Na karuzeli z Prawem wodnym
Pewnie w jakimś sensie wszyscy odetchnęliśmy, że 1 stycznia przyszłego roku nie wchodzą w życie nowe, podwyższone stawki za pobór wody. I właściwie można by tym stwierdzeniem zakończyć, dodając tylko, że Częstochowa została obroniona (pisząc Częstochowa, mam na myśli naszą branżę). Ale czy właśnie tak powinniśmy zrobić? Może jednak warto podsumować to, co się wydarzyło, i to, co nie nastąpiło?
Czegoś zabrakło?
Nie przytoczę tutaj w ramach kalendarium wydarzeń związanych z projektowaniem nowego Prawa wodnego, bo nie czuje się kompetentny w tym zakresie. Pragnę raczej spojrzeć na całą tę historię z dystansu. Jak pewnie większości z nas się wydaje, stronami w pracach nad projektem byli rząd oraz przedsiębiorstwa wodociągowe. Wyrażenie ?wydaje się?, jest tu jak najbardziej zasadne. Okazało się bowiem, że w całym tym procesie uczestniczyły środki masowego przekazu. Warto zwrócić uwagę na fakt przerzucania się informacjami dotyczącymi potencjalnego wzrostu cen za wodę i ścieki między przedstawicielami rządu i przedsiębiorstw. Zabrakło przestrzeni dla jakiegoś autorytetu. Informacje przekazane (i trochę wyrwane z kontekstu) przez przedstawicieli rządu w oparciu o raport NIK-u stały po jednej stronie z danymi (też nie do końca pełnymi) zaprezentowanymi przez branżowców w oparciu o raport jednej z uznanych firm doradczych. Jednak głosu nie zabrał nikt ze świata nauki. Pytanie brzmi: dlaczego? Być może dlatego, że obecnie w naszej branży nikt ...