Myślenie nie boli
No to jesteśmy na wakacjach. Przynajmniej niektórzy z nas. Z definicji człowiek na wakacjach jest bardziej leniwy i niezbyt chce się zajmować poważnymi sprawami, a tym bardziej czytaniem poważnych artykułów w prasie zawodowej. No to, żeby zwiększyć szansę, że ktokolwiek będzie chciał przeczytać ten tekst, spróbuję dzisiaj zająć się trochę lżejszymi sprawami i z lekkim przymrużeniem oka.
Lenistwo źródłem postępu?
Lenistwo jest rękojmią zdrowia. Tak przeczytałem kiedyś w książce i strasznie się z tego obśmiałem. Lenistwo jest źródłem postępu. Z tego też się obśmiałem. Ale czy miałem rację? Chyba nie do końca. Mam kilku znajomych, którzy szczycą się tym, że pracują od rana do wieczora. Kiedyś też tak robiłem, ale na szczęście z tego wyrosłem. W końcu uwierzyłem, że nie jestem jedynym facetem w firmie, który potrafi coś zrobić. I przeważnie okazuje się, że mam rację. Pracując od rana do wieczora, robimy krzywdę sobie (bo przecież lepiej w tym czasie jest wypić piwo) i swoim podwładnym (bo wówczas piją piwo, a może chcieliby już przestać). Zresztą czasami zachowujemy się zupełnie jak w tym dowcipie z taczką. Mamy tyle roboty, że nie mamy czasu tej taczki załadować, więc biegamy z pustą. Lepiej ten czas poświęcić choćby na naukę. Wiem, że przyznanie się przez prezesa firmy, że czegoś nie wie i musi jechać się szkolić, jest uwłaczające godności majestatu tego stanowiska. Aż strach pomyśleć, co ludzie mogą sobie wyobrażać. Mogą zwątpić w moją nieomylność, a to przecież niedopuszczalne! Tymczasem, jak mówił w liceum mój profesor od rosyjskiego: proces głupienia jest niezauważalny dla głupiejącego. Głupiejącego prezesa również. No i teraz spora grupa się uspokoiła, bo przecież była na szkoleniu w zeszłym roku. Na szkoleniu z klejenia rur. Super. To klejenie rur jest tylko przykładowe (nie, żebym coś miał do specjalistów z tego zakresu). Ale mam jakieś wrażenie, że szef nie powinien być najlepszym w firmie specjalistą z… Powinien być jedynie najlepszym z możliwych szefów i autorytetem dla swoich ludzi. A tego nie osiąga się, będąc wyłącznie specjalistą z jakiejś wąskiej branży. Czasami lepiej jest usiąść i pomyśleć. Nic więcej, tylko pomyśleć. Pomyśleć – po co ja to robię? Jaki mam cel? A może mógłby to zrobić ktoś za mnie. Czasami, patrząc trochę z boku (na siebie też), aż trudno uwierzyć, że myślenie nie boli. Tak wielu tego unika!
Trawnik a przedsiębiorstwo
Ale wróćmy do naszych wakacji i przyjemniejszych tematów. Może nawet nie tyle przyjemniejszych (bo taki temat o lenistwie i myśleniu jest całkiem przyjemny), ile lżejszych. Latem z reguły zabieramy się za jakieś prace. Często są to prace fizyczne. I to jest całkiem sensowne. Zabrać się za coś, czego od wielu miesięcy się nie robiło. Na przykład takie koszenie trawnika. Jaka prosta, a jednocześnie pouczająca praca. Co trawka podrośnie, to się ją przytnie. Znamy to skądś? Jeszcze jak mamy większy zapał, to może trochę nawozu, żeby szybciej rosła. Skądinąd teoretycznie dość głupie, skoro trzeba będzie znowu przyciąć. Fajna taka praca, byle tylko nic mnie nie gryzło. A jak już się człowiek nakosi przez cały dzień, to wieczorem usiądzie i popatrzy. Zadowolony. Gdy jest optymistą, to powie, że ten trawnik ładniejszy niż rok temu, a pesymista będzie myślał, że jednak ten trawnik doskonały nie jest i trzeba będzie znowu kosić. Lepiej być optymistą. Czasami wówczas przyjdą znajomi i zachwycą się trawnikiem (dobrze, jeśli szczerze). Trzeba jeszcze trawnik podlewać. Codziennie. Chociaż troszeczkę, ale codziennie. Jak są do tej pielęgnacji trawnika jeszcze dobre narzędzia, to już w ogóle może być przyjemnie dbać o niego. A gdy nie jesteśmy sami, którzy o niego dbamy, to sukces murowany. I niech nikt mi nie wmawia, że trawnik trzeba przekopywać. Wówczas to już nie jest ten trawnik. Wiem, że każdy, kto przeczytał ten akapit, obniżył rokowania na temat mojego poziomu inteligencji, a przynajmniej może uważać, że pomyliłem tekst i zamiast wysłać go do redakcji typu „Ja i mój trawnik” wysłałem go tutaj. Nie do końca się z tym zgadzam. Istnieje wiele podobieństw między trawnikiem a przedsiębiorstwem. Trzeba tylko chcieć je zauważać. Różnica jest tylko jedna. Trawnik można kosić bezmyślnie.
