Praktycznie od momentu ogłoszenia przez Komisję Europejską w styczniu br. pakietu klimatyczno-energetycznego Ministerstwo Gospodarki formułowało poważne zastrzeżenia.
Odnosiły się one do zapisanego w projekcie dyrektywy w sprawie promowania stosowania energii z OZE paneuropejskiego systemu handlu gwarancjami pochodzenia energii ze źródeł odnawialnych. Szczególny sprzeciw w tym zakresie dotyczył handlu gwarancjami pochodzenia pomiędzy przedsiębiorstwami. Zastrzeżenia MG znalazły odzwierciedlenie w przyjętym przez Komitet Europejski Rady Ministrów stanowisku rządu RP odnośnie projektu tej dyrektywy. Warto zaznaczyć, że system handlu gwarancjami pochodzenia był w zamysłach KE ważnym, wręcz kluczowym instrumentem, umożliwiającym realizację w UE 20-procentowego celu udziału energii z OZE w 2020 r. w sposób kosztowo efektywny.
Samo zgłaszanie uwag, nawet tych najistotniejszych, jeszcze nie rozwiązuje problemu. Dopiero doprowadzenie do zmiany niewłaściwych i nieracjonalnych rozwiązań można uznać za skuteczne działanie. I tak właśnie jest w przypadku systemu handlu gwarancjami pochodzenia. Polska wraz z Niemcami i Wielką Brytanią oficjalnie zgłosiła propozycję radykalnej zmiany projektu dyrektywy w tym zakresie. Przewiduje ona całkowitą rezygnację z handlu gwarancjami pochodzenia między przedsiębiorstwami, a w miejsce handlu nimi między państwami członkowskimi wprowadza statystyczny transfer energii z OZE w przypadku posiadania przez dane państwo nadwyżek takiej energii w stosunku do celu określonego dla tego kraju w dyrektywie. Propozycja zawiera też możliwość realizacji przez dwa lub więcej państw członkowskich wspólnego przedsięwzięcia w zakresie wytwarzania energii z OZE i dokonywania w proporcjach wzajemnie uzgodnionych statystycznego transferu tej energii. Oczywiście nie wiąże się on z fizycznym przepływem energii, a wyłącznie z obliczaniem wypełnienia przez kraj członkowski celu w zakresie udziału energii z OZE.
Taką propozycję w imieniu koalicji trzech państw przedstawił na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej ds. Energii 6 czerwca br. w Luksemburgu Marcin Korolec, podsekretarz stanu w MG. Warto zaznaczyć, że rozwiązanie to nieoficjalnie popiera Francja, przejmująca od 1 lipca br. przewodnictwo w UE, Hiszpania oraz kilka mniejszych państw członkowskich. Również KE jest skłonna tę zmianę zaakceptować. Rozmowy w tej sprawie prowadzone były także z posłem sprawozdawcą projektu tej dyrektywy w Parlamencie Europejskim.
Wspólny sukces
Praktycznie oznacza to, że rozwiązanie przedłożone przez Polskę wspólnie z Niemcami i Wielką Brytanią przyjęte zostanie w procedowanej dyrektywie w sprawie promowania stosowania energii z OZE.
Osiągnięty rezultat to efekt kilku tygodni wytężonej pracy, szeregu spotkań i konsultacji, a przede wszystkim pomysłu na rozwiązanie alternatywne. Ostatecznie uzgodniona wersja to ta, którą od samego początku proponowaliśmy. Nasi partnerzy z Niemiec przedstawiali wersję pośrednią, która oczywiście była zdecydowanie korzystniejsza niż ta oryginalna, przedłożona w projekcie dyrektywy przez KE, ale wg nas zawierała zbędne elementy komplikujące system. Rozmowy nie były łatwe, więc tym bardziej cenne jest ich korzystne sfinalizowanie.
Przyjęte rozwiązanie jest obiektywnie lepsze i korzystne dla wszystkich państw członkowskich. Po pierwsze nie narusza krajowych mechanizmów wsparcia wytwarzania energii z OZE, co było podstawową wadą przedłożenia zawartego w projekcie dyrektywy. Ponadto rozwój energetyki odnawialnej następował, następuje i będzie następował przede wszystkim dzięki krajowym mechanizmom wsparcia. Stąd ich zniszczenie, a nawet osłabienie, miałoby katastrofalne skutki dla możliwości osiągnięcia przez UE założonych celów rozwoju OZE. Te negatywne skutki dotyczyłyby obu głównych mechanizmów, tj. feed-in tariff i zielonych certyfikatów, oraz bazujących na nich systemów pochodnych. Grzechem nr dwa dotychczasowego rozwiązania jest brak realnej kontroli państwa nad wypełnianiem nałożonych dyrektywą celów w zakresie udziału OZE. Przy celach obligatoryjnych, a z takimi mamy do czynienia zgodnie z ustaleniami Rady Europejskiej z marca 2007 r., wadliwość takiego podejścia potęguje się. W przypadku Polski zapewne większość z gwarancji pochodzenia energii z OZE wytworzonej w nowych instalacjach byłaby transferowana za granicę. W efekcie Polska płaciłaby kary za brak realizacji celu, a jednocześnie „na biegu jałowym” funkcjonowałby krajowy system zielonych certyfikatów, tj. zobowiązane przedsiębiorstwa energetyczne płaciłyby opłatę zastępczą, co skutkowałoby wyższymi cenami energii elektrycznej dla odbiorców. Dodatkowo przedłożony przez KE model handlu gwarancjami pochodzenia to rozwiązanie niezmiernie skomplikowane i kosztowne. Potwierdzeniem skali irracjonalnego skomplikowania tego fragmentu projektu dyrektywy są wypowiedzi samych autorów, stwierdzających, że dopiero trzykrotne przeczytanie tekstu pozwala go zrozumieć.
Tytuł i śródtytuł od redakcji