezwania do zapłaty. Cała ewidencja i egzekucja należy do gminy – mówi M. Czarniecki. – Nasza społeczność może być zadowolona. Opłata jest pobierana od każdego gospodarstwa domowego, nie od osoby, i wynosi miesięcznie 6,5 zł. U naszych sąsiadów, gdzie gminy nie są właścicielami strumienia odpadów, firmy wywozowe pobierają od jednego gospodarstwa ponad 12 zł!
Dzikie na marginesie
Mimo podpisanych umów, wielu właścicieli nieruchomości nie płaci za wywóz śmieci, inni w ogóle nie mają zawartych stosownych umów. Jednak gdzieś te odpady muszą trafiać. Niestety, niejednokrotnie nieświadomi mieszkańcy pozbywają się odpadów na „własną rękę”. Przykłady gmin, w których udało się skutecznie przeprowadzić referendum i wprowadzić tam tzw. podatek śmieciowy, pokazują, że jest to jedna z najskuteczniejszych metod pozbycia się dzikich wysypisk śmieci. Nieuchronność stałej opłaty powoduje brak korzyści finansowej przy wywożeniu odpadów do lasu czy wrzucaniu ich do przydrożnych rowów, co w znacznej mierze może ukrócić ten proceder. – Dziś śmiało mogę powiedzieć, że o 80% poprawiła się czystość w naszej gminie – mówi z dumą M. Czarniecki. – Problem dzikich wysypisk pozostaje, ale jest on już marginalny. Bierze się stąd, że po prostu mieszkańcy sąsiednich gmin podrzucają nam odpady. Ale z tym już walczą nasi lokalni „aktywiści”. Robią co jakiś czas penetrację terenu gminy, a jeśli znajdą podrzucone śmieci, to starają się dociec, kto jest ich właścicielem. To taka nasza lokalna „profilaktyka śmieciowa”.
„Samoopodatkowanie się” mieszkańców miało pomóc zarówno w uregulowaniu gospodarki odpadami na terenie gmin, jak i w dotarciu do „przeciwników posiadania własnego kubełka”. – Coraz rzadziej zdarzają się sytuacje składowania popiołu w dołach, a śmieci do tej pory wywożone na dzikie wysypiska zaczęły trafiać do pojemników i dalej na składowisko – cieszy się S. Jaromin z Pszczyny. Niemal zupełnie udało się wyeliminować dzikie wysypiska np. w Pobiedziskach, Karpaczu, Gietrzwałdzie czy Komornikach.
 
Przekonać społeczeństwo
Przeprowadzenie referendum w sprawie „opłaty śmieciowej” jest trudnym wyzwaniem dla każdej gminy. W praktyce po tego typu rozwiązanie sięgano dość rzadko – do tej pory odbyło się ono w kilkudziesięciu miejscowościach w Polsce. Do dziś jednak żadne duże miasto (powyżej 100 tys. mieszkańców) nie zdecydowało się na referendum. Ostateczna decyzja o wprowadzeniu „podatku śmieciowego” należy do całej społeczności lokalnej, która musi wyrazić zgodę na „samoopodatkowanie się” w drodze referendum. Aby jednak przekonać ją do scedowania obowiązku pozbywania się odpadów na rzecz gminy, konieczna jest szeroko pojęta edukacja mieszkańców w tym zakresie. Serwowane społeczeństwu informacje powinny prezentować przede wszystkim ekologiczny wymiar nowego systemu, ale również dotykać kieszeni mieszkańców, którzy z reguły korzystają finansowo na wprowadzeniu nowego modelu gospodarowania odpadami w gminie. – W celu przekonania mieszkańców do tego, aby to gmina była właścicielem odpadów, Urząd Miejski w Pszczynie dwa miesiące przed przeprowadzeniem referendum przeprowadził akcję informacyjną – mówi S. Jaromin. – Rozesłano ulotki do wszystkich posesji, informujące o zaletach wprowadzenia nowego systemu, a w lokalnej prasie i radiu pojawiły się promujące go materiały. Dodatkowo rozwieszono plakaty o podobnej treści.
Podobnie rzecz wyglądała w Komornikach i Gietrzwałdzie, ale tam zorganizowano dodatkowo zebrania wiejskie, na których tłumaczono mieszkańcom, jakie korzyści może przynieść nowy system. W Jabłonnej agitację prowadzono nawet w kościołach. – Wydrukowaliśmy kolorowe ulotki, które zawierały termin referendum, miejsca głosowania, korzyści z głosowania na „tak” oraz treść pytania referendalnego. Dostarczyliśmy je za pomocą poczty jako druk bezadresowy wszystkim właścicielom nieruchomości – mówi Agnieszka Otowska, inspektor ds. ochrony środowiska Urzędu Gminy Jabłonna.
