Nadszedł czas na trochę moralizatorstwa. Marudzenia. Ale dość ważnego marudzenia, bo o lojalności w różnych aspektach. A więc ad rem.

Nie jest nowością stwierdzenie, że zdecydowana większość z naszych firm stanowi własność samorządu. W gminie taki brygadzista na krześle prezesa to jest ktoś. I czasami sam w to wierzy, a niekiedy nawet nie wytrzymuje i? kandyduje do władz wybieralnych. Bywa, że kompletnie opuszcza go instynkt samozachowawczy, to kandyduje na stanowisko, które w danym momencie zajmuje jego właściciel, czyli np. obecnie urzędujący burmistrz. Znam takie przypadki. Są one dość beznadziejne. Szef spółki czy też zakładu komunalnego jest winien lojalność swojej gminie i jego władzom. Niezależnie od tego, jakie te władze są. Jeśli ma z tym problemy, to powinien dobrze zapamiętać drogę do drzwi. Te stwierdzenia są teraz szczególnie istotne, gdyż zbliżają się wybory samorządowe i jeśli któryś z szefów miejskich organizacji ma ochotę pokandydować, to powinien najpierw podać się do dymisji. Nie chodzi jednak o lojalność w stosunku do człowieka, który sprawuje funkcję burmistrza (równie dobrze może to być prezydent albo wójt), lecz względem własnej firmy. Jak bowiem będzie postrzegane przez gminę przedsiębiorstwo, które stwarza konkurencję burmistrzowi? Jak potem ukształtują się relacje z władzami gminy? Niezależnie od tego, kto wygra wybory, zawsze będzie źle. Gdy przegra aktualnie sprawujący władzę, to, wiadomo, zbyt przyjazny firmie nie będzie, ...