Paweł Chudziński
prezes Aquanet, Poznań
Lenistwo źródłem postępu?
Lenistwo jest rękojmią zdrowia. Tak przeczytałem kiedyś w książce i strasznie się z tego obśmiałem. Lenistwo jest źródłem postępu. Z tego też się obśmiałem. Ale czy miałem rację? Chyba nie do końca. Mam kilku znajomych, którzy szczycą się tym, że pracują od rana do wieczora. Kiedyś też tak robiłem, ale na szczęście z tego wyrosłem. W końcu uwierzyłem, że nie jestem jedynym facetem w firmie, który potrafi coś zrobić. I przeważnie okazuje się, że mam rację. Pracując od rana do wieczora, robimy krzywdę sobie (bo przecież lepiej w tym czasie jest wypić piwo) i swoim podwładnym (bo wówczas piją piwo, a może chcieliby już przestać). Zresztą czasami zachowujemy się zupełnie jak w tym dowcipie z taczką. Mamy tyle roboty, że nie mamy czasu tej taczki załadować, więc biegamy z pustą. Lepiej ten czas poświęcić choćby na naukę. Wiem, że przyznanie się przez prezesa firmy, że czegoś nie wie i musi jechać się szkolić, jest uwłaczające godności majestatu tego stanowiska. Aż strach pomyśleć, co ludzie mogą sobie wyobrażać. Mogą zwątpić w moją nieomylność, a to przecież niedopuszczalne! Tymczasem, jak mówił w liceum mój profesor od rosyjskiego: proces głupienia jest niezauważalny dla głupiejącego. Głupiejącego prezesa również. No i teraz spora grupa się uspokoiła, bo przecież była na szkoleniu w zeszłym roku. Na szkoleniu z klejenia rur. Super. To klejenie rur jest tylko przykładowe (nie, żebym coś miał do specjalistów z tego zakresu). Ale mam jakieś wrażenie, że szef nie powinien być najlepszym w firmie specjalistą z… Powinien być jedynie najlepszym z możliwych szefów i autorytetem dla swoich ludzi. A tego nie osiąga się, będąc wyłącznie specjalistą z jakiejś wąskiej branży. Czasami lepiej jest usiąść i pomyśleć. Nic więcej, tylko pomyśleć. Pomyśleć – po co ja to robię? Jaki mam cel? A może mógłby to zrobić ktoś za mnie. Czasami, patrząc trochę z boku (na siebie też), aż trudno uwierzyć, że myślenie nie boli. Tak wielu tego unika!
Trawnik a przedsiębiorstwo
Ale wróćmy do naszych wakacji i przyjemniejszych tematów. Może nawet nie tyle przyjemniejszych (bo taki temat o lenistwie i myśleniu jest całkiem przyjemny), ile lżejszych. Latem z reguły zabieramy się za jakieś prace. Często są to prace fizyczne. I to jest całkiem sensowne. Zabrać się za coś, czego od wielu miesięcy się nie robiło. Na przykład takie koszenie trawnika. Jaka prosta, a jednocześnie pouczająca praca. Co trawka podrośnie, to się ją przytnie. Znamy to skądś? Jeszcze jak mamy większy zapał, to może trochę nawozu, żeby szybciej rosła. Skądinąd teoretycznie dość głupie, skoro trzeba będzie znowu przyciąć. Fajna taka praca, byle tylko nic mnie nie gryzło. A jak już się człowiek nakosi przez cały dzień, to wieczorem usiądzie i popatrzy. Zadowolony. Gdy jest optymistą, to powie, że ten trawnik ładniejszy niż rok temu, a pesymista będzie myślał, że jednak ten trawnik doskonały nie jest i trzeba będzie znowu kosić. Lepiej być optymistą. Czasami wówczas przyjdą znajomi i zachwycą się trawnikiem (dobrze, jeśli szczerze). Trzeba jeszcze trawnik podlewać. Codziennie. Chociaż troszeczkę, ale codziennie. Jak są do tej pielęgnacji trawnika jeszcze dobre narzędzia, to już w ogóle może być przyjemnie dbać o niego. A gdy nie jesteśmy sami, którzy o niego dbamy, to sukces murowany. I niech nikt mi nie wmawia, że trawnik trzeba przekopywać. Wówczas to już nie jest ten trawnik. Wiem, że każdy, kto przeczytał ten akapit, obniżył rokowania na temat mojego poziomu inteligencji, a przynajmniej może uważać, że pomyliłem tekst i zamiast wysłać go do redakcji typu „Ja i mój trawnik” wysłałem go tutaj. Nie do końca się z tym zgadzam. Istnieje wiele podobieństw między trawnikiem a przedsiębiorstwem. Trzeba tylko chcieć je zauważać. Różnica jest tylko jedna. Trawnik można kosić bezmyślnie.
Paweł Chudziński
prezes Aquanet, Poznań