– Dla nas bardzo ważna była edukacja ekologiczna mieszkańców, bo to właśnie oni mieli podjąć decyzję – podkreśla D. Gozdowska. – Najpierw przeprowadziliśmy ankietę wśród mieszkańców wybranych posesji. 70% z nich wyraziło zainteresowanie systematycznym wywozem śmieci. Deklarowali oni, że jeśli będzie się to odbywało zgodnie z określonym harmonogramem, skorzystają z usług Zakładu Komunalnego w Pobiedziskach. Ponadto poruszaliśmy ten temat na sesjach Rady Miejskiej, zebraniach wiejskich i na spotkaniach z wyborcami. Mieszkańcy oczekiwali likwidacji dzikich wysypisk oraz karania osób wyrzucających śmieci do lasów i jezior. Jak zapewnia przedstawicielka Pobiedzisk, intensywna kampania edukacyjno-informacyjna nie ominęła nikogo. Poproszono o pomoc dyrektorów placówek oświatowych, księży i organizacje społeczne, prowadzono liczne konkursy i akcje proekologiczne.
Marek Czarniecki z Roźwienicy przyznaje, że przekonanie mieszkańców do nowego systemu kosztowało wiele wysiłku. – Wójt na każdym spotkaniu wiejskim tłumaczył taką potrzebę, przekonywał ludzi do samoopodatkowania się, udowadniał, że będzie taniej, szybciej, korzystniej dla środowiska itd. No i w referendum mieszkańcy tylko przy jednym głosie sprzeciwu opowiedzieli się za przekazaniem gminie obowiązków pozbywania się odpadów.
 
Nie wszystko złoto…
W minionym dziesięcioleciu zorganizowano w Polsce co najmniej 20 referendów zakończonych pozytywnym wynikiem. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy zawsze przeprowadzenie takiego głosowania faktycznie pozwoli na opanowanie problematyki odpadowej.
Przykład Poniatowej pokazuje, że nie zawsze wola lokalnej społeczności i władz gminy przekłada się na pozytywny rezultat. – Mieszkańcy odpowiedzieli na pytanie pozytywnie – mówi Witold Szwajgier z Urzędu Miasta Poniatowa. – Niestety, wojewoda lubelski stwierdził nieważność podjętej przez Radę Miasta uchwały w sprawie zryczałtowanej opłaty za odbiór odpadów. Głównym argumentem wojewody było bezpodstawne – jego zdaniem – określenie ryczałtowej ilości śmieci wytwarzanych przez mieszkańców i instytucje. W świetle obecnie obowiązującego prawa możliwe jest pobieranie opłat od faktycznej ilości odbieranych z danej posesji odpadów. – Trudno się z tym nie zgodzić, ale w sytuacjach szczególnych powinna istnieć możliwość wprowadzania wyjątków. Czy to jest taka sytuacja? Może zapytać leśników? – formułuje problem W. Szwajgier. Dodaje przy tym, że rozmawiał z władzami kilku innych gmin, w których przeprowadzono referenda, i w żadnej z nich nie wdrożono w życie zapisów nowego systemu. Niektóre samorządy, co prawda, podjęły uchwały, ale okrojone do minimum, które nie są realizacją pierwotnych założeń. – W wyniku analizy uzasadnienia wojewody można sądzić, że gminy mają podstawy tylko do określenia, jaki rodzaj pojemników może być stosowany w poszczególnych miejscowościach, a jedyną formą kontroli wytwórców śmieci jest ustawowe upoważnienie do „przymuszenia” właścicieli posesji do zawierania umów wywozu. Problem jednak w tym, że niektórzy mają umowy, ale nie wytwarzają odpadów – konstatuje. W Poniatowej zrezygnowano zatem z podejmowania okrojonej uchwały, a władze gminy z niecierpliwością czekają na zapowiadane zmiany ustawowe.
Jak już wspomniano, pozytywna odpowiedź mieszkańców w referendum gminnym nie zawsze owocuje wdrożeniem nowego systemu gospodarki odpadami. W Jabłonnej ogłoszono przetargi na świadczenie usług komunalnych w zakresie odbioru stałych odpadów komunalnych z terenu gminy, jednak ze względu na liczne protesty składane przez firmy zainteresowane realizacją zamówienia nie udało się ich rozstrzygnąć. W związku z powyższym nie doszło do przejęcia przez gminę obowiązków właścicieli nieruchomości w zakresie pozbywania się odpadów.
