Moda na dzikość miejską
Czy miasto to miejsce, w którym możemy doświadczać dzikiego krajobrazu? Jak daleko jest takim krajobrazom do naturalności? Jak wykorzystać ich potencjał?
Oprócz oficjalnej, urządzonej zieleni – parków, skwerów, zieleni przyulicznej – w każdym mieście drzemie wielki potencjał półnaturalnych, nieformalnych terenów zieleni, czyli miejsc, w których z różnych przyczyn aktywność człowieka jest niewielka lub zupełnie ustała. Coraz częściej dostrzegamy wartość tych przestrzeni, a porastającą je roślinność zaczynamy uważać za estetyczną. Rozwija się moda na dzikość miejską, określaną też czasem jako „czwarta przyroda”.
Geneza miejskiej dzikości
Tereny dzikie w mieście to efekt różnorodnych procesów. Niektóre z nich, np. miejsca podmokłe lub strome skarpy wzgórz, zachowały swój charakter, ponieważ zawsze były trudno dostępne i nieprzydatne do zabudowy. Część terenów zdziczała wtórnie, gdy aktywność człowieka ustała, np. na dawnych obszarach przemysłowych, kolejowych czy wojskowych. Część była przedmiotem celowego zachowania, czego przykładem są lasy miejskie. Wreszcie niektóre z nich to tereny objęte formalną ochroną jako rezerwaty czy użytki ekologiczne – choć zwykle jest ich w miastach bardzo niewiele.