Inne problemy to wspomniane już wcześniej dzikie wysypiska. Choć stanowią one raczej niewielki odsetek w porównaniu do sytuacji sprzed referendum, to jednak nie udaje się ich całkowicie wyeliminować. Sytuację tę powoduje fakt, iż mieszkańcy ościennych gmin podrzucają swoje odpady na tereny, gdzie proceder ten przestał już mieć rację bytu. Kwestię tę z pewnością rozwiązałoby wprowadzenie jednolitych uregulowań prawnych w całym kraju.
Być może zdarzają się przypadki, że wprowadzony po udanym referendum system gospodarki odpadami wcale nie funkcjonuje tak, jak zakładano. O takim przypadku wspomina np. Marian Walny w swoim artykule pt. „Referendum – czy ma sens?” („Recykling” 6/2004). Opisuje on w nim miasto Ustroń, które – mimo udanego referendum w tej sprawie – zaniechało po kilku latach działań wynikających z faktu, że to gmina była właścicielem odpadów. Jak przyznano w tamtejszym urzędzie, zbyt wiele wysiłku i biurokracji wymagał nowy system. Powrócono zatem do modelu sprzed 1994 r., a więc do okresu „przedreferendalnego”. Otwarte jednak pozostaje pytanie, czy o rezygnacji z obowiązującego w danej gminie modelu gospodarki odpadami znów nie powinni decydować mieszkańcy w drodze referendum.
 
System ryczałtowy
Być może dla niektórych gmin optymalne byłoby wdrożenie u siebie rozwiązania, które sprawdziło się w Brennej. W gminie tej do 2000 r. mieszkańcy – zamiast podpisywać umowy na odbiór odpadów – podrzucali śmieci do ogólnodostępnym pojemników. Tamtejsze władze, pomijając instytucję referendum, znalazły inne wyjście z tego impasu. – Sytuacja diametralnie się zmieniła, kiedy w 2000 r. wprowadziliśmy system ryczałtowy. Mieszkańcy płacą za odbiór odpadów stałą kwotę, bez względu na ilość przekazanych odpadów – opowiada Iwona Szarek, wójt Brennej. – Powołaliśmy Zakład Budżetowy Gospodarki Komunalnej, który odbiera odpady na podstawie umów cywilnoprawnych zawartych z właścicielami nieruchomości. Systemem tym objęto ok. 95% mieszkańców. Oczywiście, na terenie gminy pozwolenie na odbiór odpadów posiadają jeszcze trzy inne firmy, z którymi mieszkańcy mogą podpisać indywidualne umowy. Wójt Brennej widzi w takim modelu gospodarowania odpadami sporo korzyści: – Dotychczas koszty usunięcia odpadów wyrzucanych przez mieszkańców do kontenerów ponosiła gmina, natomiast teraz partycypuje w nich lokalna społeczność. Ponadto poprawił się wizerunek naszej miejscowości, jest czysto i udało się niemal całkowicie wyeliminować dzikie wysypiska. Reasumując, mając doświadczenia w funkcjonowaniu zarówno ilościowego, jak i ryczałtowego systemu odbioru i pobierania opłat za odpady, możemy polecić ten drugi jako sprawdzony, skuteczny i ekologiczny.
Mimo trudności, wielu włodarzy gmin stoi na stanowisku, że istnieje konieczność nowelizacji obowiązujących przepisów w zakresie gospodarki odpadami. Ich zdaniem, ważne jest, by nowa ustawa wskazywała inne rozwiązania, które pozwoliłyby gminie przejąć strumień odpadów bez konieczności akceptacji mieszkańców w gminnym referendum. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne nowelizacje nie będą wywoływały samorządowego rozgorączkowania, a nowe zapisy nie przyniosą konieczności powoływania kolejnej komisji śledczej.
Niestety, nie udało nam się dotrzeć do ewidencji referendów „śmieciowych” przeprowadzanych w gminach. Takiej informacji zbiorczej nie posiadała ani Państwowa Komisja Wyborcza, ani resorty infrastruktury oraz spraw wewnętrznych i administracji (dane na ten temat pozyskaliśmy od poszczególnych wojewodów). Być może funkcjonowanie takiej bazy danych pozwoliłoby na obiektywną ocenę systemu gospodarki odpadami w gminach, wprowadzonego po udanym referendum, a zebrane informacje mogłyby stanowić argument uzasadniający potrzebę nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Pytanie tylko, który resort powinien prowadzić taką ewidencję i na jej podstawie dokonywać weryfikacji wprowadzonego systemu? W obecnych warunkach, kiedy kompetencje w zakresie gospodarowania odpadami znajdują się w obszarze przynajmniej dwóch ministerstw, trudno jednoznacznie to określić.
 
Katarzyna Terek